Rozdział 24

22 5 0
                                    

Arthur zaskakująco szybko przywykł do Madison i swojego nowego życia. Tak jak i swojego pierwszego dnia ciągle trzymał się z Luke'iem i Harper. Byli w porządku, przedstawili go szkolnej elicie. Ogólnie rzecz biorąc, był ustawiony, jeśli chodzi o szkolną hierarchię. Nie narzekał ani na brak towarzystwa, ani na brak imprez. Nawet ustanowił sobie cel na ten rok szkolny. Zaliczyć wszystkie możliwe imprezy.

Nieco gorzej szło mu z nauką. Nie miał motywacji, a nauczyciele też raczej nie zachęcali do nauki. Prędzej grozili albo raczej informowali, że jak dalej pójdzie to obleje... Jednak blondyn w żadnym stopniu się tym nie przejmował. Może jak będzie zawalał niektóre przedmioty to ojciec załatwi mu korepetycje z Sarah?Nie obraziłby się za coś takiego. Nawiasem mówiąc, próbował się z nią skontaktować. Pisać, dzwonił, ale studentka się nie odezwała. Ani słowem. Nawet nie napisała mu, żeby sobie odpuścił, co było wyjątkowo frustrujące.

Co ta cisza oznaczała? Nie chciała mieć z nim kontaktu? Zmieniła numer? Nie mogła mu tego powiedzieć? Przecież nie był pieprzonym stalkerem! Nie, to nie. Kurwa. Nie miałby problemu ze zrozumieniem tak prostego komunikatu. W każdym razie przestał do niej wypisywać. To nie miało najmniejszego sensu.

Od ojca również nie odbierał. Ignorował jego telefony od przyjazdu. Nie wysłał mu też ani jednego SMS'a. Ojciec nie poddawał się i od czasu do czasu dzwonił albo mu coś wysyłał. Bez rezultatu. Blondyn nie zamierzał mu odpowiadać. Po jego trupie. Chciał wysłać syna do szkoły z internatem? Niech się przyzwyczai do braku kontaktu. Pomimo tego, że niemal przywykł do nowego życia, nie zapomni ojcu jak łatwo było mu podjąć za niego decyzję. To była jego przyszłość i ojciec nie miał nic do gadania w tej sprawie. Niech się pieprzy.

Jego rozmyślania przerwał Luke, który z niezadowoleniem dosiadł się do jego stolika na stołówce. Rzecz jasna, jego zły humor wcale nie wynikał z faktu wyboru stolika. Chodziło o coś innego. Taką przynajmniej blondyn miał nadzieję.

- Co tam?- zapytał Art, dostrzegając zły humor kumpla. Ten skrzywił się teatralnie.

- Nie wierzę, że dałem się namówić na ten głupi konkurs. Ten smród będzie się za mną ciągnął do końca szkoły!- jęknął Luke.

Arthurowi chwilę zajęło zorientowanie się o jakim smrodzie jego rozmówca mówił. Chodziło oczywiście o footballistów. Pewnie znowu dostał kosza i dlatego był taki załamany. No cóż, nie powie mu tego głośno, ale za głupotę się płaci.

- Powinieneś się cieszyć, że nie wyleciałeś ze szkoły i ciągle jesteś w drużynie. Dziewczyny kiedyś o tym zapomną.

- Kiedyś?- powtórzył po nim Luke z jeszcze większym niezadowoleniem.- No to zajebiście. Kiedyś sobie pójdę na randkę. Właśnie o to mi chodziło. To za długo. Dobrze wiesz, że nie miałem ochoty brać w tym udziału.

Art przewrócił oczami. Powtarzał mu to kilka razy dziennie. Mógłby z pamięci zacytować jak bardzo "niesprawiedliwe" go obecnie traktowano.

- Tak, byłeś szantażowany przez Blake'a. Opowiadałeś o tym.

- Dokładnie, właśnie dlatego nie rozumiem, czemu dziewczyny omijają mnie z daleka jakbym roznosił zarazę...

Blondyn starał się ukryć irytację, ale odpowiedź była oczywista, wręcz banalna. Czemu Luke sam na to nie wpadł?

- Skoro uważasz się za takiego męczennika, to przyznaj się głośno, że brałeś w tym udział- wtrąciła Harper, zajmując jedno z wolnych krzeseł. Rudowłosa odrzuciła do tyłu opadające jej na twarz kosmyki długich włosów.- Powiedz, że musiałeś to zrobić, żeby być w drużynie. Myślę, że taką deklaracją choć trochę zrehabilitujesz się w oczach żeńskiej części Madison.

DyrektorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz