2. Rozdział 1

1.8K 79 10
                                    

Perspektywa trzecioosobowa 

Ariel trzymała rękę swojego męża przez cały miesiąc, kiedy ten miał zamknięte powieki, i z lekką niepewnością brał jakiekolwiek oddechy. Nie opuszczała go na krok, a to cóż... 

Na początku Gabriel, kiedy się wybudził nie miał nic przeciwko, natomiast z każdą następną chwilą czuł się przytłoczony. Tłumaczył sobie zachowanie małżonki na wiele sposobów, choć wcześniej nigdy nie robił tego tak skrupulatnie, i w pewnym momencie doszedł do wniosku, że wcześniej miała rację, i to stuprocentową. 

Wszystko co przeszli poczynając już od aranżacji zaślubin przez Mosculio, a kończąc na pojmaniu blondyna działo się w zawrotnej prędkości. Miał wrażenie, że nie potrafi zapanować nad machiną obracającą się coraz to szybciej, a poczucie winy kolejny raz rozpoczynało zjadanie jego środka; tego samego które dzięki cudotwórstwa Ariel powracało do normalności.

Po wyjściu z kliniki coś w nim pękło. Chodził znużony i reagował tylko na pojedyncze słowa kierowane w jego stronę.  

W jego głowie dudniła wiadomość od Mikaela, a to wzbudziło w nim lęk jakiego jeszcze nie doznał. 

Gabriel pierwszy raz w życiu tak cholernie bał się o kogoś. 

Pragnął zniszczyć Jonesa, ale nie wiedział jak. Chciał odebrać mu pewność, że zrobi to samo co kilka lat wcześniej z Wirginią. Wiedział, że jeśli sam się nie podda wszystko co zaczynało mieć dla niego jakąś wartość legnie u stóp i nie da rady tego złożyć. 

Gabriel 

Zakradłem się cichym krokiem do sypialni, gdzie liczyłem, że zastanę Ariel. Nie myliłem się. Leżała okryta satyną mając w dłoni książkę której okładka dawała jasno do zrozumienia, że nie pochodziła z poprzedniego miesiąca. 

Rudowłosa zerknęła tylko na mnie przelotnie, po czym z powrotem zajęła się zagłębianiem w lekturze. Chciałam w tamtej chwili coś rozpieprzyć i to w drobny mak. Miałem za swoje. Mogłem nie zostawiać jej na kilka dni, bez zupełnie niczego w Bogocie. 

- Ariel - odchrząknąłem wyjmując z kieszeni spodni granitowych welurowe pudełko przez które nie mogłem wrócić o kilka godzin wcześniej, pewnie trafiłbym jeszcze na dzieciaki - Wiem, że dziś mamy rocznicę. 

Spojrzała znowu, ale wiedziałem, że z rezerwą. Obserwowała każdy mój ruch, gdy zbliżałem się do jej boku. Przysiadłem na materacu i wysunąłem w jej stronę upominek. 

- Musiałem wylecieć wcześniej, tylko i wyłącznie dlatego, żeby wrócić na naszą rocznicę. 

- Mogłeś uprzedzić - odparła oschle - Nic by się nie stało gdybyś zostawił na dole jakąś informację. Gdyby nie ochroniarz nie wiedziałabym pewnie nawet, że poleciałeś do Nowego Jorku. 

Zacisnąłem pięści maskując gniew na samego siebie. 

- Przepraszam - przełknąłem gorycz otwierając wieko tuż przed jej oczami - Zamówiłem go specjalnie na tę okazję - wyjąłem złoty naszyjnik ze sporym szmaragdem, na odwrocie kamienia wyszlifowano jej imię. 

- Piękny - widziałem jak zielone oczy przez chwilę się ożywiły, jednak kiedy natrafiła na mnie znowu wydawała się nie posiadać emocji - Ale nie przyjmę tego. 

Zamurowało mnie. Nie sądziłem, że będzie mi aż tak ciężko, i nie chodziło mi tylko i wyłącznie o swoją psychikę. Musiałem ratować relację z Ariel, mimo wielu przeciwności które ponownie zaczynały dawać o sobie znać. Nie mogłem jej powiedzieć, że głównym powodem mojego wyjazdu było to, iż powód utrapienia prawie sprzed roku postanowił zaatakować kolejny raz i to w jeszcze gorszy sposób.

Dostanie zdjęć na których widnieje własna żona, i to pod prysznicem zmroziła we mnie krew w żyłach. Pominąłem polecenia Raphaela i sam na własną rękę poleciałem szukać czegokolwiek. 

Nie znalazłem nic. 

- Gabrielu, wszystko w porządku? - jej dotyk i melodyjny głos przywróciły mnie aktualności - Jestem na ciebie cholernie zła, ale widzę u ciebie mnóstwo udręk. Co się stało w Nowym Jorku? Czuję, że coś złego. 

Problem w tym, że nie stało się tam zupełnie nic, choć wtedy byłem gotowy na prawdziwe piekło. Miałem przy sobie ciągle dwójkę ludzi, załadowane magazynki z nabojami i co najważniejsze przygotowanie mentalne. 

- Nic, po prostu wiem, że zachowałem się jak chuj, i rozumiem, że nie chcesz tego przyjąć - oznajmiłem ściszając głos. Już chciałem schować biżuterię do pudełka, ale zatrzymała mnie uściskiem swoich drobnych dłoni na nadgarstku. 

- Załóż mi go - obróciła się odsuwając loki na jeden bok. 

Podsunąłem się bliżej i z czułością założyłem jej naszyjnik na łabędzią szyję. Kiedy uczepiłem dwa końce ze sobą złożyłem pocałunek na gładkiej skórze i rozkosznie zaciągnąłem się jej słodkim zapachem. 

- Byłam u lekarza. Mamy zielone światło...

Mimo wszystko tamten dzień okazał się dla mnie kluczowym. Mimo całego gówna które znowu obróciło się ku nam ujrzałem jakiś promyk który dał mi nadzieję. 

Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz