2. Rozdział 4

1.7K 77 1
                                    

Ariel 

Stanęłam wryta przed gabinetem Gabriela. Po prostu nie mogłam się ruszyć, jedyne co potrafiłam zrobić to unieść delikatnie dłoń, jednak ona jakby samowolnie wracała znowu na swoje miejsce. 

- Kurwa... Raphael mówiłem ci, że to nie jest najlepszy czas, żeby o tym rozmawiać. Miałem sprzeczkę, z Ariel, i nie jestem gotowy, żeby jej to powiedzieć. 

Przełknęłam ślinę zamykając powieki. Słysząc jego zmęczony tembr za drzwiami wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, żeby się z nim skonfrontować, ale... wiedziałam, że nas to nie minie, a to była kolejna przeszkoda którą musieliśmy pokonać. 

Mahoniowe wrota gwałtownie się otworzyły, powodując to iż stanęłam twarzą w twarz ze swoim mężem. Miał dalej zacięty wyraz twarzy z którym mnie zostawił kilka godzin wcześniej po sprzeczce. 

- Gabrielu - drżącymi dłońmi wysunęłam przed siebie kopertę - Możesz mi wyjaśnić dlaczego to znalazło się pod moją poduszką? - zapytałam zachrypniętym głosem. 

- Nie teraz - chciał mnie wyminąć i zostawić ponownie samą, ale złapałam go za ramię i wbiłam paznokcie w bark - Ariel! 

- W tej chwili masz mi to wytłumaczyć. Nie chcę znowu się bać, rozumiesz?! Mam już dość tego wszystkiego! 

Na korytarzu nastała grobowa cisza. Wpatrywałam się w niego uporczywie jakby jego słowo mogło tylko załagodzić to co się narodziło ponownie. 

- Porozmawiamy o tym, na kolacji, dobrze? - niespodziewanie jego szare spojrzenie się ociepliło. Swoje dłonie położył na moich barkach i obniżył głowę, żeby być na tej samej wysokości, co ja. Patrzył mi prosto w oczy, co oznaczało całkowitą szczerość. 

Nie pozostało mi nic innego niż czekanie. 

Złożył czuły pocałunek na moim czole i odszedł...

Nad wyraz egoistyczne, ale zarazem lekko uczuciowe. 

***

Gabriel zabrał mnie do drogiej restauracji w centrum Bogoty. Nie spodziewałam się tego. Cóż tak właściwie chciałam porozmawiać z nim bez zbędnych par oczu, jednak nie miałam tu nic do powiedzenia. Ubrana w czerwoną, koktajlową sukienkę pomaszerowałam za mężem do stolika w odrębnej sali. 

Odsunął mi krzesło pozwalając zająć wyznaczone miejsce. Odgarnęłam pukle rudych włosów na bok i wyprostowałam się jak struna nie spuszczając spojrzenia z jego dłoni które sprawnie uporały się z otwarciem już postawionej na stoliku butelki wina. 

Zagryzłam lekko wargę powoli sunąc coraz wyżej, aż w końcu dotarłam do ognistego spojrzenia. Musiałam się pohamować! Przybyłam tam z nim w innej sprawie, o tym musiałam zapomnieć. Przynajmniej w tamtej chwili. 

- Więc... - odchrząknęłam jako pierwsza, ale wtedy jakby specjalnie obok pojawił się kelner który podsunął mi pod nos kartę z daniami. Sterczał tam do czasu, aż nie palnęłam pierwszej lepszej nazwy jakiegoś indyka, i ciastka z czegoś co pierwszy raz w życiu słyszałam. 

- Czy życzą sobie państwo czegoś jeszcze? 

- Tak - podparłam brodę na złączonych dłoniach i uśmiechnęłam się żałośnie do młodego chłopaka - Jeszcze jednej butelki wina i świętego spokoju. 

Brunet zmieszał się i lekko ukłonił. W kilka sekund się ulotnił, dając mi wreszcie upragnioną przestrzeń. 

Przekręciłam głowę w stronę męża i złapałam za nóżkę kieliszka. Zamoczyłam wargi, odstawiłam szkło na ciemny obrus, pochyliłam się i wyjęłam z torebki kopertę, co nie było czymś łatwym. Wiedziałam co tam się kryje..., a to powodowało we mnie kumulację mieszanych emocji. 

- Ariel, nie chciałem cię martwić. To jeszcze o niczym nie świadczy. 

- Słucham?! - parsknęłam - Mam ci przypomnieć co zdarzyło się rok temu?! Mam ci przypomnieć to jak ledwo co cię uratowali, i to przez co musieliśmy przejść, żeby było jak teraz? Ten spokój trwał zdecydowanie za krótko... - końcówkę dokończyłam ściszonym głosem mając opuszczone spojrzenie na stopy. 

- Uspokój się - uniósł lekko dłonie do góry, spojrzał na mnie spod rzęs jakby chciał spowodować we pewnego rodzaju uległość, ot zaskoczenie. Nie udało mu się to, a ten trik już dawno temu zdemaskowałam - Kochanie, nie masz się czego obawiać. 

- Mhm... - mruknęłam zgrzytając zębami wściekła, ostatnimi czasy miałam dziwne wahania nastroju, co było do mnie niepodobne, ale nie mogłam narzekać. Chyba pierwszy raz w życiu miałam swoje zdanie które uważałam jako jedyne słuszne - Czyżby? A mam gwarancję tego, że już nigdy więcej nie dostaniesz tego typu korespondencji? Gabrielu, naskoczyłeś na mnie z powodu zatajenia przed tobą tego, że Parker pobił kogoś, ale zrobił to, ponieważ miał powód, a ty? Oszukałeś mnie, perfidnie kłamałeś w oczy kiedy pieprzyliśmy się w łóżku, że wszystko jest dobrze, i nic się nie dzieje! Zrobiłeś mi coś o dużo gorszego. Narażasz znowu nas wszystkich na to co było wcześniej. Nie chcę tego. Nie chce takiego życia, Gabriel. 

Już chciałam wstać, ale zatrzymał mnie. Czując jego palce na moim nadgarstku zacisnęłam wargi w wąską linie hamując kąśliwy komentarz. 

- Chcę wrócić do domu. Zjedz sam to jakże szykowne danie które zamawiałeś przez dziesięć minut. 

- Nie poznaję cię, Ariel. Przeoczyłem chyba czas kiedy stawałaś się lwicą pod moim dachem - zamiast grymasu uśmiechnął się dziko i pociągnął mnie na swoje kolana. Upadłam tyłkiem na udo piszcząc zaskoczona. Odruchowo ułożyłam dłonie na silnym karku dysząc ociężale. Jabłko Adama Gabriela poruszało się co chwilę, kiedy jedną rękę ułożył na dole moich pleców, zaś drugą przejechał po nagim udzie powodując zdradziecki dreszcz - Ale wiedz, że będę walczył za naszą czwórkę jak przyrzekłem ci to, gdy tylko się wybudziłem w tym pierdolonym szpitalu. Już nie pamiętasz? - miękkie wargi opadły na okryte ramiona muskając je lekko. 

- P...Pamiętam - zająknęłam się przymykając powieki podniecona. Dopiero czując jak dotyka już złączenia moich ud, a materiał niebezpiecznie się unosi otrzeźwiałam - Ale nie jestem kobietą którą można zaślepić seksem, Gabrielu. To się nie zmieniło - i dzięki wolnej woli wstałam z jego kolan, wyprostowałam dumnie sukienkę i uniosłam wysoko brodę maszerując przed siebie, aż do samego wyjścia. 

Mój mąż dołączył do mnie dopiero po kilku minutach, kiedy już zajęłam miejsce w samochodzie. Ochroniarz nawet na mnie nie patrzył, ale byłam pewna, że już myślał dlaczego tak szybko się stamtąd ulotniłam. 

Gabriel zajął siedzenie obok, nie mogąc ukryć wzwodu w kroku. Zarumieniłam się i w ciszy odwróciłam uwagę na panoramę za szybą. 

Moje serce dudniło jak szalone, i obawiałam się, że jeśli nie wezmę tabletek na spowolnienie pracy serca, może nie skończyć się to dla mnie dobrze. 

***

Na zegarku dobiła już dwudziesta trzecia, a ja dopiero wtedy odetchnęłam z jakąkolwiek ulgą, kiedy zawinęłam swoje ciało w szorstki ręcznik. Wysuszyłam włosy, przebrałam się w koszulę nocną i wyszłam z łazienki. 

Pomijając uwagę skierowaną w moją stronę wzięłam pod pachę poduszkę, oraz swoją kołdrę. 

- Co ty wyprawiasz? - mąż syknął - Nie wygłupiaj się, tylko połóż się obok mnie - poklepał pustą przestrzeń. 

- Nie - odpowiedziałam sucho nie siląc się nawet na niego spojrzeć - Zobaczymy się dopiero w chwili, kiedy coś zrozumiesz, nie wcześniej. 

Nacisnęłam na klamkę i wyszłam jakby nigdy nic zostawiając go w osłupieniu. Mijając wolne pokoje zatrzymałam się na tym na samym końcu i już chciałam wejść, ale coś, a dokładniej ktoś mi to uniemożliwił. 

Blondyn pchnął mnie na zimną ścianę i z gorliwością zaatakował moje usta. Wepchnął mi natychmiast język do buzi, i kusiło nawet, żeby go ugryźć, ale to wszystko zostało zakłócone. 

- Ups. Chyba wpadłem nie w porę. 

Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz