Rozdział 1

78 7 0
                                    

Mia cieszyła się z powodu nowej szkoły. Jej rodzice naprawdę dużo poświęcili, żeby mogła tutaj chodzić. Czesne wcale nie było tanie, ale udało jej się zdobyć stypendium, które pokryje część kosztów. Z resztą rodzice powinni dać radę, a kiedyś, jak już będzie zarabiać, odda im to w postaci wycieczki za granicę. Należały im się wakacje.

Miała przed sobą szkołę, o której tak wiele słyszała. Większość opinii nie były zbyt pochlebne. To znaczy, poziom Madison był niezwykle wysoki, wielu uczniów dostawało się później do takich college'ów jak Yale lub Harvard. Poza tym szkoła mogła pochwalić się doskonałymi wynikami w konkursach oraz zawodach sportowych. Szkoła miała utrzymane w nienagannym stanie boiska do niemal każdego sportu. Oczywiście największą popularnością cieszył się football i tutaj zaczynały się mniej pozytywne opinie.

Madison miało tak zwaną "elitę". Sportowców, cheerleaderki oraz uczniów, których rodzice zasiadali w radzie albo po prostu sponsorowali szkołę. Okropny proceder. Niestety towarzyszył on temu miejscu od dziesięcioleci i pewnie prędko się to nie zmieni.

Mii nigdy nie zależało na popularności. Nie lubiła być w centrum uwagi, a już szczególnie nie lubiła tej fałszywości idącej w parze nawet z niewielką sławą. Niemniej, niezmiernie irytowały ją osoby, które przechadzały się po korytarzach jakby faktycznie miały władzę. Z tego co czytała, "sponsoring" nie wpływał na oceny. Pomagał jedynie w życiu towarzyskim i hierarchii szkolnej. Podobno. Miała nadzieję się temu przyjrzeć.

W każdym razie design szkoły był imponujący. Budynek wyglądał jednolicie, co zdarzało się wyjątkowo rzadko. To znaczyło, że gdziekolwiek wejdzie się do środka, gmach był ogromny, umeblowanie i podłogi były identyczne. Uznawała to za znaczący plus. Podłogę zajmowała wielka szachownica, przynajmniej ona tak to nazywała. W gruncie rzeczy, były to czarno białe płytki z logo szkoły od czasu do czasu. Wszystkie meble, zaczynając od krzeseł w klasach, a kończąc na ławkach na korytarzach zostały wykonane z mahoniu. Poza tym Madison miało wyjątkowo dużo roślin. Były wszędzie- na korytarzach, w klasach, na zewnątrz. Wyglądały na wyjątkowo zadbane.

- Nie uwierzycie co się stało- odezwała się Lila, jedna ze współlokatorek. Właśnie weszła do pokoju. Ze złością zatrzasnęła drzwi.

- Co tym razem?- rzuciła Thalia lekko znudzonym tonem, zerkając na koleżankę znad telefonu.

- Cheerleaderki. Przyszły do biblioteki, wzięły książki i zaczęła się rozmowa w najlepsze. Nikt nie zwrócił im uwagi, chociaż nie słyszenie ich było wręcz niemożliwe!

- Musisz po prostu je ignorować- wzruszyła ramionami Thalia.

Współlokatorki Mii były jak ogień i woda pod pewnymi względami. Lila zachowywała się impulsywnie. Tak jak teraz, potrafiła pojawić się w pokoju i zrobić aferę z byle powodu. Thalia była dużo spokojniejsza, trochę apatyczna. Wolała zignorować problem i czekać aż sam zniknie. Pod jednym względem się zgadzały: nic z tym nie robiły. Lila narzekała, a Thalia ignorowała wszystko, co jej nie pasowało. Pomimo tego, w wielu kwestiach się zgadzały. Ciemnowłosa ani razu nie widziała, żeby się pokłóciły, ale to może kwestia czasu. Znały się zaledwie kilka dni. Niemniej, była zadowolona z dobru współlokatorek.

- Nie dało się!- rzuciła Lila ze złością, po czym spojrzała na Mię.- Przypomnisz mi swoje imię? Mam strasznie kiepską pamięć do imion.

Ciemnowłosa przypomniała jej swoje imię. Nie miała pojęcia który to już raz. Lila miała tragiczną pamięć do imion.

- No więc wyobraź sobie, Mia, że grupa wytapetowanych dziewczyn rozmawia głośno przy stoliku obok- kontynuowała Lila, chodząc w tę i z powrotem po pokoju.- Jaki on jest przystojny, ciekawe czy zagra w najbliższym meczu, słyszałyście o imprezie, a wiecie, że oni znowu są razem... Tego się nie dało wytrzymać!

DyrektorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz