Rozdział 4

1.8K 72 10
                                    

Gabriel 

Rozszerzyłem uda blondynki, i ustawiłem się między nimi. Dłonią jeszcze przejechałem po mokrej szparce wiedząc, że była już doskonale rozciągnięta i gotowa na mojego fiuta który boleśnie pulsował mając nałożony lateks. 

- Aj - syknęła łapiąc się kurczowo za kraniec biurka w gabinecie - Gabrielu, wejdź we mnie. Cały - ostatnie słowo wyraźnie zaakcentowała. 

Wbiłem palce w jej biodra i jednym płynnym ruchem zatopiłem się w jej wnętrzu. Naparłem plecami na jej tył i owinąłem wokół nadgarstka lśniące włosy. Mlaskała wydając z siebie zduszone jęknięcia. Nie chciałem, by swoim krzykiem zbudziła dzieciaki, tego nie było w planie. 

- Szybciej - docisnęła moje pośladki do swojej pupy wypinając się jeszcze mocniej. 

Uderzałem jądrami o jędrny tyłek skubiąc ustami płatek ucha, Alice. Drgnęła zamykając oczy, a spuchnięte wargi uchyliły się jeszcze bardziej. Zacisnęła się na mnie jak pierdolone imadło, idealnie ścianki jej cipki oplotły penisa. 

- Dojdź - zarządziłem wymierzając klapsa - natychmiast! 

Opadła z sił, a mięśnie kobiety były jak z waty. Chwilę po niej sam rozlałem nasienie w kondomie i wyszedłem z niej jakby nigdy nic. 

Nasunąłem bokserki i obszedłem biurko wyjmując z szuflady plik pieniędzy. Rzuciłem go rozanielonej Alice przed nos czekając, aż się opamięta i po prostu stąd spierdoli. Zrobiła to co miała zrobić. 

- Pensja za ten tydzień, masz dodatek za dzisiejszy numerek - powiedziałem wprost. 

Mając na policzkach rumieniec wzięła pieniądze między dłonie i zmarszczyła czoło. 

- Nie musisz mi nic dawać za seks, Gabrielu - uśmiechnęła się zalotnie trzepocząc sztucznymi rzęsami. Jedna z nich się odkleiła przez co dziwnie osunęła się na jej powiekę - to dla mnie sama przyjemność. Po ciężkim tygodniu poczucie ciebie w sobie to nagroda. 

- Skończ pierdolić, i po prostu wyjdź - machnąłem dłonią w kierunku drzwi - w poniedziałek Bleer ma wizytę u konsultantki, pojedziesz z nią - wypiłem duszkiem szklankę wody. 

- Czy muszę? - skrzywiła się delikatnie i naciągnęła na gołe pośladki spódniczkę - w poniedziałek mam wizytę u kosmetyczki o jedenastej. Mam straszne odrosty - z udawanym smutkiem pokazała na paznokcie w kolorze sukowatej czerwieni. 

- Płacę ci za chodzenie do kosmetyczek, i darmowe ślęczenie mi pod dachem, czy za opiekę nad dziećmi? - wysyczałem przez zęby. 

- One mnie nie znoszą! - uniosła się wymachując dłonią w powietrzu - Parker non stop robi mi jakieś psikusy i obraża, a Bleer ciągle wylewa na mnie jakieś zupy i koktajle! Przez te dzieci straciłam połowę ubrań!

- To po chuj zgodziłaś się na pracę? - zapytałem dosadnie - jeśli ci się coś nie podoba to wyjdź jak kazałem zrobić ci to wcześniej i nie zawracaj mi głowy. 

- Ale... - małolata zakręciła pukiel na palcu i kręcąc biodrami podeszła do mnie. Położyła na ramieniu swoją dłoń i paznokciem przejechała po nagiej klatce piersiowej. Spiąłem się momentalnie, nie znosiłem gdy ktoś bez mojej zgody dotyka mojego ciała - zostanę, bo ich tatuś jest cholernie gorący i ma cudowny sprzęcik - zamruczała składając pocałunek na moim policzku. 

***

- A! - krzyk Alice rozniósł się po całym parterze. Uniosłem wymownie brwi odkładając dokumenty na stole - zostaw mnie ty potworze! - wbiegła od salonu ubrudzona czymś co na pierwszy rzut oka przypominało sfermentowany sok pomidorowy. Z jej twarzy ociekał on na parkiet - Gabriel! Zrób coś! - zapiszczała nad moim uchem - on mnie chce zabić! 

- Nie miałbym przeciwskazań - burknąłem szczerze pod nosem. 

Najwidoczniej nie usłyszała tego, tylko cały czas cisnęła piorunami na dwójkę która stała z diabolicznymi uśmiechami za jasną ścianą która dzieliła hol z korytarzem od samego centrum, czyli salonu połączonego z jadalnią. 

- Parker! Bleer! Widzę was - zwróciłem się do nich zmywając przy tym te cwane miny - natychmiast do mnie! A ty - nawet nie spojrzałem na Alice - idź się umyj, bo wyglądasz jak klaun z cyrku z tym czerwonym nosem. 

- Tatusiu - mała blondynka sięgająca mi ledwo do połowy ud wtuliła się w moje nogi - nie lubię, Alice - spojrzała na mnie swoimi oczami które zbyt przypominały mi jej matkę. 

Przełknąłem ślinę odsuwając ją delikatnie od siebie. 

- A ty? Masz coś na swoje usprawiedliwienie? - zwróciłem się do chłopca który oburzony stał kilka kroków bliżej. 

- Mam powtarzać słowa, Bleer? - prychnął zakładając ramiona na klatce piersiowej. 

- Jeśli jeszcze raz...

Pięciolatka mi przerwała. 

- Tatusiu, ale ja nie chcę jej. Alice nie chce czytać mi bajek, i nie daje mi mleczka kiedy idę spać. Brzuszek mnie bardzo boli. 

- Dlatego to ja muszę jej grzać mleko, dlatego mam to - Parker zaburczał unosząc rękaw swojej niebieskiej koszuli pokazując mi poparzoną dłoń. 

Stałem zamurowany zastanawiając się dlaczego nie rzuciło mi się to wcale w oczy wcześniej. Przecież jadłem z nim obiady, kolacje i wcześniej nie zauważyłem tego. 

Nie zwracasz uwagi na własne dzieci. 

Poczułem jak coś zaciska się w moim gardle, a zaskakująca furia budzi się w moich żyłach. Na ratunek Parkerowi było już za późno, jednak wiedziałem, że jeśli kiedyś będzie chciał usunąć blizny pozwolę mu na to bez zawahania. To mogłem przecież zrobić. 

- Idźcie do siebie - zarządziłem surowo - Bleer, jeśli będziesz chciała mleko zawiadom ochroniarza który będzie znajdował się przy twoim pokoju, dobrze? 

- Okej! - pisnęła podskakując - dziękuję tatusiu - wyciągnęła do mnie ręce bym wziął ją w swoje objęcia. Nie potrafiłem zrobić tego z własnej woli. 

- Idźcie do siebie - powtórzyłem odchodząc w kąt, aby zrobić sobie pewnego rodzaju wolną przestrzeń. 

Dałem im życie, stworzyłem je, a nie potrafiłem potraktować jak jak oni na to zasługiwali. 

- Chodź - Parker złapał zasmuconą dziewczynkę za dłoń i pociągnął z powrotem do pokoju. 

Poczekałem aż usłyszę charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi i dopiero wtedy z furią uderzyłem o ścianę. Dyszałem jak wkurwione zwierzę, a twarz przybrała czerwony odcień. 

Przywołałem do siebie Matiasa i wydałem polecenie:

- Postaw jednego przy pokoju Bleer, i ukaż Alice za to, że nie powiadomiła mnie o wypadku Parkera. Wiedziała, że utajenie przede mną takiego faktu wiąże się ze srogą karą. 

- Okej - odpowiedział wzdychając. 

W czasie kiedy ciągnął blondynkę do pokoju oddalanego od części zamieszkiwanej wyjąłem telefon i wybrałem numer do Mosculio. Odebrał niemal od razu. 

- Zgadzam się, ale mam jeden warunek. Muszę mieć pewność, że Ariel jest czysta. 

Nie chciałem czuć na sobie wstydu. Jeśli miałem mieć kogoś w łóżku, to tylko z porządnej partii. 

- Zapewniam cię, że moja córka jest najporządniejszą kobietą która stąpa po tej ziemi. Ustalimy termin ślubu na spotkaniu, co powiesz na jutrzejszy dzień, Gabrielu? 

- Jesteś w Bogocie? - zapytałem zaskoczony. 

- Owszem. Jestem tu chwilowo z Raphaelem by dopilnować transakcji z Turcją na ostatni guzik. Spotkajmy się jutro, o dwudziestej w Fulanitos. 

***

Dobrej nocy, kochani. Do zobaczenia w poniedziałek! 

Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz