V

231 17 7
                                    

Weszliśmy do domu. Było w miarę cicho. Nawet trochę za cicho jak na mój dom.

- Friday, jest ktoś w domu?

- Tony i Pepper są z Wandą i Stevem w salonie. Pietro jest... - nagle poczułem powiew wiatru, więc wystawiłem rękę, przez którą po chwili zatrzymał (wywalił) się Pietro. - Obok Ciebie. Mia się gdzieś kręci.

- Dobra, dzięki.

- Co to było - spytała MJ?

- Friday. AI. Sztuczna inteligencja. Takie gówno, co może...

- Dobra, to już zrozumiałam. I Ty se tak z tym gadasz?

- No. A z podłogi zbiera się Pietro.

- Hej. Jestem Pietro - powiedział, wyciągając dłoń w kierunku MJ. - Peter zepsuł mi wejście.

- Michelle.

- Miło poznać. Coś Ci dolega, Peter - spytał?

- Nie, wszystko git. A co?

- Leci Ci krew z nosa. Czekaj... Proszę - Pietro po sekundzie trzymał chusteczkę w ręce.

- Dzięki. Nic mi nie jest.

- Drugi raz dzisiaj. Nadal „tak czasami masz"?

- Wcześniej też Mu leciała?

- Tak, w parku. Głównie dlatego tu jestem, ale też mam w planach pomóc Peterowi i Jego siostrze w robieniu jakiegoś zadania dla Niej.

- Siostrze? A, Mii. Tak szybko?

- Tak było prościej wytłumaczyć - rzuciłem. - Znajdziesz, proszę Mię i przyślesz do mnie?

- Spoko. Będzie tam szybciej niż Ty.

Pietro zniknął z zasięgu naszego wzroku.

- Myślałem, że będzie tylko ojciec, Pepper i Mia. Ale bliźniaki są spoko. Steve jest trochę powiedzmy sztywny, ale też nie jest zły.

- Żartujesz - uśmiechnęła się szeroko? - Poznałam właśnie Quicksilvera. Prawie z Nim nie gadałam, ale był metr ode mnie. Pieprzony metr ode mnie. Przez dłużej niż parę sekund. To wynagrodzi wszystkie krzywdy, naprawdę.

- Więc, lubisz Go?

- Lubię. Bardzo. Ale najlepsza jest zdecydowanie Natasha. Oczywiście nie znam żadnego z Avengers, więc nie oceniam, ale najbardziej ze wszystkich od zawsze jakoś Natasha do mnie przemawiała.

- Chcesz Ją poznać?

- Co?

- Mogę do Niej zagadać. Nie będzie raczej z tym problemu.

- Nie, no co Ty. To by było głupie. Bardzo.

- Nie, dlaczego - powiedziałem, wyjmując telefon z kieszeni? - Wystarczy słowo.

- Nie, Peter. To nie wyjdzie.

- Co ma nie wyjść?

- No, ogólnie. Poza tym i tak za dużo dla mnie robisz. Najpierw alkokol, teraz by było to...

- Pozbierałaś mnie trochę z parku, jakby nie patrzeć - powiedziałem, otwierając przed Nią drzwi od mojego pokoju. - Plus pomagasz nam z tym plakatem. Chyba bylibyśmy kwita, jakby miało to być jakimkolwiek problemem, czy konkursem. A nie jest.

- A jak się czujesz?

- Żyję - powiedziałem, ale sądząc po minie MJ, raczej nie zadowoliła Jej ta odpowiedź. - Jest okej, serio. Jak będę umierać, to Ci powiem. Albo zadzwonię. Albo tego nie zrobię, bo nie mam Twojego numeru.

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz