Rozdział 24

1.9K 84 15
                                    

Gabriel

Bleer zrzuciła z ramion swój różowy plecak i od razu pobiegła do sypialni w której odpoczywała Ariel. Chciałem ją zawrócić, ale dzieciak miał w sobie tyle energii, że aż zaskakujące.

Westchnąłem już upewniony, że szalona Bleer wróciła i zszedłem do piwnicy, gdzie czekała na mnie praca. Po powrocie z Nowego Jorku miałem na głowie naprawdę sporo spraw, które zaniedbałem, gdy mnie nie było w Bogocie.

 Od chwili, gdy przekroczyłem próg dolnych pomieszczeń poczułem na sobie jakieś dziwne napięcie, a kiedy spojrzałem w stronę Matiasa i Berniego byłem pewny, że coś się spierdoliło; dosłownie. 

- Co jest? - zapytałem prosto z mostu. 

- Nie mam zielonego pojęcia - w głosie Berniego usłyszałem nutę lęku - Towar jak zwykle przyszedł kontenerem, ludzie na statku przeliczyli każdą paczkę, i wyszło dokładnie tysiąc. W środku powinna znaleźć się tona kokainy, i sto glocków które Raphael miał zabrać transportem do Hiszpanii. Jednak przeliczyłem to razem z Matiasem, i wyszło o połowę mniej kokainy. Worki wypchane są jakąś watą! 

- Co, kurwa?! - uderzyłem dłońmi o betonowe ściany - Czy wy się, kurwa słyszycie?! Wata?!

- Sam zobacz - pod moje oczy podsunięty został woreczek z białym proszkiem który był razem z watą, na pierwszy rzut oka, to wyglądało jak proch wymieszany z czymś obrzydliwym! - Nie wiemy kto ingerował w przerzut. Wszystko miało przypłynąć z terenu gdzie capo ma wiele wtyków i sojuszników. 

- Nie zapomnijcie o tym, że Raphael ma więcej wrogów niż my trzech razem wziętych! - zauważyłem starając się trzymać nerwy na wodzy - Zostawcie to! Nim rozpakujemy to gówno, muszę porozmawiać z Raphaelem. Dzieje się źle. 

***

- Kurwa! - Diaz znajdujący się po drugiej stronie przeklął siarczyście przecierając twarz - Nie mogę przylecieć osobiście do Bogoty, aby sprawdzić co i jak. Musisz zająć się tym sam. 

- A co? Żonka za fiuta trzyma? - parsknąłem prześmiewczo - Znowu ci zagroziła, że jeśli przylecisz będziesz miał roczny celibat? 

- No właśnie, kurwa mać sprawa jest dość... - zamilkł na chwilę - Podejrzewamy, że spodziewamy się dziecka, ale póki Riley nie zrobi testu, a naciągnięcie jej na to graniczy z cudem i nie pójdziemy do lekarza, nie ruszam się nawet na krok. Muszę być z nią, chyba sam rozumiesz, nie? 

- Ty i dziecko? Dobre mi - wspomnieniami wróciłem do chwili, gdy Parker dopiero się urodził, a w odwiedziny wpadł wujek roku i nawet nie wziął go na ręce, bo bał się, że narobi mu na białą koszulę. Cymbał - No dobrze - westchnąłem wracając do rozmowy - Tak na marginesie, pierdolona wata nawet w połowie nie wyglądała jak kokaina. Zrobił to jakiś amator. 

- Tylko głupcy są tak pewni - puścił oczko poprawiając mankiety swojej granatowej koszuli, znajdował się w gabinecie swojej firmy do której wiedziałem, że niebawem będę musiał zawitać jako przedstawiciel i wspólnik - Nie pamiętasz naszych egzekucji? Ten motocyklista z Brooklynu był idealnym przykładem, że amatorszczyzna czym prędzej podłoży się sama pod nasze dłonie. 

- Ich gang rozrósł się na wyższe tereny, aż do Kanady, więc jeden zabity chuj nie zrobił na nich wrażenia. 

- Możliwe, ale nie ujmę tego, że grozili nam jak tylko wróciliśmy do Nowego Jorku, jeszcze przed ślubem Valentino. 

Otworzyłem usta chcąc kontynuować rozmowę z brunetem, ale wtedy drzwi mojego gabinetu otworzyły się z hukiem, a przez sam środek weszła ubrudzona czymś czerwonym na buzi Bleer. Zmarszczyłem czoło kiedy małymi rączkami klasnęła podskakując. 

- Tatusiu! Ariel zrobiła nam makaron z pomidorkami! Chodź! Pyszny jest! 

Miałem na twarzy maskę, ale od chwili, kiedy Ariel zjawiła się pod naszym dachem coś we mnie pękało powoli, i skrupulatnie zacząłem rozmyślanie nad swoim nędznym postępowaniem względem Parkera i dziewczynki. 

Moje kąciki ust delikatnie powędrowały ku górze. Pożegnałem się z Raphaelem i bez zbędnego gadania wyszedłem z gabinetu. Robiąc krok do jadalni wyczułem swoim zmysłem węchu zachęcający zapach jedzenia. 

Usiadłem na czele stołu i rozłożyłem przed sobą serwetkę. 

Rudowłosa wniosła dwa talerze z kupką makaronu i passatą, posypaną parmezanem, a za nią wyłonił się Parker. Nie miał na sobie koszuli, jak zawsze kazałem mu je zakładać, tym razem miał na sobie zwykłą koszulkę i spodenki, zaskakujące, że również i uśmiech na twarzy. 

Kurwa! Ja nigdy wcześniej nie widziałem jego szczerego uśmiechu! Poczułem jak coś w środku zamienia mi się w pieprzoną miazgę. 

Ariel postawiła danie przede mną, a sama usiadła po mojej prawej stronie. Tuż obok niej dzieciaki. 

- Smacznego - jej melodyjny głos zabrzmiał pośród czterech ścian. 

Złapałem za widelec i nawinąłem długi makaron. Wsunąłem porcję do ust, i o mały włos nie mruknąłem z zadowolenia. To było coś niesamowitego! 

- Smakuje ci? - zapytała nieśmiało, a ja otrzeźwiony przytaknąłem. Przełknąłem jedzenie i spojrzałem na nią. 

Piegowate policzki pokryte były rumieńcem, spokojnie zjadała, a jej pulchne wargi płynnie poruszały się w zgodnym ruchu. Poczułem jak między moimi nogami narasta pieprzone pożądanie. 

Myślami wróciłem do nocy w której wyznała mi to co trzymała w sobie. Pod pewnym względem zaimponowała mi. 

- A dla ciebie? 

Znieruchomiałem. Moje spierdolone serce przyspieszyło, a coś na pozór bólu rozrosło się w moim gardle. Nie potrafiłem wydobyć z siebie żadnego dźwięku. 

- Przepraszam - nagle odgarnęła swoje rdzawe włosy na bok i ponownie ułożyła się na swoim miejscu - Zapomnij o tym. 

- Ariel... - odzyskałem głos. Widziałem w niej coś tak niewinnego, że nie potrafiłem opisać tego nawet w środku - Spójrz na mnie. 

Zamrugała kilka razy swoimi szmaragdowymi oczami i lekko uchyliła wargi. Jej ręka swobodnie leżała po lewej stronie.

- Pytasz czy dla mnie to jest seksowne, więc ci odpowiem - przysunąłem się delikatnie ku niej. Dotknąłem dłonią gładkiej, gorącej skóry rozkoszując się nią. Czułem jak napina się, i pokrywa gęsią skórką - Dla mnie to jest cholernie seksowne - mruknąłem jej na ucho - Uwielbiam krągłości, a to... chcesz wiedzieć jak na mnie działasz? 

Mimo wszystko była przepiękną kobietą. Nie mogłem jej tego ująć, a z racji, że była moją żoną czułem się zobowiązany do wszelakiego świntuszenia! 

- Gabriel - sapnęła łapiąc gwałtownie powietrze. 

Wykorzystałem moment jej nieuwagi i skradłem pocałunek. 

- Jest bardzo dobre - odchrząknąłem przywołując się do porządku. 

- Cieszę się - odpowiedziała niemal od razu, wyglądała jakby czekała na moją odpowiedź przez ten cały czas, kiedy ja w głowie wspominałem nasze pierwsze zbliżenie!

Miałem wrażenie, że zdołałem poznać już dwie strony swojej żony. Pierwsza z nich była mroczna, zniszczona... taka sama jak moja. Druga zaś kompletnie inna. Kontrastująca, z przewagą dobroci, której w moim życiu brakowało. 

Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz