Rozdział 26

1.8K 73 10
                                    

Gabriel 

W świecie w którym żyłem non stop coś się działo. Dzień bez niebezpieczeństw to prawdziwe święto, dla mnie jak i Raphaela który w dzień kiedy mieliśmy przesłuchać dostawców siedział w swoim gabinecie jakby miał robaki w tyłku! Ciągle się kręcił na krześle i mrużył gniewnie powieki. 

- Kiego chuja się tak dąsasz?! - nie wytrzymałem i spojrzałem na niego smętnie. 

- Riley dziś wymiotowała znowu rano. Dalej nie chce zrobić tego, pierdolonego testu, a we mnie się wszystko gotuje! - uderzył dłońmi o biurko. 

- Spokojnie, bracie - parsknąłem - Sama nie wytrzyma i czym prędzej pójdzie do lekarza, zobaczysz, albo któraś z jej kuzynek zacznie na nią nalegać. Z twoich opowieści wnioskuję, że mają na nią spory wpływ. 

- Niby tak, ale ta moja cwana bestia robi wszystko, aby mijać ich, i nawet nie odbiera telefonów wymieniając się z nimi tylko wiadomościami. 

- Kochaniutcy! O czym tak szepczecie? - stłumiłem prychnięcie i zająłem się przeglądaniem papierów - Kochanie - Riley niemal zawarczała na swojego narzeczonego. 

Jak dobrze, że Ariel była normalna... w takich chwilach zacząłem doceniać to jeszcze bardziej. 

- Kochanie, ale... ja powiem ci wszystko, tylko teraz póki jest Gabriel na miejscu muszę załatwić z nim wiele spraw - Raphael pociągnął wkurzoną brunetkę do jej gabinetu. Gdyby nie uparty charakter Garcii pewnie zamknąłby ją w domu i kazał bawić się z Honey. Ten pies był jak właścicielka. Latał po całej firmie jak pojebany, bo Riley nie chciała zostawić go samego w ich apartamencie, nawet z opieką! 

Słyszałem tylko ich stłumione głosy, a po chwili nawet i jęki. Wrócił wielki Alvaro poprawiając spodnie w kroku i rozsiadł się jakby nigdy nic. 

- To na czym stanęliśmy? 

- Tobie chyba co innego stanęło, drugi raz - dałem kąśliwy komentarz na który nie odpowiedział - Zobacz, to on był kapitanem w czasie rejsu - podsunąłem mu pod nos papier gdzie widniało imię i nazwisko gracza który mógł być powiązany z tym całym gównem które się rozpętało. 

- Sądzisz, że mógł wiedzieć coś na temat zaginionego towaru? Łącznie straty wyniosły mnie ponad dwa miliony, a to nie sam koniec. Musisz zliczyć broń do końca. 

- Wizyta? - zapytałem bez ceregieli.

- Ta - odpowiedział chwytając marynarkę z oparcia krzesła. 

***

- Się dorobił - Raphael wypluł papierosa z buzi i przydeptał go butem - Wchodzimy od razu czy kulturka? 

- No ba - poprawiłem poły szarej marynarki - Mam nadzieję, że przez te dwa dni trafiłem na dobry trop - wykrzywiłem wargi kierując się kamiennym chodnikiem, lekko zgarbionym do wejścia domostwa niejakiego kapitana Ediego Lamberta. Żegluga jako jedyny kierował takimi transportami mając jak wielu twierdziło mnóstwo doświadczenia. 

Zapukałem w drewniane drzwi obserwując dokładnie teren. Wszystko wyglądało naturalnie, i nawet gdyby coś nie miał drogi ucieczki. Dom był parterowy, a ogrodu zdawało się nie być. 

- Dzień dobry? - kobieta z siwymi włosami ubrana w gustowną garsonkę nas przywitała - W czym mogę panom pomóc? 

- Szukamy Ediego Lamberta, żegluga. 

- Męża nie ma - odparła od razu prostując się - I nie wiem kiedy będzie - z jej przyjaznego wyrazu twarzy nie zostało zupełnie nic, jakby temat mężczyzny ją brzydził. 

- Wie pani może gdzie go znajdziemy? Mamy bardzo pilną sprawę. 

- Nie. Edi zniknął kilka dni temu, zapewne albo jest na długim rejsie, albo zalał się w barze i wylądował na komisariacie. No a może znalazł sobie kolejną kochankę i zabrał ją na egzotyczne wakacje na Bali - założyła ręce pod piersiami i uniosła z kpiną brwi. 

- Zniknął? A był tu po przypłynięciu z Kambodży? 

- Z Kambodży? - jasno zaskoczona obróciła się - Wejdźcie - zaprosiła nas gestem do środka. Sama poszła w stronę otwartej kuchni, a my usiedliśmy na skórzanej kanapie - Tutaj jest cały grafik, mojego już prawie byłego męża. Rejs opada, ponieważ zawsze brał go w podróż. Tym razem nie zabrał nic. A w jego zapiskach nie ma nic o Kambodży.

- Kiedy dokładnie zaginął?- Raphael wziął od niej i otworzył na samym środku. Wypala mała karta, z kodem Morse'a. Zacząłem ją obracać w palcach. 

- Jakieś pięć dni temu. Wrócił i powiedział, że musi gdzieś tylko pilnie wyjść. Miałam to gdzieś, i następnego dnia nawet nie dziwiło mnie to, że gdzieś przepadł. 

 - A to? Dostał to od kogoś czy...

- Jeszcze nim wrócił zjawił się u nas jakiś facet. Zostawił to dla niego pod wycieraczką, kiedy szłam z zakupami natknęłam się na niego. 

- A coś charakterystycznego? - zadałem kluczowe pytanie. 

- Miał czarną czapkę, i skórzaną kurtkę z napisem z tyłu. Chyba Devil's nigtht? Coś pod to. 

Jeszcze ich tu brakowało! Myślałem, że się przesłyszałem, ale nie. 

- Dziękujemy za ten informacje, jest to bardzo ważne - Diaz mimo wkurwienia zachowywał kamienny wyraz twarzy. 

- Proszę mi powiedzieć jedno - zatrzymała nas kiedy już chcieliśmy wyjść z jej domu - Czy jestem w jakimś niebezpieczeństwie? Już kiedyś przerabiałam etap w którym musiałam pilnować każdego kroku. 

Zacisnąłem wargi w wąską linie, zostawiając Raphaela na pastwę losu. Wiedziałem, że gdybym sam zaczął jej to wszystko tłumaczyć, wpadłbym jak śliwka w kompot. 

- Niech się Pani nie obawia. To nic takiego. Do widzenia.

*** 

 - Jones, pierdolony Mikael - przyjaciel popijał ciągle whisky ze szklanki nie mogąc zrozumieć dlaczego gang ze Stanów Zjednoczonych i to motocyklistów zapragnął wdepnąć w jego ścieżkę. 

- Nie zrobimy już nic, musimy czekać znowu na jego ruch. 

- Mam czekać, aż zapierdoli mi pół towarów?! Niedoczekanie! - wrzasnął zaciskając palce na szkle, aż knykcie pobielały. 

- Nie wkroczysz też na ich teren i nie zaczniesz rzezi, wiesz jak ostatnio się to, kurwa skończyło!

- W dupie mam już to wszystko, wiesz?! Ryzykujemy razem życiem naszej rodziny! Rozumiesz? Chcesz przerabiać to drugi raz, kurwa pytam się, chcesz?! 

Wirginie zabił jeden z nich. Pieprzyła się w klubie z prawą ręką Mikaela, a kiedy ona zaparła się, że nie chce sama ode mnie odejść po prostu ją zapierdolił na łóżku w jakiejś obskurnej sypialni. O wszystkim dowiedziałem się dopiero trzy dni po jej zabójstwie. 

- Chcesz stracić dzieciaki i Ariel!? Mi się jakoś nie widzi stracić Riley. 

Ariel. La mia speranza |18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz