Rozdział 20

23 5 0
                                    

Scott przeklął pod nosem uderzając pięścią w udo. Kurwa, jak tak dalej pójdzie to przegram, pomyślał z niezadowoleniem. Jak zwykle ze znajomymi przesiadywali w pokoju Sky i Stephanie. W pokoju jego, Parkera i Danny'ego nie było warunków do grania. Konkretnie nie było wolnej i czystej przestrzeni. Żaden z nich szczególnie nie dbał o porządek i rzadko tam sprzątali, więc oględnie mówiąc, panował tam syf. Nic dziwnego, że ciągle przesiadywali u dziewczyn.

- Co wam, kurwa, zrobiłem?- westchnął zrezygnowany Caine, gdy zauważył, że musi wziąć trzydzieści kart. Cholera, nie miał czym tego odbić. Przegra. Jak nic. Za jakie grzechy go to spotyka?!

Parker wybuchnął śmiechem. To się nazywa przyjaciel. Zamiast okazać choć odrobinę współczucia, wyśmieje cię. O to chodziło.

- Ha! Nareszcie to nie ja muszę brać karty. Czasami jest na tym świecie sprawiedliwość.

- To dla twojego dobra- rzuciła Sky z najbardziej niewinnym uśmiechem na jaki ją było stać. Nawiasem mówiąc, Sky nie miała w sobie ani odrobinę niewinności. Gdyby była jakąś magiczną istotą, byłaby demonem. Uwielbiała dokuczać innym i była do bólu szczera. Na pewno lubiłaby torturować niczemu niewinnych śmiertelników, gdyby miała ku temu okazję. Jej niewinny wygląd był jedynie zmyłką.- Żebyś mógł z nami dłużej grać. No chyba nie chciałbyś tak szybko wygrać, co?

Wcale, pomyślał z sarkazmem Caine. Po prostu marzył o siedzeniu z nimi przez najbliższe godziny i rozgrywce tak poważnej jakby chodziło o ich życie. No jasne. W tej grze wcale nie chodziło o to, żeby wygrać.

- Pogódź się z przegraną, stary- dodał Danny, klepiąc go po ramieniu.

- Skończycie jako hazardziści z długami jak tylko dorośniecia na tyle, żeby w ogóle pójść do kasyna- skwitowała Stephanie, obrzucając ich pełnym niesmaku spojrzeniem. Współlokatorka i zarazem przyjaciółka Sky nigdy nie ukrywała pogardy dla ich zaangażowania i chęci do grania w gry takie jak Monopoly lub Uno. Wręcz przeciwnie, przy każdej okazji wyrażała głośno jak bardzo dziecinne jej się to wydaje, ale pewnie ze względu na Sky pozwalała im tam grać. Nie wyrzucała ich z pokoju, więc ignorowali jej komentarzy i byli dla niej mili. Poza tym Stephanie była dziewczyną Danny'ego. Ze Stephanie nie łączyła ich przyjaźń czy wspólne hobby, raczej nie wchodzili sobie w drogę.

- Później zabiorę cię na randkę, Steph. Nie gniewaj się- poprosił Danny.

- Masz pół godziny- oznajmiła blondynka, odrzucając do tyłu swoje długie, kręcone włosy.

- Stawiałabym na jakieś czterdzieści minut. Wystarczająco, żebym was wszystkich ograła- odezwała się Sky z szerokim uśmiechem. Stephanie spędzała naprawdę dużo czasu w łazience, a jej przyjaciółka znała ją jak nikt. Czasami Scott zastanawiał się czy Sky nie miała przypadkiem super mocy, bo zawsze potrafiła przewidzieć zachowanie lub reakcję współlokatorki.

- Jezu. Co laski robią w kiblu, że im to tak długo zajmuje?- zapytał Parker.- Rozumiem, żeby była z kimś i robiła... Wiadomo co. Ale sama?

- Nie wszystko musisz wiedzieć, Parker- odparła Sky.- No i to pomieszczenie nazywa się toaletą albo łazienką. Wyrażaj się nieco mniej jak tryglodyta, bo w życiu nie znajdziesz dziewczyny.

- Jak miło- skomentował Parker, a jego głos niemal ociekał sarkazmem.- Tak się z tobą rozmawia, Sky. Zadaję ci pytanie, bo jesteś tutaj jedyną dziewczyną, a ty robisz z tego tajemnicę i się odgryzasz. Nie rozumiem cię.

Sky powstrzymała się, żeby nie wybuchnąć śmiechem, po czym przybrała możliwie neutralny wyraz twarzy.

- Potrzebujesz rozmowy ze specjalistą? Mogę ci załatwić sesję z psychiatrą.

DyrektorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz