Rozdział 2

56 5 0
                                    

- Nie bądź taki, Justin- poprosiła blondynka, mrugając powiekami i wydymając usta.- Na serio musisz już iść? Jestem pewna, że nic się nie stanie jak się trochę spóźnisz.

- Wiesz, że chciałbym zostać, ale...- zaczął szatyn, ale blondynka od razu mu przerwała.

- Proszę- dodała, przejeżdżając językiem najpierw po górnej, a później po dolnej wardze. Robiła to powoli i zmysłowo.

Justin nic nie mógł poradzić na to, że patrzył się na ten gest jak zahipnotyzowany. W jego głowie od razu pojawiły mu się pomysły jak inaczej mogłaby wykorzystać swój język w bardzo przyjemny dla niego sposób. Jedno musiał jej przyznać, wiedziała jak go podniecić. Skup się, polecił sobie w myślach.

- Chciałbym zostać- zaczął szatyn, odwracając wzrok.- Ale nie mogę. Clarks się na mnie uwzięła. Jeśli jeszcze raz się spóźnię, zrobi wszystko, żebym nie przeszedł do następnej klasy. Muszę iść, chociaż bardzo nad tym ubolewam.

Szatyn był zadowolony z odpowiedzi, która brzmiała sensownie i dokładnie tak, jakby był myślami tu i teraz. Pieprzony język tej cholernie seksownej laski, której imienia nie pamiętał.

- Tylko kilka minut. Jestem pewna, że dasz sobie radę z tą suką Clarks. Jak nie, to zawsze możesz ominąć całą lekcję.

Blondynka jednym ruchem zdjęła z siebie jego bluzkę. Dał jej ją poprzedniego wieczoru, jeśli dobrze pamiętał. Albo przy poprzedniej nocy? Nie ważne. W jego podkoszulku było jej bardzo do twarzy. Za to pod spodem nie miała absolutnie nic. Przez dłuższą chwilę walczył ze sobą. Iść czy zostać, oto jest pytanie. Jego wzrok zatrzymał się na dużych, okrągłych piersiach. Zamrugał powiekami jakby w nadziei, że ten widok zniknie i będzie mógł się skupić. Chciał opuścić ją dla jakichś lekcji? Z każdą chwilą jego wątpliwości rosły.

- Kusząca propozycja- stwierdził szczerze Justin. Blondynka podeszła do niego, podwinęła mu koszulkę i powoli zaczęła zjeżdżać dłonią w kierunku zapięcia spodni. Szatyn chwycił jej dłoń. Może i będzie tego żałował, ale musiał to zrobić. Powtarzał sobie, że to dla jego przyszłości, żeby nie wyleciał z Madison.- Dość. Muszę iść. Naprawdę.

Blondynka prychnęła z niezadowoleniem, przewracając oczami. Podeszła do miejsca, gdzie przed chwilą rzuciła za dużą na nią koszulkę Justina i ubrała ją.

- Nie to nie. Mogliśmy spędzić czas znacznie lepiej niż na cholernych lekcjach. Twoja strata.

Szatyn spróbował pocałować ją, ale dziewczyna odsunęła się i jego usta spotkały się z jej policzkiem. Kurwa, przeklął w myślach. Chyba była na niego zła. Trudno, później ją jakoś przeprosi.

- Nie gniewaj się. Mam jeszcze- mruknął Justin, zerkając na zegarek.- Ja pierdolę. Dziesięć minut. Zobaczymy się później.

Chociaż blondynka miała skrzyżowane ramiona i dumnie uniesiony podbródek, spojrzała na niego i zapytała o dokładnie to, co chciał:

- Widzimy się wieczorem o jedenastej, tak jak zwykle?

Justin potwierdził z uśmiechem. Niby udawała taką obrażoną, ale później i tak chciała więcej. To było do przewidzenia. Laski za nim szalały, a szczególnie tamta, chociaż w życiu nie przyznałaby tego na głos. Potrafił zdobyć każdą, która mu się podobała. Może i nie był skromny, ale właśnie to w nim lubiły kobiety. Pewność siebie i jeszcze kilka innych rzeczy.

Szatyn jeszcze po drodze zapinał guziki koszuli. Pod klasę doszedł niemal równo z dzwonkiem. Od razu podszedł do swojego kumpla, Owena. Po męsku uścisnęli sobie dłonie.

- No cześć, stary. Wyglądasz jakoś inaczej- rzucił Owen, udając że mu się przygląda.- Dobre bzykanko, nie?

- Blondi była zajebista i jeszcze to ciało. Jej cycki są świetne- potwierdził Justin.

DyrektorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz