XXVIII

107 9 1
                                    

- Jest pan jedynym rodzicem, Petera - spytał terapeuta w pewnym momencie? Ja na razie nie musiałem się odzywać.

- Mama Petera zmarła, gdy był mały.

- No dobrze... Opowiadał mi pan z grubsza o problemie - zaczął terapeuta. - Ale muszę wiedzieć, w czym on dokładnie tkwi.

- Problem tkwi w tym, że zauważyłem, że Peter ostatnio nie radzi sobie z własnymi problemami. Nie jestem w stanie powiedzieć, co siedzi w Jego głowie, ale objawy się nasiliły. Dowiedziałem się, że Peter się tnie, ma zaburzenia odżywiania, rzadko kiedy coś je, wcześniej zażywał narkotyki i miewa ataki paniki. Przez pewien okres nie wychodził w ogóle z łóżka. Po nocach płacze. Po śmierci mamy brał leki przeciwdepresyjne, ale później przestał.

- Czyli to nie jest pierwsza terapia Petera?

- Druga. Chodził do psychologa i psychiatry.

- Ma pan dokumentację z poprzedniej terapii - tato podał teczkę w ręce pana Gilberta? Ten natomiast zwrócił się do mnie. - Peter, czy są jakieś ważne aspekty w Twoim życiu, które mogły lub mogą nadal wpływać na Twoje samopoczucie?

Tato spojrzał na mnie, próbując mnie zachęcić do odpowiedzi.

- Dużo się wydarzyło.

- Możesz podać przykłady?

- Przez większość życia obwiniałem się za to, że nie pożegnałem się z mamą. Zacząłem brać narkotyki, poszedłem do szkoły, tato znalazł dziewczynę, która się wprowadziła razem ze swoją córką, okazało się, że mój przyjaciel to żaden przyjaciel, zacząłem się zadawać z Nedem i MJ, ale musiałem Ich zostawić, bo zdecydowałem się pójść na jebaną misję. Tam poznałem Marcusa. Jesteśmy razem.

Spojrzałem na tatę z nadzieją, że powie, że możemy już stąd iść. Chcąc, nie chcąc moja noga sama zaczęła tupać.

- Jak Peter się uczy?

- Dobrze, ale w ostatnim czasie nie było Go długo w szkole.

- Co było tego przyczyną?

- Był na misji. Oficjalnie chory. Dopiero dzisiaj wrócił do szkoły.

- Co to za misja?

- Rozpracowywaliśmy gang narkotykowy i potrzebowaliśmy kogoś w środku, a wszyscy byli spaleni. Poza tym szukaliśmy zaginionego chłopaka, który się tam dostał i nagle zniknął. Poprosiliśmy Go o pomoc.

- Był w miejscu, w którym roi się od narkotyków, mimo uzależnienia - tato pokiwał głową? - To było skrajnie nieodpowiedzialne. Zachowanie Petera zmieniło się po powrocie?

- Tak. Przede wszystkim wrócił, bo myślał, że nie żyję, przez co wszystko się wydało. Był strasznie zamknięty w sobie, co było kompletnie do Niego niepodobne. Nie chciał wychodzić z łóżka, chociaż właściwie nic całymi dniami nie robił. Tylko sprawdzał co chwilę telefon, ale na nim też nic nie klikał. Wiem, że nie powinienem Go tam puszczać.

- Peter, czy ktoś Ci coś tam zrobił?

- Nie.

- Wiesz, że jesteśmy tu, żeby Ci pomóc?

- Wiem. Ale nikt mi nic nie zrobił.

- Dlaczego, więc tak zareagowałeś po powrocie do swojego życia?

Przez chwilę milczałem. Chciałem to jakoś ułożyć, ale czas gówno mi dał.

- Bo zostałem bez nikogo...

- Przecież byłem ja, Pepper, Mia.

- Nie rozumiesz.

- No więc, co masz przez to na myśli - spytał pan Gilbert?

- Najpierw straciłem Flasha, okazało się, że nie jest taki sam, jaki zawsze był przy mnie. Zanim poszedłem na tą akcję, musiałem zerwać z MJ, z którą dopiero co się zszedłem i przestać się zadawać z Nedem, z którym dopiero co zacząłem się dogadywać. Tam poznałem Marcusa i chuj z tego wyszedł, bo wszystko co robiłem, się wydało i On też mnie znienawidził. I zostałem z niczym. Gdyby nie fakt, że mi wybaczyli, to nadal bym był. Ale wiem, że zraniłem Ich wszystkich.

Jakiś czas jeszcze tam byliśmy. Weszliśmy do auta w ciszy. Czekałem aż tato odpali silnik, ale to nie nastąpiło, więc spojrzałem w Jego stronę.

- Zniszczyłem Ci życie - nagle stwierdził, nie patrząc na mnie.

- Co?

- Przez pół życia mnie przy Tobie nie było. Potrafiłem Ci wykupić jedynie jebaną receptę i to zwykle nie na czas. Nie widziałem, co się dzieje. Potem od Ciebie wymagałem, żebyś rzucił swoje życie i mi pomógł...

- Zmieniłeś się. Odkąd jest Pepper, jest dobrze.

- Błagam Cię, jestem jebanym egoistą.

- Czasami. Ale nie zawsze. Gdybyś był całkowitym egoistą, Pepper by tu nie było. Jest mądra. Jeśli Cię kocha, to wie, że Jej nie skrzywdzisz. Ani Jej, ani Mii.

- Wiesz co, Pete? Jestem wdzięczny za to, że Cię mam. Szkoda, że trochę za późno to doceniłem.

- Nadal tu jestem.

- Wiem, ale i tak zrobiłem to za późno. Zaraz kończysz szesnaście lat i wkraczasz w dorosłość. Nie mogę w to uwierzyć.

- Ja też.

Tato odpalił silnik, a ja zacząłem wpatrywać się za okno. Wątpię, żeby to coś dało. Szczerze mówiąc, to nie czuję się za dobrze. Mentalnie bez powodu, a fizycznie czuję, że mógłbym zwrócić wszystko, co mam w przewodzie pokarmowym wraz z organami.

Dojechaliśmy do domu i weszliśmy do środka przez garaż. Tato zaczął iść w stronę windy, ale ja skierowałem się w stronę wyjścia.

- Gdzie idziesz - odwrócił się w moją stronę i spytał?

- Muszę się przejść.

- Zrobiłeś lekcje?

- Ogarnę to potem.

- Tylko to zrób. Wiesz, że musisz sporo nadrobić. Weźmiesz Mię i Stellę?

- Jak się szybko zbiorą - powiedziałem i usiadłem na kanapie w holu. Tato odszedł, a ja siedziałem już dłuższą chwilę. I nagle zrobiło mi się cholernie niedobrze. Wbiegłem do toalety i zwróciłem nikłą zawartość mojego żołądka. Na moje nieszczęście z dużą ilością domieszek krwi.

Wyszedłem dopiero, gdy poczułem się lepiej. Od razu skoczyła na mnie Stella.

- Stella, siad - powiedział Mia, ale pies nie posłuchał.

- Dobra, spoko. Nic mi nie jest.

- Zdjąłbyś smycz? Nie dosięgam do niej.

Spojrzałem na regał i podałem Jej przedmiot. Mia zapięła Stelli szelki, a ja wysłałem wiadomość do Marcusa: „Masz czas? Pójdziemy się przejść?". Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. Dopisałem tylko, gdzie i że będzie Mia i wyszliśmy z domu.

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz