Rozdział 15

1.8K 80 14
                                    

Ariel

Budząc się rano, obok Bleer której oczy dalej były zamknięte dotarło do mnie, że zlekceważyłam Gabriela. Sprzeciwiłam mu się tego samego dnia w którym wzięliśmy ślub! Panika mnie przerosła, ponieważ wszystko co zadziało się w tamtą noc kierowane było impulsem. Ciągnięta przez dziewczynkę do pokoju pragnęłam tylko, aby pójść dalej spać i nic więcej. Nie myślałam racjonalnie, i przez myśl nie przemknęło mi nawet to, że poniosę tego konsekwencję. 

Wydostałam się z objęć Bleer i po cichu wyszłam z jej różowego królestwa. Musiałam przyznać, że azyl odzwierciedlał jej cudowną, młodzieńczą duszyczkę wprost idealnie. 

Nie wiedziałam gdzie jestem. Już wcześniej zauważyłam, stojąc przed rezydencją, gdy przywieziono mnie z kościoła, że kondygnacja była bardzo skomplikowana. Mimo, że dom był parterowy to zdawało mi się, że znalazłam się w labiryncie. 

Poszłam na oślep wspominając mniej więcej drogę którą pokonałam w nocy. Mknęłam pustym korytarzem wychodząc niespodziewanie wprost do jak się okazało jadalni połączonej z przestronnym salonem. Ku zaskoczeniu Gabriel mając wsunięte dłonie do kieszeni granatowych spodni od garnituru spoglądał na mnie z dodatkiem zimnych ogników. 

- Pominę fakt, że zostawiłaś mnie samego w noc poślubną - rozpoczął zbliżając się niebezpiecznie do mnie. Odruchowo zacisnęłam dłonie w piąstki i cofnęłam się o kilka kroków wpadając na  jakiś regał - Pominę również fakt, że postanowiłaś spędzić ją z Bleer - poczułam świeży oddech na szyi co oznaczało, że stał już kilka kroków ode mnie - Mam głęboko gdzieś czy w domu będziesz grzać mi łóżko, jeden telefon a w sypialni dla gości pojawi się mnóstwo dziwek które z chęcią rozłożą przede mną nogi. Jednak - dłoń blondyna dotknęła moje odkryte ramię - w towarzystwie masz grać mi posłuszną do tego stopnia, że nawet nie odezwiesz się, gdy dotknę cię. 

Drgnęłam przerażona, kiedy zanurzył głowę w mojej szyi. Poczułam jak mruczy zadowolony, a we mnie wzbierają się łzy... tak, łzy. 

- Należysz teraz do mnie - niespodziewanie się wyprostował i odszedł w kąt łapiąc w między czasie szklankę pełną wody - Masz zajmować się moimi dziećmi, i dumnie reprezentować nazwisko Moretti. Wszystko - spojrzał na mnie obojętnie. 

Otarłam pospiesznie policzek i spuściłam wzrok na stopy. 

Już wiedziałam doskonale, że ojciec i matka oddali mnie w jego ręce, ponieważ miał Parkera i Bleer. Tak naprawdę skreślili mnie... 

Dlaczego mam dziwną potrzebę udowodnienia im, że jednak może się mylą?

***

- Ariel! Ale masz piękne sukienki! - Bleer towarzyszyła mi podczas rozpakowywania walizek. 

Zachwycała się każdą kreacją, nawet parą zwykłych spodni! Ta dziewczynka była cudowna. 

- Podasz mi te płaskie pantofle? - zapytałam buszując między wieszakami - Bleer? - zapytała, kiedy nastała dziwna cisza. Wydostałam się z wiru ciuchów i zarumieniona natrafiłam na Parkera który rozglądał się uważnie - O jesteś już! - pomachałam mu. 

Chłopiec zmieszany podszedł do nas, a jego siostra podała mi buty które ustawiłam w wolnej przestrzeni na półce tuż obok szpilek. 

- Chciałam z wami porozmawiać - założyłam dłonie na biodrach uśmiechając się delikatnie - Coś nie tak? - zapytałam osłupiona ich zaskoczonymi minami. 

- Tata nigdy nie pozwalał nam wchodzić do jego pokoju. Mówił, że możemy chodzić wszędzie, ale nie tu - mała blondynka posmutniała. 

Zerknęłam na Parkera, który pokiwał twierdząco głową. Kucnęłam przed dziewczynką i złapałam za jej dłonie. Bardzo ją polubiłam i nie chciałam, aby jej cudowna aura została zakłócona przez tego... 

- Chcecie coś zjeść? - zapytałam znienacka. 

Obydwoje spojrzeli na siebie w pełni zaskoczeni. Czy powiedziałam coś nie tak? Zagryzłam dolną wargę ukrywając lekkie przerażenie ich reakcją. 

- Naprawdę? Ariel zrobisz nam coś do jedzenia?! 

- Mhm - mruknęłam jedynie, a entuzjazm rodzeństwa również mi się udzielił. 

Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej. Po ich zachowaniu mogłam twierdzić jedno: Gabriel był dla nich okrutny, i co do tego nie miałam zastrzeżeń. Już jakiś rodzaj dziwnego bólu odczuwała, kiedy spoglądałam na dłoń Parkera pokrytą bliznami po poparzeniu. 

Odczuwałam potrzebę udzielenia im pomocy, nawet kosztem samej siebie. 

Zostawiłam dalsze rozpakowywanie się i powiodłam za nimi do bardzo nowoczesnej kuchni. Usiedli przy wyspie kuchennej na wysokich krzesłach, a ja otworzyłam lodówkę. Na całe szczęście cokolwiek się w niej znajdowało. Zamyślona co mogę zrobić obróciłam się do nich trzymając w dłoni dwa jajka. 

- Jajecznica? Omlety? Naleśniki? Pancakes? 

- Zrobisz nam to wszystko?! - o mało co Bleer nie spadła z krzesła, kiedy klasnę w dłonie zaskakując mnie jak i brata. 

- Wybacz - Parker delikatnie trącił ją łokciem - Nasza opiekunka, Alice która z resztą jeszcze sobie nie poszła mimo, że ojciec ją zwolnił nigdy nam nic nie robiła. Zawsze zamawiała jakieś okropne jedzenie z knajpy. 

Mieli nianię? W dodatku mieszkała tu jeszcze? Chciałam ją poznać. Skoro stałam się dla nich... macochą? To chciałam zapoznać się z osobą która zajmowała się nimi przez cały czas. Zastanawiałam się jeszcze nad sensem wypowiedzianych słów przez blondyna. Jeśli ją zwolnił to co ona tam robiła?

- Dobrze, zrobię wam wszystko - zapewniłam uśmiechając się serdecznie - A wy poznacie mnie z waszą dawną nianią, zgoda? - uniosłam wysoko brwi. 

- No dobrze, ale... Alice jest bardzo głupia - Bleer skrzywiła się nieznacznie - Nie lubi nas. 

- Robi to co ojciec jej każe, nic poza tym. To przez nią jestem oszpecony - pokazał mi ten obraz kolejny raz - Robiliśmy jej psikusy, ale na nic. Nie ruszyła się stąd. 

Zaskakująco dobrze szła mi z nimi rozmowa. Obydwoje otworzyli się na mnie, a to właśnie na tym najbardziej mi zależało. Miałam już jeden punkt przewagi jeśli chodzi o to co zamierzałam. Dzieci nie były winne temu, że ich ojciec był egoistycznym dupkiem. Zasługiwali na wszystko co dobre. 

Po zjedzeniu z dziećmi całego stosu naleśników z lekką rezerwą spojrzeli na omlety. Bleer poległa, na co Parker zareagował chłopięcym śmiechem. 

- Nie mogę już - osunęła się na krześle. 

- To co? - zapytałam z ustami przysuniętymi do kuba - Pokażecie mi gdzie jest ta Alice? 

- No dobrze...

Szliśmy cały czas prosto. We trójkę dotarliśmy do miejsca gdzie przez przeszklone ściany było widać duży basen, oraz siłownię. 

- Te drzwi - Parker ze złością pokazał mi w prawe skrzydło - tam jest ta wiedźma. 

- Wracajcie do jadalni. Przecież nie zmarnujemy tyle jedzenia, co? 

- No dobrze. 

Zostałam sama, i dość niepewnie nacisnęłam na klamkę. Drzwi jakby specjalnie było niedomknięte. Nim weszłam do pokoju chciałam zapukać, ale wtedy dotarł do mnie dziwny odgłos. Skuszona zerknęłam między szparę, a tam zobaczyłam sylwetkę Gabriela który napierał plecami na ciało drobnej kobiety która spoglądając wprost w moim kierunku szczerzyła się jak głupia. 

Jego słowa wtedy nabrały zupełnie innego znaczenia. On naprawdę to zrobił... i to już następnego dnia, od chwili, gdy zawarliśmy małżeństwo. 

***

Dobra, dobra... Gabriel chwilowo jest chujem, ale... wstawię wam dzisiaj jeszcze coś. 

Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz