Gabriel
Biegłem ile sił w nogach, by tylko jak najszybciej dostać się do domu. Po informacji którą dostałem od szefa ochrony byłem oszołomiony, i myślenie racjonalnie przyszło mi zdecydowanie za wolno. Wpadłem do środka rezydencji zastając mrożącą krew w żyłach sytuację.
To była, pierdolona Wirginia. Żywa. Celowała prosto w moją JEDYNĄ żonę. To było wręcz jak wyrwana scena z najgorszego koszmaru rodem z horroru.
- Hej, skarbie - na jej uroczy, słodki do granic możliwości głos przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. Wirginia nie przypominała tej samej osoby która jak wielu twierdziło kilka lat wcześniej zmarła. Sam pewnie nie poznałbym jej na ulicy, gdyby przeszła obok nawet w zwolnionym tempie. Duża ilość kwasów zrobiła ewidentnie swoje.
- Gabriel... - drżąca Ariel wyłoniła się zza jej pleców, jednak kiedy chciała podejść moja była żona gwałtownie ją zatrzymała jednym ruchem. Na twarzy rudowłosej pojawił się grymas bólu, który spowodował we mnie napad furii.
- Oj, Arielko. Nie tak prędko - Wirginia śmiała się żałośnie skupiając spojrzenie na roztrzęsionej kobiecie. Przywarła ją do klatki piersiowej i przystawiła do skroni lufę - Najpierw się pozbędę zbędnej gówniary, a potem... - zerknęła na mnie swoimi jasnymi oczami - Gabrielu, tęskniłam.
- Wirginia, puść ją - uniosłem delikatnie dłonie podchodząc do nich ostrożnie - Zostaw, Ariel. To sprawa między nami - próbowałem brzmieć pewnie, ale to było nie lada wyczynem.
- Kochany, minęło tyle lat, w końcu mogę do was wrócić - mówiła jak nakręcona uśmiechając się diabolicznie - Powiem ci, że jest słodka - przejechała palcem po żuchwie Ariel, ta zaś płakała. Nie szturchała się, chyba liczyła na mój ruch, ale... co ja mogłem? Póki nie miałem wsparcia nie mogłem nic prócz otumanienia Wirginii, by tylko zwolnić jej reakcje na wiele czynników zewnętrznych.
- Gdzie byłaś przez ten cały czas? - zadałem głupie pytanie, ale i jednocześnie ważne.
Zaśmiała się ponownie gardłowo i spojrzała na mnie pewna przewagi.
- Mężu, byłam ciągle obok. Byłam przy tobie i dzieciach non stop, a to wszystko dzięki... - zamilkła rozglądając się wkoło - Jane, chodź tu! - zawołała kogoś, a po chwili do pomieszczenia weszła ta przeklęta małolata!
Kurwa mać! Byłem tak zaślepiony pieprzeniem jej kiedy zajmowała się Bleer i Parkerem - ujmijmy to tak, ponieważ po czasie zrozumiałem, że nie robiła tam nic prócz nastawiania mi pod nos cipki -, że nie domyśliłem się niczego, zupełnie niczego.
- Lubisz trójkąty, prawda? - dawna kochanka podeszła do mnie kładąc dłoń na barku - Bliźniaczki są zawsze na to gotowe - w jej oczach pojawił się płomień. Pominęła mnie przeciągając jeszcze palcem po piersi i stanęła przy Wirginii, dopiero wtedy zrozumiałem jej słowa...
Rozdziawiłem szeroko usta nie mogąc w to uwierzyć. Jane i Wirginia były siostrami.
Mój wzrok powędrował na zapłakaną Ariel, która już chyba równie zaszokowana wpatrywała się we mnie zielonymi oczami.
- Teraz widzisz, że chyba trzymanie jednej nieudacznicy nie pokryje ci wygody z nami - Wirginia jak chora psychicznie pokazała to na siebie to na drugą blondynkę - Nawet lepiej, że wasze małżeństwo to tylko farsa...
Pochyliła się nad uchem mojej żony i powiedziała jej coś szeptem, na co ta zareagowała przerażającym wrzaskiem. Bolało mnie serce, musiałem ją uratować, ją jak i nasze dziecko.
Wykorzystałem chwilę nieuwagi byłej żony i złapałem Ariel w swoje ramiona pchając ją lekko za siebie, aby zasłonić przed zbliżającym się atakiem ze strony blondyny, zamiast wycelować w ciężarną zrobiono to do mnie, i takim sposobem zostałem uderzony czymś mało ciężkim w brzuch. Dla mnie to było niczym, ale byłem pewny, że gdyby dostała to kobieta skończyłoby się to zupełnie inaczej.
CZYTASZ
Ariel. La mia speranza |18+
RomanceCzwarta część serii: La nostre speranze. Ariel Ranches Garcia jest dziewczyną która potrzebuje bliskości. Jest uzależniona od czynienia dobra drugiemu człowiekowi. Zrobi wszystko by zadowolić drugą osobę, nawet kosztem swojej duszy. Na jej drodze...