~19~

330 12 36
                                    

Lauren POV:

Po skończonych zajęciach zerkam na telefon który wibruje jak oszalały, rozumiem, że jest już późno, ale kto mógłby się do mnie teraz dobijać?

Michelle.

Do: Michelle
To, że ty MUSISZ ze mną porozmawiać, nie znaczy, że mam na to ochotę.

Od: Michelle
Wiem, że masz ochotę na wiele, rzeczy Lauren...

Robi mi się dziwnie gorąco i wiem, że dziewczyna nie da za wygraną a unikanie jej będzie prowadziło do większych problemów.

Do: Michelle
Będę za 20 minut.

Szybko chowam urządzenie i wychodzę z sali gdzie czekają już na mnie przyjaciele z Alexem na czele.

Nim się orientuje moje ciało samowolnie podchodzi do chłopaka wymierzając mu porządny cios w policzek.

-Dawaj jeszcze raz! - Krzyczy Aggie.

-Jebany podły kretynie jak mogłeś rozesłać takie zdjęcie i myśleć, że jakkolwiek zrujnujesz mi tym życie.

-Nie rujnuje go, sama to robisz umawiając się z tą kryminalistką. - Odpowiada wciąż trzymając się za bolący policzek.

-Po co ci to w ogóle było ty popierdolony idioto. - Krzyczę na chłopaka.

-Gdyby ludzie zaczęli o tobie gadać, to może byś się przestała tak uporczywie trzymać Michelle. Przy niej nie trudno o opinie prostytutki.

-Co? Czy ty jesteś zazdrosny? - Pytam chociaż znam odpowiedź. - Nie zbliżaj się do mnie Alex i nie waż się ingerować w naszą relacje. - Mówię wściekła po czym odchodzę. Nie widząc sensu w dalszej rozmowie z chłopakiem.

Idąc szybkim krokiem drugi raz dzisiejszego dnia na kogoś wpadam, lecz tym razem nie ląduje na ziemi, czyjeś delikatnie umięśnione ramiona mocno oplatają mnie w pasie i przyciągają do siebie abym nie poleciała do tyłu.

Kurwa powinnam zacząć patrzeć przed siebie.

-Nic ci nie jest? - Pyta stanowczy kobiecy głos.

Podnoszę wzrok a moje oczy napotykają ten cholerny błękitny kolor pani profesor.

O mój Boże...

-Lauren wszystko w porządku? - Pyta dalej trzymając mnie blisko siebie a ja czuje jak moje poliki oblewa krwistoczerwony rumieniec.

-Tak, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Uśmiecham się do kobiety dalej przypatrując się jej oczom, nic nie poradzę na to iż mój wzrok zjeżdża na jej usta.

-Oczy mam delikatnie wyżej. - Odpowiada poluźniając swój uścisk przez co zwinnie wyślizguje się z jej objęć.

-Przepraszam. - Rzucam zawstydzona i wymijam szybko kobietę uciekając jak najdalej. Nie sądzę abym pojawiła się na zajęciach w czwartek...KURWA muszę się pojawić bo muszę oddać esej. Ja pierdole, No to kaplica...

I od kiedy ja tyle przeklinam?

Wpadam zdyszana do pokoju widząc Michelle która ponownie wkłada jakieś kwiaty do wazonu, znów są to białe róże.

-Co robisz? - Pytam zaciekawiona.

-Kupiłam ci kwiaty...znowu. - Odpowiada spuszczając wzrok z lekkim uśmiechem na ustach.

-Kupiłaś mi wtedy kwiaty i zamierzałaś to ukrywać? - Pytam nie dowierzając temu co robi dziewczyna i jak kolejny raz mnie okłamała.

-W zasadzie...to mama pomogła mi obciąć te róże i przygotować je dla ciebie. A poza tym, miałam zamiar tak robić póki nie będę miała w planach cię odzyskać, w sensie...eh, przepraszam Lauren naprawdę bardzo cię przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło, a w zasadzie wiem tylko nie potrafię określić swojego braku samokontroli. - Dziewczyna powoli do mnie podchodzi.

New experienceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz