Maraton: 3/4
Gabriel
Już wszystko było dopięte. Miałem wziąć Ariel za żonę, i nic nie stało na przeszkodzie. Wydawało mi się nawet, że dla Parkera i Bleer również nie będzie to zbyt pochopne - chodzi o jej pojawienie się w naszym życiu.
Bleer była nią oczarowana i non stop docinała Alice, że to Ariel zrobiła jej mleko kiedy chciała, zaś Parker po informacji jaką im ogłosiłem wzruszył tylko ramionami jakby był już na to gotowy już wcześniej.
Zaskakujące. Zaś nie wszyscy przyjęli to tak spokojnie, a zarazem entuzjastycznie.
- Czyli, że ktoś nowy się pojawi, tak? - Alice drgnęła kiedy tylko dałem jej do zrozumienia, że jej czas tutaj dobiega końca.
- Owszem, więc jeśli już jesteś tego świadoma możesz pakować walizki - upiłem łyk zimnej kawy - na co czekasz? - zamknąłem delikatnie powieki, aby nie powiedzieć jeszcze zbędnego komentarza który mimo wszystko cisnął mi się na język.
- Gabriel, ale... - podeszła do mnie robiąc smutną minę - widziałem już ją nie raz. Idealna aktorka - nie rozumiem dlaczego właśnie teraz kiedy między nami...
- Słucham? - aż parsknąłem odsuwając się odrobinę dalej - Alice czy mam cię skierować do psychiatry zamiast do rodziny? - zadrwiłem - nie wiem co sobie uroiłaś i chyba wolę nie wiedzieć - postanowiłem zagrać z nią w pewną gierkę.
W kilku krokach znalazłem się za jej plecami i skutecznie unieruchomiłem dłonie tak by nie mogła niczego zrobić. Pochyliłem się muskając oddechem gładką skórę. Jęknęła głucho opadając plecami na moją klatkę piersiową.
- Wyjaśnię ci coś - przejechałem nosem po jej szczęce, na co dostałem kolejny jęk rozkoszy w odpowiedzi. Zamknęła oczy i oddała mi się kompletnie - jesteś dla mnie zwykłą... - zatrzymałem się wsuwając dłoń pod materiał jej jeansowych szortów. Natknąłem się na mokry materiał który nasiąknięty był podnieceniem - jesteś zwykłą kurwą, którą przygarnąłem pod dach by dała mi kiedy tylko chciałem - wsunąłem w jej wnętrze palec, i zacząłem nim poruszać.
Wiła się na mojej dłoni jakby od tego zależało wszystko. Musiała wiedzieć jednak, że to był ostatni raz kiedy miała taką okazję.
***
- Tatusiu! Kiedy Ariel będzie z nami? - ubrudzona czekoladą Bleer wbiegła do gabinetu gdzie kończyłem rozliczenia aby wysłać je do poszczególnych klientów. Na pytanie córki zacisnąłem boleśnie dłonie na kancie biurka i burknąłem ozięble:
- Niedługo.
- Czyli? - jęknęła siadając naprzeciwko mnie - tatusiu!
- Bleer - wysunąłem się delikatnie na krześle poza biurko i przysunąłem się do niej na tyle ile mogłem sobie na to pozwolić.
Nie przekraczaj granicy, Gabrielu. Nie rób tego sobie, i jej...
- Musisz zrozumieć pewną rzecz. Ariel zjawi się dopiero kiedy wezmę z nią ślub. Dopiero za tydzień - wyjaśniłem w skrócie siląc się na bardzo subtelny ton. To za chuja nie było łatwe.
- Tatusiu, a kochasz ją?
Sądziłem, że tylko Parker z ich dwójki był rozumny, ale kiedy Bleer również zaczynała dostrzegać wiele rzeczy wiedziałem, że nadejdą nade mnie kolejny raz szare chmury z których opadnie na mnie grad.
- Bleer, po co tu właściwie przyszłaś? - zapytałem przełykając ślinę.
- Tatusiu, booo.... - przeciągnęła zeskakując z krzesła. Stanęła obok i uśmiechnęła się lekko - bardzo polubiłam, Ariel i się cieszę, że będzie z nami - niespodziewanie złapała moją twarz w dłonie i nim zareagowałem pocałowała mnie w policzek.
Zamarłem.
- Bardzo się cieszę, że Ariel z nami będzie - i potem wybiegła zostawiając mnie w pełnym osłupieniu.
***
- Wróciłem! - krzyknąłem trzaskając drzwiami. Przekraczając próg mieszkania w którym oczekiwałem Wirginii czułem się jak pieprzony król. Miałem cudowną narzeczoną, i syna którego popłakiwanie dobiegło z salonu.
Nie zastałem blondynki, ale zamiast jej osoby natrafiłem na kartkę z informacją, że wyszła do sklepu, by uzupełnić lodówkę na jutrzejsze przybycie gości.
Rzuciłem portfel z kluczami na blat kuchenny i pobiegłem do Parkera. Chłopczyk wierzgał nóżkami, a jego płacz nawet na moment nie zanikł. Byłem zaskoczony, że go zostawiła samego. Sklep mieścił się około kilometra od nas. Jednak jej zachowanie wytłumaczyłem tym, iż możliwe, że Parker spał jeszcze kiedy wyszła.
- Hej, przystojniaku - cmoknąłem go w policzek i wyjąłem z łóżeczka które znajdowało się w salonie - narobiłeś w pampersa, czy jesteś głodny, co? - powędrowałem z nim do aneksu kuchennego, aby przygotować mleko.
Niestety Wirginia po porodzie nie miała nawet czym go nakarmić. Lekarz uspokoił mnie, że czasami się to zdarza, ale... mimo wszystko było mi cholernie przykro, że nigdy nie będę mógł zobaczyć najważniejszej dwójki w swoim życiu w takiej sytuacji.
Przygotowałem mleko i nakarmiłem go. Minęło ponad trzy godziny, a blondynki dalej nie było. Zaczęłam się martwić, i, gdy wykąpałem chłopca, i kiedy położyłem go spać usiadłem w salonie i zacząłem obracać w dłoni telefon oczekując od niej odpowiedzi.
Dobiła dwudziesta druga, a do drzwi ktoś natarczywie zaczął się dobijać. Miałem srogą nadzieję, że narzeczona wróciła, ale kiedy je uchyliłem zastałem tylko białą kopertę na wycieraczce.
Zmarszczyłem czoło i kucnąłem po to by ją wziąć. Rozejrzałem się dookoła, ale nikogo tam nie było.
Zdjąłem z siebie bluzę i otworzyłem pakunek. Znajdowało się tam mnóstwo zdjęć. Zaciekawiony wyjąłem jedno.
Nie byłem gotowy na to co zastałem...
Wirginia ujeżdżała jakiegoś obleśnego starucha w skąpej bieliźnie pośród czerwonych ścian jakiegoś burdelu. W moim żołądku coś się zacisnęło, a serce pękło.
- Kurwa! - uderzyłem dłonią o kafelki w łazience, aby wyładować każdą, pierdoloną złość która urosła w moim środku przez wspomnienia.
Wirginia mnie zniszczyła i nie potrafiłem nawet wyobrazić sobie chwili, kiedy byłbym aktualnie taki sam jak kiedyś...
Już nigdy nie będę tym samym Gabrielem.
CZYTASZ
Ariel. La mia speranza |18+
RomanceCzwarta część serii: La nostre speranze. Ariel Ranches Garcia jest dziewczyną która potrzebuje bliskości. Jest uzależniona od czynienia dobra drugiemu człowiekowi. Zrobi wszystko by zadowolić drugą osobę, nawet kosztem swojej duszy. Na jej drodze...