Rozdział 31

21 5 1
                                    

Pamela nie miała pojęcia, gdzie dokładnie się znajdowała. Dostała wyzwanie i je zrobiła. W obawie o bezpieczeństwo Logana, bo Dyrektor tym razem był wyjątkowo bezpośredni.

Wykonasz wyzwanie albo twój chłopak zginie. Twój wybór.

Wolała nie sprawdzać czy mówi na poważnie. Dlatego wsiadła we wskazany autobus. Uprzednio pozbyła się własnego telefonu, a niedaleko przystanku w miejscu, które zostało jej wskazane, znalazła worek moro. W środku miała prowiant, wodę oraz nowy telefon do kontaktu z Dyrektorem. Od razu znalazła na nim wiadomość, iż urządzenie miało specjalnie zainstalowany system szpiegujący. Może Dyrektor nazywał to inaczej, ale taki był z grubsza sens. Przekazywał mu każdy jej krok na nowym telefonie. Mogła zadzwonić po pomoc, ale nie miała żadnej gwarancji, że przyjadą szybciej niż twórca konkursu. A wtedy będzie po niej. Zajebiście, nie? Nie miała wyboru. Nie była w stanie aż tak zaryzykować.

Podróż w nieznane okazała się cholernie trudna. Nie wiedziała gdzie jedzie ani po co. Nie mogła z nikim rozmawiać. Zresztą znajdowała się na takim zadupiu, że to byłby cud, gdyby spotkała kogokolwiek. Jedynie w autobusie miała okazję z kimś porozmawiać, ale nie skorzystała z niej. O czym miałaby rozmawiać? Była zbyt zajęta martwieniem się. Nie potrafiła udawać, że wszystko jest w porządku i jedzie na zwykłą wycieczkę.

Musiała zostawić Madison, Logana... Przynajmniej przyjaciół już nie miała. Dyrektor o to zadbał. Kiedy wrzuciła obraźliwy post o Daisy, to był koniec ich znajomości. Ashley rzecz jasna stanęła po stronie osoby, którą dłużej znała... I tak rudowłosa została sama. To znaczy niedokońca, bo miała Logana, który był dla niej ogromnym wsparciem. Nie wiedziała co by bez niego zrobiła... Chyba będzie musiała przekonać się o tym na własnej skórze w niedalekiej przyszłości. Bynajmniej jej się to nie podobało.

Zastanawiała się co zrobi Logan jak do niego nie przyjdzie. Obiecała mu w dzień wyjazdu, gdy jeszcze o tym nie wiedziała, że wpadnie następnego dnia po lekcjach. Czy będzie się o nią martwił? Czy w ogóle za nią zatęskni? Czy pomyśli, że zniknęła tak samo jak jej brat? A może uzna, że jest w niebezpieczeństwie? No i czy wyrzucą ją z Madison? Jak zareagują jej rodzice na kolejne zniknięcie w ich rodzinie? Oni się nie pozbierają. Już wystarczająco ciężko znieśli zniknięcie jej starszego brata Luke'a.

Ta sytuacja zwyczajnie przerosła Pamelę. Czuła się okropnie. Nie chciała, żeby ktokolwiek cierpiał z jej powodu. Z bolesną dokładnością pamiętała jak ona się czuła po zaginięciu brata. Na początku nie było źle. Myślała, że zrobił sobie wagary i pojechał gdzieś ze znajomymi... A później nie wrócił. Minął tydzień, miesiąc, pół roku i Luke'a ciągle nie było. W końcu zrozumiała, że stało się coś złego, ale nie miała pojęcia co. Pamiętała złość, że ją zostawił i smutek, bo co jeśli on nie żyje? Nikogo nie skazałaby na podobny los, gdyby jej nie grożono.

Czuła się jakby oddalała się od wszystkiego co było dla niej znajome... Od jej obecnego życia. I gdzie szła? Podążała za cholernymi instrukcjami z SMS'ów. Miała przejść sześć kilometrów wgłąb lasu. Gdy po raz pierwszy o tym przeczytała, była w szoku. Tak po prostu miała iść w las, przed siebie z nadzieją, że znajdzie charakterystyczny punkt?! A jak zgubi się w lesie i umrze z głodu, bo nikt nie znajdzie jej na czas?! Mogła nawet zostać zaatakowana przez dzikie zwierzę i zjedzona żywcem! Cholernie się bała.

Pomimo tego, nie wróciła. Poszła do lasu. Przez całą drogę czuła się dziwnie. Jakby była obserwowana, chociaż nikogo wokół nie widziała. Dodatkowo podskakiwała na każdy głośniejszy dźwięk. Raz usłyszała, że coś się rusza w krzakach. Myślała, że dostanie zawału, ale okazało się, że to tylko wiewiórka przemykająca pomiędzy drzewami.

Sześć kilometrów to nie jest jakiś ogromny dystans jak na pieszą wycieczkę. Na razie w jedną stronę. Co będzie z powrotem, nie miała pojęcia. Miała jedzenie i picie. Jednak trasa ciągnęła się niemiłosiernie. Czuła się zagubiona i przestraszona. Ciągle miała wrażenie, że idzie w złym kierunku. Przynajmniej miała telefon i Dyrektor łaskawie pozwolił jej użyć nawigacji. Tam gdzie był zasięg oczywiście. Co jakiś czas była w stanie sprawdzić czy idzie w dobrym kierunku. Chętnie z tego korzystała i za każdym razem okazało się, że nie zbaczała z trasy. Wyimaginowanej trasy, bo w tym lesie nie było nawet ścieżki. Szła prosto do określonego punktu.

DyrektorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz