Justin znalazł w sieci zdjęcia Christiny Brand, z którą rzekomo miał dziecko. Przyglądał się temu zdjęciu długo, w nadziei, że coś sobie przypomni. Nie oczekiwał wiele. Wystarczyłby mu jeden skrawek wspomnienia jak idą do toalety, pokoju w akademiku lub innego miejsca. Nic takiego sobie nie przypomniał, co skłoniło go do myślenia, że faktycznie tej laski nie znał. Tym samym wykluczył możliwość ojcostwa. To nie był jego dzieciak. Tamtej wariatce coś się pomyliło i tyle. Koniec tematu.
Mimo ponagleń nieznanego numeru, szatyn wcale się nie spieszył. Wiedział, że musi wykonać to zadanie. Chciał to zrobić. Dla takiej nagrody było warto. Jednak Mary wymagała specjalnych środków. Jeśli spróbuje się do niej zbliżyć w niewłaściwym momencie, to będzie koniec. Nigdy więcej się do niego nie odezwie i pewnie wyzwie go od najgorszych.
Do tej pory między nim a Mary do niczego nie doszło. Póki co Justin zdobywał jej zaufanie. Przy okazji dostrzegł, że wcale nie była taka sztywna jak mu się wydawało. Widocznie zyskiwała przy bliższym poznaniu, chociaż mogłaby być nieco milsza. Może wtedy nie odstraszałaby od siebie wszystkich facetów i ktoś miałby szansę to dostrzec. Tak, ostatnio jego myśli podążały w dziwnym kierunku... Zastanawiał się czemu Mary była sama i z nikim się nie spotykała. Zdecydowanie powinien odpuścić sobie takie myśli. Co go to obchodziło?
- Nawet nie wiesz stary jakie życie jest piękne- westchnął Owen, wbijając do pokoju i od razu rzucając się na łóżko z rozmarzonym spojrzeniem.
- Naćpałeś się czy coś innego ci dolega?- spytał Justin, sprawdzając źrenice kumpla. Wyglądało na to, że nie ćpał. Może po prostu upił się? Zawsze miał słabość do mocnych trunków niezależnie od pory dnia.
- Ha ha ha. Wybacz, stary, ale nawet ty nie zepsujesz mi humoru. Umówiłem się z tak zajebistą laską... Nawet ty byś mi zazdrościł.
Szatyn obrzucił kumpla pełnym niedowierzania spojrzeniem. Przez jego łóżko przewinęło się wiele dziewczyn. Wątpił, żeby Owen potrafił wyrwać kogoś lepszego.
- Nie sądzę.
- No chyba nie nawróciłeś się, co? Nie mów, że Mary wyprała ci mózg. Wiedziałem, że ona ma na ciebie zły wpływ- stwierdził Owen, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Tak, dokładnie. Zacząłem wierzyć w miłość, ślub kościelny, przede wszystkim celibat do czasu ślubu- powiedział głosem przesiąkniętym ironią szatyn.
Owen wybuchnął śmiechem. Nie mógłby wziąć czegoś takiego na serio, a Justin nie mógłby tego powiedzieć na serio. Pod tym względem byli zgodni. Może ludzie w zamierzchłych czasach robili takie rzeczy i trzymali się celibatu do ślubu. Osobiście uważał to za idiotyzm. Nawet trącało to lekko hipokryzją. Jak masz zdecydować, o ile faktycznie na coś takiego się piszesz, czy spędzisz z kimś resztę życia, jeśli nie wiesz jaki jest seks z twoją drugą połówką? Bez sensu.
- Jeśli kiedykolwiek powiesz coś takiego na serio, wyślę cię do wariatkowa. Więc mów, przeleciałeś ją w końcu?
Szatyn westchnął ciężko. Denerwowało go ciągle zadawane przez przyjaciela pytanie. Nie było dnia bez "przeleciałeś ją?".
- Jeszcze nie, ale dla twojej informacji zamierzam to zrobić jeszcze dzisiaj. Przynajmniej ją pocałować, co do reszty nie jestem pewien.
- U całowanie bez seksu, szczyt romantyzmu- mruknął ze śmiechem kumpel. Szatyn cisnął w niego poduszką, ale spowodowało to jedynie kolejny wybuch śmiechu.
- Zobaczymy czy będziesz się tak samo śmiał jak ci powiem, że wykonałem zadanie. Możesz się jedynie ode mnie uczyć, kretynie.
- Zobaczymy. Popatrz na te fotki.
CZYTASZ
Dyrektor
Kinh dịPięćdziesiąt tysięcy dolarów i stypendium w dowolnie wybranym collegu tylko za wykonanie sześciu zadań. Banalne prawda? Tak przynajmniej wydawało się trzynastu licealistom... Do czasu aż nie uświadomili sobie, że w tej morderczej grze stawiają na sz...