2. Rozdział 11

1.8K 75 1
                                    

Gabriel 

Mikael Jason wcale nie stał za tym co działo się przez kilka miesięcy. Cały ten koszmar zorganizowała mi jak i rodzinie moja była żona która tym razem naprawdę nie żyła. 

Jason co prawda mieszał się w przemyty i kapitan współpracował z nim, ale w kurorcie znajdowały się paczki jego jak i Raphaela. Czasami były one mieszane i dzięki temu wychodziło wiele zamętów. Dowiedziałem się również, że Wirginia przez ten cały czas ukrywała się w cieniu, i on nie wiedział nawet o tym, że posługiwała się jego ludźmi. Szef ochrony gangu motocyklowego w Los Angeles jako jedyny wiedział o tym, że żyła i dzięki niemu miała dostęp do ludzi którzy jak się okazało pojmali mnie rok wcześniej i skatowali. 

Razem z Raphaelem znaleźliśmy się w pojebanej sytuacji. Zawarliśmy pakt który okazał się strzałem w kolano. Było to całkowicie bez sensu i takim sposobem spisaliśmy na straty własne dzieci! 

- Gabriel... - Ariel przejechała palcem po mojej nagiej klatce piersiowej - Coś cię trapi - zauważyła słusznie unosząc się na łokciach. Materiał kołdry osunął się ukazując jej pokaźne piersi przez które dostawałem świra. Pragnąłem ich cały czas. Cały. Pierdolony. Czas.

- Kochanie - westchnąłem wciągając jej ciało na siebie. Złączyłem nasze wargi w pocałunku omijając temat. Złapałem jedną dłonią policzek rudej i zacząłem go głaskać słysząc ciche mruknięcia wskazujące na to, że jej się to podoba - Jesteś w chuj piękna - zacisnąłem delikatnie palce na kręconych włosach miażdżąc jej usta jeszcze bardziej. 

- Skarbie - wydyszała odsuwając się lekko ode mnie z wielką ciężkością, jej szmaragdowe oczy były zamglone przez co musiała kilka razy nimi zamrugać, żeby móc spojrzeć na mnie przejrzyście - Coś cię trapi, a ty już od tygodnia unikasz tego tematu. Podobnie jak Parker. Co się stało? Powiedz mi. 

- Nic - skłamałem jak najgorszy tchórz - Zupełnie nic. Przytłoczyło mnie to co się stało. Wiem ile zamieszania by było gdybym nie podpisał tej samej umowy z Wirginią kilka lat wcześniej. Po prostu muszę ochłonąć, najwidoczniej nie zrobiłem tego wcześniej - wymusiłem najmniej sztuczny uśmiech na jaki było mnie stać. 

***

- Tato! A jak będę miała siostrę to będę mogła dać jej swoje ciuchy?! - Bleer jedząc kurczaka zaczęła ponownie temat jeszcze nienarodzonego dziecka. 

Chciałem wywrócić oczami, ale wtedy Ariel delikatnie mnie trąciła łokciem dając do zrozumienia, że tak nie wypada. Odłożyłem widelec na chusteczkę i oparłem się dłońmi o stół żeby przybliżyć się do córki. 

- Bleer, posłuchaj. Nim ono będzie z nami zostało jeszcze czasu. Na razie nie znamy płci i chyba... dopiero po porodzie dowiemy się czy będzie to chłopczyk czy może dziewczynka. 

- Co? Tato, mamo - jęknęła rozpaczliwie opuszczając zrezygnowana ramiona wzdłuż siebie - Tak nie można - oburzyła się - Ja chcę wiedzieć teraz!

- Bleer, nie da się tego wiedzieć kiedy jest tak wcześnie - Parker zaczął jej tłumaczyć - Ciesz się, że będziemy mieli rodzeństwo, oby było zdrowe - dał jej kuksańca w nos, a ja poczułem pierdoloną dumę z posiadania tak mądrego syna. 

- Ale...

-Bleer! - wszyscy we trójkę na raz upomnieliśmy dziewczynkę, która potem udawała, że nie ma nas w otoczeniu i niczym gwiazdka pognała do swojego pokoju. 

Zostałem sam z Parkerem po kolacji. Ariel była bardzo zmęczona więc powędrowała położyć się spać, zaś sam wymyśliłem pewną aktywność którą chciałem z nim wykonać. 

Chłopak zapatrzony był w telefon i na oślep kierował się przed siebie, kiedy go zatrzymałem w drodze. Zwrócił opornie na mnie uwagę. Wyciągnąłem z szafki kopertę i wyciągnąłem ją w jego kierunku. 

- Co to? - zmarszczył czoło mało ufnie przybliżając się ku mnie. 

- Zobacz - machnąłem mu głową na zawartość. 

Przechwycił papier i otworzył go, ze środka wyleciały dwa bilety. 

- Co? - wyszczerzył oczy - Czy to są... - przełknął zaszokowany - Bilety na mecz Piratas? 

- Mhm - na moje usta wpełzł leniwy uśmiech. Wiedziałem, że to było trafem w dziesiątkę - Idź się przebierz. Czekam na ciebie w aucie - pokazałem mu brelok Mustanga z kieszeni spodni - Mamy tylko pół godziny, żeby zdążyć. Spiesz się - klasnąłem w dłonie poganiając go delikatnie. 

***

Widząc ten błysk w oku Parkera przez cały mecz nie mogłem się powstrzymać i sam się uśmiechnąłem. Miałem głęboko gdzieś wynik meczu. Skupiłem się na synu, to on był najważniejszy. 

Piratas przegrali z drużyną z Nowego Jorku. Parker wychodząc z hali nie pałał radością tak jak na początku, ale wiedziałem, że i tak był zadowolony. 

- To co? Jedzenie? - zapytałem włączając się do ruchu. 

Był oparty o szybę i przyglądał się panoramie za nią. 

- No nie wiem - niepewnie zerknął na mnie krzywo - Chyba nie gustujesz w Drive? 

- Ale jeśli chcesz zjeść jakiegoś burgera z McDonalda, to w czym problem? - uniosłem brwi do góry. Ukradkiem widziałem ten szok na jego twarzy, dotarło chyba do niego, że naprawdę się zmieniłem i chciałem dla nich wszystkiego co najlepsze. 


Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz