Rozdział 14

1.8K 71 8
                                    

Gabriel 

- No chłopcze - Fabiano z kpiną poklepał ledwo zipiącego chłopaka po policzku z którego sączyła się krew - Powiedz mi kto jest twoim szefuńciem. Chętnie posłucham, bo jak widzisz twój kolega w chuj był nudny, a ja nie lubię takich pizdusiów - pokazał na zmasakrowane ciało za sobą. 

Uśmiechnąłem się szatańsko, gdy Raphael pojawił się za osiłkiem i przystawił mu nóż do gardła. Był pod ścianą, idealnie. 

- Chcesz skończyć jak on? - Fabiano kontynuował - Jeśli tak, to na mój rozkaz Raphael jednym precyzyjnym cięciem pozbawi cię już możliwości wzięcia nawet jednego wdechu. Zaś jeśli powiesz co wiesz może się to zmienić. 

- Dobra - wydyszał ledwie słyszalnie, a każdy ze zgromadzonych w mojej piwnicy uważnie zaczął słuchać tego co mówił - Zlecono mi zabicie Valentino Salvatore. 

Zmarszczyłem czoło opierając się o metalowy stół. 

- Kto? - kluczowe pytanie padło z ust Diaza który nie ruszył się nawet o krok  z poprzedniej pozycji. 

- Michaello la Viette. 

- O no i pięknie - Fabiano klasnął w dłonie łapiąc za broń. Nim ofiara zareagowała pociągnął za spust pozostawiając w facecie dziurę - A tak na marginesie. To żartowałem z tym, że coś się może zmienić w twojej sprawie, kochaniutki - poklepał denata po ramieniu - Żyj sobie w spokoju - ukłonił się i odłożył broń na półkę. 

- I co teraz? - Raphael który utrzymywał ciało posłannika la Viette pchnął go tak, że upadł centralnie przed moimi stopami - Mści się za jego brata, to jest pewne. 

- Liczyłem, że chociaż młodszy wykaże się większym rozumem, i nie będzie z nami zadzierał, ale cóż... - Valentino parsknął obracając w dłoni scyzoryk - Kolejny la Viette do egzekucji. Nie będzie mi chuj rujnował rodziny - splunął na beton. 

- Mamy odpowiedź na to kto stoi za zniszczeniem nam przemytów. Musimy na chwilę zawiesić wszystko, skoro dobrał się już do statków może przysporzyć nam problemy również na kontrolach celnych na granicach. 

- No jasna sprawa - Michael potarł brodę - Mosculio, a ty co o tym sądzisz? Liam? - zapytał braci. 

- Zrobię wszystko, aby moja rodzina była bezpieczna, nawet jeśli ma ucierpieć nasz interes. Rodzina ponad wszystko - Liam wydusił z siebie. 

- Ja podobnie - Mosculio uniósł na mnie pewne spojrzenie - Gabrielu, teraz na tobie również wisi odpowiedzialność za moją córkę. 

***

Gdy stanąłem przed drzwiami sypialni za którą zostawiłem Ariel poczułem coś dziwnego. Coś co hamowało mnie przed naciśnięciem klamki, ale musiałem to zrobić. Musiałem się z nią skonfrontować. 

Kiedy znalazłem się w środku zastałem czerń otulającą wszystko dookoła. Przełknąłem ślinę i rozpiąłem cztery górne guziki białej koszuli i na oślep powędrowałem w stronę łóżka. Po omacku odnalazłem puste miejsce. 

Kurwa mać! Była moją żoną! Musiałem dzielić z nią jedno łóżko! Przełamanie się przed tym było krokiem który musiałem postawić, aby nie narazić się Mosculio i Raphaelowi. Mimo, że ten drugi darzył mnie pewnego rodzaju zaufaniem to wiedziałem, że zna moją historię i wie z czym wiąże się moja relacja z Ariel. 

- Tatuś? - usłyszałem niespodziewany szept, kiedy natknąłem się na drobną nogę pod dotykiem. 

Odsunąłem dłoń jak poparzony, a lampka z boku oświetliła zaraz zaspaną Bleer. Przetarła oczy tuląc do siebie miśka. Rudowłosa zaś spała dalej. 

Stałem w szoku. Jakim, kurwa cudem Bleer wtargnęła do sypialni i na dodatek spała w jednym łóżku z Ariel?! 

- Co ty tu robisz? - szepnąłem głośniej - Bleer, masz swój pokój. 

- Tatusiu, ale nie chciałam spać sama. Bałam się po tym co widziałam w kościele kiedy...

Skąd ona się tam wzięła?! Parker i dziewczynka mieli zostać w pokojach dla gości. Sami nawet na to poszli. 

Nabuzowany zamknąłem powieki i potarłem kark. 

- Mogłaś pójść do Parkera a nie pakować się do Ariel. 

- Przepraszam - posmutniała - A mogę zostać? Proszę - zrobiła maślane oczy licząc pewnie, że ulegnę, ale to spojrzenie... 

Nie. 

- Idź do Parkera, już - pokazałem w stronę wyjścia - Bleer, nie będę powtarzał drugi raz. 

Była cwańsza niż mi się zdawało, bo gdy tylko skończyłem wypowiedź zaczęła szturchać rudą, a kiedy ta otworzyła oczy zmieszana spojrzała najpierw na nią. 

- Coś się stało? Znowu się czegoś boisz? - zapytała sennie. 

- Tatuś nie pozwala mi z wami zostać - wpakowała się w wolną przestrzeń przy jej biodrze - Proszę przekonaj go - jęknęła rozpaczliwie. 

Ariel spojrzała na mnie spod wachlarza ciemnych rzęs jakby liczyła, że jakoś uda jej się nakłonić mnie do zmiany zdania. 

- Niech zostanie - wyszeptała - Łóżko jest bardzo duże, pomieścimy się przecież. 

- Ma swoje łóżko które sprowadziłem specjalnie z drugiego końca Ameryki, więc niech teraz posłusznie tam pójdzie i...

- Chodź, Bleer - niespodziewanie zeszła z materaca i złapała za rączkę moją córkę - Jeśli twój tata nie chce byś tu spała, to ja pójdę z tobą do twojego pokoju. 

- Naprawdę? - dziewczynka rozpromieniła się omal nie spadając, gdy wydostała się z pościeli - Super! I pan maruda jest szczęśliwy tak samo jak ja. 

Nie obdarzyły mnie spojrzeniem kiedy wyszły. Zostałem sam. 

Przez chwilę nie potrafiłem zrozumieć co właśnie się stało. Chyba była pora zrozumieć, że... w moim życiu wszystko się zmieni, i mimo wielkiego wstrętu będę musiał ich chronić przed la Viette który czyhał na każdego z rodziny Garcia, Ranches, Salvatore, oraz Diaz. 

Nie sądziłem jednak, że prawda która wypłynie chwilę później będzie tak znacząca dla nas wszystkich.

***

Dobrej nocy, kochani <3 Postaram się jutro również coś wam wstawić. 

Jak się podobał rozdział? Myślicie, że Gabriel dzięki Ariel przełamie się do Parkera i Bleer? 

Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz