Rozdział 27

2K 80 8
                                    

Gabriel

Schwytanie faceta który przekładał towar na tir było o dużo łatwiejsze niż schwytanie samego Ediego Lamberta. Dorwałem go na sortowni, kiedy wycieńczony opadał z sił pod kartonami z ubraniami; miały wypłynąć jeszcze tamtego dnia do uboższych części Afryki. 

Trzymałem go za poły koszulki, a Raphael wymierzył prosto cios którym wydobył z niego ostatnie tchnienie. 

- Jeremy, powiesz nam coś w końcu? - zapytałem mając szyderczy uśmiech przybrany na usta - Czy może chcesz brnąć w to, tak długo, do chwili, aż nie wykorzystamy na ciebie całej adrenaliny? 

- A...Ale ja o niczym nie wiem - wydyszał, a słone łzy mężczyzny mieszały się z krwią na policzkach - Wykonywałem polecenia kapitana. 

Pchnąłem go na posadzkę i wykonałem kilka uderzeń w już dawno połamane żebra. Miało z niego coś zostać, coś ku przestrodze kapitanowi - jeśli oczywiście, jeszcze Mikael go nie zabił - i diabłom. 

***

Wróciłem do Bogoty tylko po to, aby zapewnić bezpieczeństwo mojej rodzinie. Musiałem zrobić wszystko, by żaden śmieć nieproszony nie dostał się nawet do ogrodu. Po sytuacji Ariel z Brysonem w Nowym Jorku moje wyczulenie wystrzeliło ponad skalę. 

- Tatusiu, stało się coś? - głos Bleer przywołał mnie do normalności. 

- Tak, widziałaś gdzieś, Ariel? Muszę z nią porozmawiać? 

- Nie. Wyszła rano - posmutniała opierając się o ścianę w sypialni - Powiedziała, że niedługo wrócisz i zostaniesz ze mną i Parkerem. 

- A nie wspomniała, gdzie się udaje? - chciałem jak najszybciej poinformować ją o każdym środku bezpieczeństwa które w razie potrzeby będzie musiała podjąć, aby chronić siebie i dzieci. 

- Powiedziała, że będzie miała dla nas prezent, tylko nie mów jej, że ci powiedziałam - szepnęła pochylając się do przodu.

Czekałem na żonę dobre dwie godziny. Nie dzwoniłem, miałem jej lokalizację i to mi wystarczyło, a poza tym chciałem sprawdzić jej lojalność względem mnie. To liczyło się dla mnie ponad wszystko. Prawda, powiedzenia jej prosto w twarz. 

Drzwi domostwa się otworzyły a przez nie weszła kobieta, która ostatnimi czasy zabierała mi mój lód który chciałem by nigdy się nie roztapiał. 

- Gdzie byłaś? 

Rudowłosa stanęła w miejscu opuszczając siatkę z zakupami na połyskujące panele. Zdjęła z szyi torebkę, i przełknęła ślinę. Jej wiśniowe wargi uchyliły się lekko, a dziki potwór na ten ruch obudził się we mnie. W kilku krokach znalazłem się przy niej, i wplotłem dłonie w rude kosmyki lecące na jej piegowatą twarz, 

- Gabrielu - wysapała łapiąc gwałtownie powietrze do płuc - Co ty robisz?

- Ja? - zapytałem robiąc z siebie skończonego kretyna wciągając jej cukierkowy zapach. 

- Tak, ty - wydyszała - Gabrielu, ja... byłam w sklepie odzieżowym. Chciałeś to wiedzieć. 

Niby wszystko się zgadzało, ale przez dokładną lokalizację doszedłem do sklepu z bielizną, a z informacji dogłębnych wnioskowałem, że cholernie seksowną bielizną. Kręciły mnie zawsze te fikuśne koronki, które mogłem jednym ruchem ściągnąć z kobiecych ciał, a widok Ariel w białym, koronkowym zestawie wydawał się być marzeniem. 

- W takim razie, pokażesz mi co kupiłaś. W sypialni. Wieczorem. 

***

Wyszedłem spod prysznica i owinąłem biodra ręcznikiem. Zgoliłem dwudniowy zarost, i ubrałem bokserki czując jak robi mi się w nich coraz to ciaśniej. Myślami dalej błądziłem między wymarzonym widokiem Ariel w bieliźnie, a pieprzeniu jej wreszcie. Nakręcała mnie jeszcze bardziej tym, że była czysta, że była wręcz idealna. 

W sypialni leżała na brzuchu mając otwarte szmaragdowe oczy. Opadłem tuż obok niej i delikatnie zsunąłem z jej barku satynową pościel. Drgnęła. Opadłem ustami na gładką skórę całując delikatnie, aby dać jej chwilę rozkoszy. 

- Pokażesz mi co kupiłaś? - zapytałem docierając dłonią do złączenia między udami kobiety. Ciepło otuliło moje palce powodując, że prąd przedostał się aż do napierającego dalej fiuta na majtki.

- Ym... - zająknęła poprawiając się. Na niekorzyść jędrna pupa podsunęła się do krocza - To nic takiego - wymruczała powstrzymując westchnięcie. 

- Nie dam ci spokoju, póki nie zobaczę cię w wdzianku, Ariel - nie przestawałem pieścić jej zetknięcia się ud licząc, że się podda i będę mógł zobaczyć coś co chciałem zawsze. 

- Nie - zaprzeczyła w jej oczach pojawiły się łzy, odskoczyłem od niej delikatnie mając zmarszczone brwi - Gabriel, oszczędzę ci tego nędznego widoku. 

- Chce zobaczyć - żachnąłem przez zaciśnięte szczęki - Ariel, zrób to dla mnie, nie będę komentował niczego. Obiecuję, a wiesz, że jeśli coś obiecuje... jest święte. 

Widziałem jak biła się z myślami. Otrząsnęła się i otarła policzki. 

- Obiecujesz?

- Obiecuje - uśmiechnąłem się delikatnie chcąc dać jej lekkiej pewności. 

Zniknęła za drzwiami łazienki, a ja w tym momencie zacząłem czuć coś dziwnego. Dłoń którą dotykałem jej ciała zaczęła piec mnie do tego stopnia, że jedyne co mogło mnie ostudzić to chłodna woda. Pocierałem nią o pościel klnąc pod nosem. 

- Proszę, nie mów nic - usłyszałem szept, a moje spojrzenie pobiegło przed siebie. 

Mogłem przyrzec, że nie widziałem nigdy nic piękniejszego, niż jej ciało odziane w kremowe figi z wysokim stanem i stanik tego samego koloru.  Uwydatniały krągłości jeszcze bardziej niż jej jasne jeansy. Jej porcelanowa skóra kontrastowała z materiałem. 

Zaschło mi w gardle. Nie potrafiłem powiedzieć nic. 

- Wiedziałam, że... - już chciała obrócić się by odejść, ale zatrzymałem ją i pociągnąłem do siebie.

- Wyglądasz przepięknie, Ariel. Nigdy nie masz prawa się przede mną ukrywać, rozumiesz? Takie ciało to grzech - złapałem jej policzki między dłoni i wpiłem się w zaróżowione wargi. Na samym początku nie oddała pocałunku, ale już po chwili naparła na mnie swoim ciałem i wiedziałem już, że dzisiejszej nocy nie powiem jej tego co chciałem. 

Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz