Rozdział 21

1.8K 80 11
                                    

Ariel 

- Bleer - złapałam za dłoń dziewczynki będąc cała w kłębkach  nerwów. Spała, smacznie mlaskając co jakiś czas swoimi małymi ustami - Nie żartowali. Gabriel, oni mają tu kogoś kto się tym sprawnie zajął. 

- To już wiemy - westchnął cicho - Chodźmy stąd. To nie jest temat na który będziemy rozmawiać w ich obecności. Parker jest wyczulony na wszystko nawet podczas snu usłyszy coś czego nie powinien. 

Skinęłam i puściłam drobną dłoń z uścisku. 

***

- To jest na tyle absurdalne, że aż prawdopodobne. Nico jest dalej zaślepiony tym wszystkim - Jose przetarła twarz dłońmi a po policzku spłynęła jej łza - Ariel, dlaczego o niczym nie powiedziałaś? Wiesz, że mogli cię tam zabić! 

- Chciałam... - pociągnęłam nosem przerywając - Chciałam upewnić się czy wiadomość była prawdziwa. Póki nie miałam pewności, nie chciałam siać paniki. 

- A dlaczego pojechałaś tam drugi raz? Dlaczego nas okłamałaś? - w oczach rodzicielki zabłysnęły łzy goryczy. 

- Skończmy to przesłuchanie! Najważniejsze teraz jest to, by dopaść tych chujów! Nie narażę swoich dzieci, do kurwy nędzy! - na ton Gabriela podskoczyłam przerażona na kanapie zerkając na niego z ukosa. Jego wybuch był niespodziewany, a zarazem zaskakujący. Wstawił się za nimi...

- Gabrielu, rozumiemy twoje obawy. Tu jesteście bezpieczni...

- Kurwa, chyba się przesłyszałem?! Między ludźmi którzy tu krążą jest kret, dzięki któremu o mały włos nie straciłem dzieci! Wracamy do Bogoty. 

- Nie możecie! Skoro zjawili się na ślubie wiedzą doskonale już wszystko. To nie będzie miało sensu - wuj Michael wyjaśnił w skrócie sięgając po szklankę alkoholu - Na samym początku musimy wytropić tego skurwiela który chciał zlikwidować Bleer i Parkera. 

- Wysłaliście ludzi na aleje? - zapytano z boku. 

- Nie znaleziono tam nic prócz dwóch tych samych fiolek które pokazała nam Ariel. Znaleźli jeszcze ubrania, co jasno mówi, że tam byli. Spierdolili nim postawili krok w tej noże - Santiano mimo, że był w pomieszczeniu odpalił papierosa i podał do Raphaelowi który aż z wielkim zachwytem zaciągnął się tytoniem. 

- Co teraz? - zapytałam wreszcie. 

Nastała cisza, kuzynki nawet nie drgnęły powiekami, wujowie wpatrywali się w siebie, a Octavio jak i reszta facetów czekali tylko, aby wymknąć się do gabinetu. 

Nie byłam dumna z tego co zrobiłam, ale znalazłam po długich rozmyślaniach jakiś plus. Była możliwość schwytania wrogów i pozbycie się ich raz na zawsze. Tego oczekiwali, chyba wszyscy...

Sama potrzebowałam swobody, i mimo, że wcześniej narzekałam na to, że byłam zbyt nudna, i nie działo się zupełnie nic, to po zdarzeniach które ostatnimi czasy się działy... chciałam odetchnąć. 

***

Cały dzień spędziłam w sypialni, zupełnie sama. Nie chciałam zaglądać do dzieci, nie mogłam... poczucie winy zżerało mnie od środka jak jeszcze nic innego.

- Jose wie o tym, że miałaś styczność z Brysonem, kiedy byli już sobie obiecani? 

Zachłysnęłam się śliną słysząc za plecami głos należący do mojego męża. Otarłam szybko policzki i zamknęłam powieki chcąc udawać, że zasnęłam.

- Wiem, że nie śpisz, kłamczucho - poczułam jak obok ugina się materac, a po chwili na moim biodrze ląduje męska, duża dłoń - Chyba czas najwyższy porozmawiać, nie sądzisz? 

- Dlaczego mnie dotykasz? - wyszeptałam nie otwierając oczu, nie byłam gotowa na zetknięcie się z jego szarym spojrzeniem. 

- Bo jesteś moją żoną, a w przysiędze która...

- Chyba byliśmy na dwóch innych ślubach - wymamrotałam - Z tego co pamiętam na tym w Bogocie nie powiedzieliśmy sobie zupełnie nic, tylko perwersyjnie wsunąłeś mi na palec coś co przypomina obrączkę, starszy człowieku.

- Wyobraź sobie, że doskonale pamiętam w jakich warunkach stałaś się kobietą z moim nazwiskiem, młoda - dał mi kuksańca w biodro - Jakim prawem kierujesz we mnie takie obelgi, co?

- Bo jesteś stary, no wieku nie zmienisz. Wszystko można zmienić, ale wiek... no cóż, z tym jest więcej gonitwy - wykrzywiłam wargi pozwalając sobie na droczenie z Gabrielem. 

- Wiek to tylko liczby, ja się czuje jak młody Bóg - poprawił się delikatnie przez co moja głową opadła na materac, uchyliłam gwałtownie powieki zapierając się łokciami do tyłu - Chyba już miałaś okazję, widzieć moją formę.

I właśnie wtedy przed oczami stanął mi obraz jego i tej całej niani. Mój uśmiech, który sama nie wiem kiedy się uformował zniknął, moja chęć do rozmowy tak samo. 

Gabriel zniknął za drzwiami łazienki, a ja w tym czasie ponownie napawałam się ciszą. 

- Ariel! Ariel! Ariel!

Boże, jęknęłam przeciągle wyczerpana. To był jakiś obłęd, pominęłam wołania i wydostałam się z miękkiej pościeli. Otworzyłam okno, i wyszłam na balkon. Usiadłam na zimnym betonie pocierając ramiona. Oparłam głowę o elewację czując ukojenie. 

- Trzymaj - przed moim nosem pojawił się kubek o dziwnym zapachu. 

- Czy mogę pobyć sama? - zapytałam na skraju płaczu - Dlaczego nie mogę choć chwilę...

- Chuj Gabriel do usług. A tak na serio - przysiadł się obok - Wiem co czujesz. Wiem jak to jest być wykorzystanym. 

- Jak to? - zmarszczyłam czoło. 

Zaśmiał się sucho wpatrując się w drzewa na których zaczynały rosnąć już pąki. 

- Kiedyś taki nie byłem - odchrząknął - Ale...

Wyznanie przerwane zostało przez krzyk. Podniosłam się, a przed sobą zobaczyłam widok który spowodował, że o mały włos nie zwymiotowałam pod stopy. 

Bryson, tak stał przed nami trzymając w ramionach małą Bleer która była cała blada. Celował w jej skroń lufą pistoletu. 

- Ty chuju! 


Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz