scenariusz | opowieść

142 17 2
                                    

fot

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

fot.: własne

Tołstoj: Czyżbyś nie bawił się dobrze, mój japoński książę? *pyta z dziwną troską w głosie, obdarzając go ociekającym słodyczą, zupełnie nieszczerym uśmiechem niezapowiadającym niczego dobrego, że Dazai krzywi się na sam jego widok*

Dazai: Wszystko jest w jak najlepszym porządku, książę *uprzejmie kłamie, dygając, byle jak najszybciej uwolnić się od nachalnego intruza* Dziękuję, że pytasz. 

Tołstoj: *wzdycha, nie spodziewając się innej odpowiedzi niż oficjalnych frazesów zgodnie ze scenariuszem, o jakim na moment zdecydował się zapomnieć, łudząc się, że to wystarczy* Czy może znów odczuwasz to samo znudzenie, które nie pozwala ci się w pełni rozkoszować tym... niemal idealnym światem, a szukać wymówek?

Dazai: 

Dazai: *ostrożnie przemawia* Nie rozumiem, co masz na myśli, książę, ale wątpię, bym nawet chciał. Proszę zatem wybaczyć...

Tołstoj: Nie tak szybko *ponownie odgradza mu drogę ucieczki* Prosiłbym, abyś jednak poświęcił mi chwilę, gdyż niedługo znów może nie być okazji, a ta wydaje się... najlepszą.

Dazai: !?

Tołstoj: Mój książę... Wybacz mi tę niefrasobliwość, ale... czy nie chciałbyś dowiedzieć się czegoś więcej o sobie?

Dazai:

Tołstoj: Tudzież... o mnie?

Dazai: Nie. Zdecydowanie nie *wycofuje się pod ścianę* Piszą o tobie w książkach, wystarczy już tej popularności, co?

Tołstoj: Czy może... po prostu przypomnieć sobie to i owo? *odwracając się, płetwami zahacza o Dazaia, który na ten gest prycha* Ten twój marynarz z pewnością musi być wart całego twojego zachodu *mówi, powoli odpływając* Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, ile musi dla ciebie znaczyć, patrząc na twoje wysiłki... 

Dazai, usłyszawszy enigmatyczne słowa, momentalnie dogania go, przepychając się przez tłumek, który przez chwilę ich rozdzielił, teraz już pewny, że jego uwięzienie miało związek z wizytą rosyjskiego księcia. Padają pytania, jedno za drugim, ale Lew Tołstoj umyślnie je ignoruje, tajemniczo milcząc, dopóki nie dopływają do królewskiego ogrodu, gdzie skrywają się pośród grzywy z bujnej roślinności, z dala od ciekawskich par oczu i uszu. Ich jedynymi towarzyszami stają się przepływające od czasu do czasu małe rybki i inne morskie stworzenia.

Dazai: Co jeszcze wiesz? *natychmiast porzuca oficjalny ton* Odpowiedz mi. 

Tołstoj: *chwilę przypatruje mu się bez słowa, a jego twarz teraz jest jak wykuta z kamienia, zupełnie inna niż była w sali tronowej pośród zadowolonych biesiadników* Zrobiłeś prawie wszystko, by ode mnie uciec, ale nie przewidziałeś, że pojawię się także tutaj, kiedy będziesz najbardziej bezbronny bez własnej... Zdolności? *wyciąga dłoń w kierunku Dazaia, który, zadzierając wyzywająco podbródek, nie porusza się nawet o milimetr* Planowałeś to? Mógłbym zakończyć wszystko jednym dotykiem, wiesz o tym dobrze, ale wtedy *patrzy na swoją dłoń, nim postanawia ją wycofać* nie doczekałbym końca tej jakże wzruszającej historii. To... ta najbardziej upokarzająca część. 

Dazai:

Tołstoj:  Ale nawet mi przyda się nieco rozrywki, gdy tak pomyślę, że wszystko, co robię, to powstrzymuję się przed zabiciem kogoś tak nieznośnego jak ty... Zaczynam popadać w nudę. Ponieważ sam marzysz o śmierci, a j a jestem jedyną osobą, która rzeczywiście mogłaby spełnić to głupie życzenie, denerwuje mnie to nawet bardziej, haha *przykłada dłoń do czoła* Mój drogi k s i ą ż ę... Mógłbyś skonać w swojej cudownej bajce, tu, na moich rękach, jednak nie miałoby to żadnego znaczenia, bo umierałbyś, nie wiedząc nawet dlaczego... Znów muszę się zadowolić tym widokiem jedynie we własnych myślach, ach... Przewidziałeś to. Oczywiście, że przewidzialeś... Twoje cierpienie, gdy jesteś zmuszony żyć, to sprawiedliwa cena za popełnione grzechy, mimo to wciąż nie pojmuję, dlaczego z taką nienawiścią odrzucasz życie wieczne, za które ludzie oddaliby i oddają wszystko, łącznie z duszą... 

Dazai: Życie... wieczne? *powtarza, całkowicie zbity z tropu* O czym... ty mówisz? Co to za brednie? *wybucha naraz gromkim śmiechem* Że niby ja chcę umrzeć? Już od dłuższego czasu nie pomyślałem o śmierci! Nic o mnie nie wiesz. Jesteś doprawdy szalony, Tołstoju! Nie rozumiem ani słowa z tego, co powiedziałeś, to zabawne. Brzmisz jak wariat! Zupełnie nic nie zrozumiałem, haha! 

Tołstoj: W istocie *nie wygląda na zawiedzionego, a niepasujący do sytuacji uśmiech zaraz powraca na jego usta* Nie rozumiesz. Nigdy nie rozumiałeś, dlatego tu jesteśmy, do tego w tak upokarzających postaciach... Prawdziwymi obłąkańcami są niewątpliwie ci, którzy widzą w drugich objawy szaleństwa, a nie spostrzegają ich w sobie...*  Mój japoński książę *mówi, nie ukrywając już pogardy z jaką od początku naznaczał te słowa* pozwól więc, że jako starszy kolega trochę ci pomogę *unosi dłoń, po czym pstryka palcami* i nieco przyspieszę opowieść, żeby nadać jej intensywniejszych barw. 

Zawirował świat. 

Przez następne chwile Dazai dosłownie nie wie, co się dzieje. 

Być może zakręciło mu się w głowie, być może na ten czas stracił przytomność, być może wcale nic z tego, co się wydarzyło, nie miało nawet miejsca, bo oto już w następnym momencie jego dłoń dociskała sztylet do twardej piersi umierającego ojca, który patrzył na niego gasnącymi, lecz pierwszy raz od dawna łagodnymi oczami, w jakich nie było krzty oskarżenia, jedynie sama wdzięczność, troska i głęboka miłość.

Nie rozumiał słów tajemniczego trytona.

Tym bardziej nie rozumie tego, co oczy usiłują mu teraz przekazać.

Prawdziwe pozostają tylko jego uczucia, od naporu których robi mu się wręcz słabo. Po sali rozchodzi się krzyk przerażenia zmieszanego z niedowierzaniem. Dazai nie reaguje, tkwiąc w tym samym miejscu jak posąg i pozwalając krwi unosić się wraz z wodą. Wraz ze słabnącą piersią ojca, z której uciekają ostatnie oddechy i w żaden sposób nie może ich zatrzymać, choć bardzo by tego chciał, zaskoczony, ile jest w stanie poczuć do - wydawałoby się - kogoś obcego jak prawie zawsze nieobecny w jego życiu ojciec.

Chuuya: Dazai!

Odciągają go, pogrążonego w letargu, ale sztylet zdołał już przerwać nić życia. To koniec. Nie istniała żadna magia, umożliwiająca sprowadzanie martwych do świata żywych, także w podwodnym królestwie, i potężny tryton wykrwawia się na oczach poddanych jak każda śmiertelna istota ugodzona w najczulsze miejsce. Wkrótce dołącza do żony.

Morderca!

Straże! Schwytać go!

Dazaiowi do głowy nie przychodzi nawet myśl, by spróbować się uwolnić i uciec. Posłusznie pozwala zakuć się w kajdany, które dodatkowo osłabiają jego magię, jakby sądził, że tak musi być, tak musi zostać ukarany. Dopuścił się niewybaczalnego czynu, choć nie rozumie, w jaki sposób! Przecież jeszcze chwilę temu rozmawiał z...

Ożywiony podnosi wnet wzrok. Nerwowo rozgląda się dokooła, poszukując rosyjskiego księcia, ale udekorowana sala, jaką wcześniej się zachwycał, teraz jest dziwnie pusta, nie licząc rodzeństwa, które zjawiło się pierwsze, zastając najmłodszego brata w jednoznacznym położeniu, z dłońmi na sztylecie w ojcowskim ciele, i wezwanych straży.

Od Chuuyi dowiaduje się, że bal miał się dopiero zacząć.

Lwa Tołstoja nigdzie nie znajduje.


*cytat prawdziwego autora

Mermaid AU | FyozaiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz