X

195 15 3
                                    

- No, powiem Ci, że zdążyłeś równo z ostatnią minutą - powiedział tato, gdy wszedłem do salonu, z wyczuwalnym śmiechem w głosie.

- Nie wiem.

- Coś się stało - uśmiech zaczął schodzić Mu powoli z twarzy?

- Nie, jestem zjebany, ale nic się stało - nie przestawałem iść przed siebie, ale tato stanął mi na drodze.

- Jak to nic? Bez powodu nie płakałeś - aż tak to widać? - Pete, rozmawiaj ze mną. Nie potrafię czytać w myślach. Jak nie powiesz, o co chodzi, to Ci nie pomogę.

Cofnąłem się i usiadłem na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Po chwili tato zrobił to samo.

- Rozmawiałem ostatnio z MJ. To ta dziewczyna, co u nas była. Pomogła nam z tym plakatem, więc stwierdziłem, że muszę się odwdzięczyć. Zgadałem się na dzisiaj z Natashą i zorganizowałem Im spotkanie. Tylko sprawiłem, że się spotkały. Ale MJ poprosiła mnie, żebym z Nimi poszedł. Jak Nat pojechała, poszliśmy do Niej. Byłem u Niej trochę, ale przyszedł Ned, który mnie szczerze nienawidzi za to, że przyjaźnię się z Flashem, nie mam pojęcia czemu i nie patrz tak na mnie. Więc stwierdziłem, że pójdę - tu wziąłem głęboki oddech. - Mama leżała długo w szpitalu. Nie pamiętam Jej dobrze, tylko to, że zawsze miała podłączoną kroplówkę, ale też zawsze się uśmiechała. Nie rozumiałem, że była chora. Tego wieczoru... Wiesz kiedy. Nie chciałem do Niej jechać. Po raz pierwszy. Czułem, że coś było nie tak, widziałem to na twarzy Happiego. Ale Happy namówił mnie, powiedział, że to bardzo ważne i muszę tam być. Siedziałeś przy Niej. Cały czas trzymałeś Ją za rękę. A ja bałem się wejść do środka. Gdy wszedłem powoli szedłem w Jej kierunku. Uśmiechnęła się, pogłaskała mnie po policzku, a potem zrobiło się strasznie głośno. Lekarze się tam pchali, więc poszedłem do tyłu, ale nagle zaczęło okropnie piszczeć. I było za późno. Mogłem tam być wcześniej i się z Nią pożegnać. Ale nie byłem. Od tamtej chwili już nie ma wesołej rodzinki. Ale wiesz, co jest najgorsze? Miałem naprawdę dobry dzień. Wręcz zajebisty. Ale jak zwykle musiałem se to zjebać...

Tato objął mnie, a ja jeszcze bardziej zacząłem ryczeć. Skądś usłyszałem coraz głośniejsze kroki Pepper. Urwały się niedaleko od nas. To się mogło nie zdarzyć. Mogłem zostać na dachu i się ogarnąć i dopiero wtedy wrócić do domu. Ale chciałem dobrze. Wyszło źle, jak zwykle.

- Chcesz jutro zostać w domu?

- Nie... Pójdę do szkoły.

- Pożegnałeś się z mamą.

- Co?

- W tym momencie, w którym pogłaskała Cię po policzku, mówiła coś do Ciebie. Ty też. Możesz tego nie pamiętać, to normalne. Ale pożegnaliście się.

- Mówisz tak tylko, żeby poprawić mi humor.

- Mówię poważnie. Chcesz świadków?

- Nie, bo Ich sfałszujesz. Ci lekarze przez tyle lat mieli tylu pacjentów, że na pewno nikogo z nas nie pamiętają. A Ty jesteś zdolny zrobić chyba wszystko.

- Nie no, nie porwałbym nikomu dziecka - ściągnąłem brwi...

- Nawet, o tym nie pomyślałem.

- Okej... Chcesz coś obejrzeć?

- Co proponujesz?

- Możesz wybrać.

- Obejrzysz Star Wars - spytałem z uśmiechem?

- A mam inne wyjście?

- Nie za bardzo.

- No to wstajemy - powiedział i podniósł się z podłogi, chwilę później wyciągając do mnie rękę. Zawahałem się, ale wstałem z Jego pomocą.

Obejrzeliśmy część sagi. O dziwo, tacie nawet się spodobało. Jedynym problemem było to, że skończyliśmy oglądać wpół do piątej, więc musiałem przystać na wcześniejszą propozycję taty i nie iść kolejnego dnia do szkoły.

Wstałem późno. Nawet jak na mnie. Godzina czternasta, pewnie za niedługo kończyłbym lekcje. Zasnąłem w salonie, więc gdy tylko się ruszyłem, odczułem skutki spania w takiego rodzaju pozycji, albo skutki ćpania. Do tego wszystkiego obok spał tato, więc jedynym manewrem, który mogłem wykonać ku temu, żeby mnie wszystko nie napierdalało, bardziej niż napierdala, było zejście z kanapy. A to też było trudne.

Jakimś cudem, jednak udało mi się wstać i dociągnąć się do kuchni, w której jak się okazało Pepper gotowała obiad.

- Dzień dobry.

- Hej - odpowiedziała. - Do której siedzieliście?

- Przed piątą się położyliśmy.

- Nie masz dzisiaj szkoły?

- Chyba już nie - Pepper prychnęła na moje słowa.

- Jesteś głodny?

- Jestem, ale muszę się najpierw obudzić.

- Pierwszy raz słyszę, że jesteś głodny.

- Możliwe. Gdzie Mia?

- W szkole.

- A. W sumie logiczne.

- A jak się czujesz?

- Jest okej. Czemu pytasz?

- Bo wczoraj się chyba nie najlepiej czułeś. Ale nie będę dociekać. To nie moja sprawa. To Twój telefon - spytała, wskazując na urządzenie?

- Tak.

- Dzwonił chyba ze sto razy. Nie wiem, jakim cudem Was to nie obudziło.

Sięgnąłem po niego i spojrzałem na ilość powiadomień. I już wiedziałem, że mam przesrane.

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz