Timeskip!!
- Czyli co? Wyprowadzasz się - spytał tato, po raz nie wiem który, bo w pewnym momencie przestałem już liczyć?
- Będę wpadał.
- No, ale wyprowadzasz się. Moglibyście zostać tu. Wszyscy się wyprowadzają.
- Jak wszyscy? Tylko ja.
- No, ale...
- Tato, przecież będziemy mieć kontakt. Wcale nie będę tak daleko. I tak mnie nigdy nie ma w domu, bo albo jestem w pracy, albo na uczelni. Poza tym w sobotę bierzesz ślub. Przejmuj się tym a nie moją wyprowadzką.
- Przejmuję się ślubem. Nawet nie wiesz jak bardzo - usiadł na jeszcze moim łóżku. Byłem w trakcie dopakowywania ostatnich rzeczy.
- Może i nie wiem. Może kiedyś się dowiem. Ale teraz wiem, że kochacie się nawzajem, więc niezależnie od tego co się wydarzy, będzie dobrze.
- Kiedy z narkomana i imprezowicza przeszedłeś do filozofa życiowego?
- Chyba w momencie, gdy wysłaliście mnie na taką jedną misję - uśmiechnąłem się. - Jak coś to dzwoń. Tylko nie za często. Nie przesadzaj z tym.
- Jestem z Ciebie dumny, Pete.
- Ja jestem dumny z Ciebie. Jesteś z Nią szczęśliwy. Pepper też jest szczęśliwa. To najważniejsze.
Zamknąłem walizkę i jeszcze raz rozejrzałem się po pokoju.
- Dziwne uczucie. Zostawiać to wszystko. Całe życie. Ale obydwoje poszliśmy do przodu, więc jakoś to będzie.
- Skoro się nie cieszysz, że się wyprowadzasz, to chyba nie byłem takim złym ojcem, co?
- Nie, ostatecznie całkiem nieźle Ci to wyszło - uśmiechnąłem się.
Marcus podjechał po mnie i już razem ruszyliśmy do naszego nowego mieszkania. Do wczesnego wieczora wnosiliśmy wszystkie pudła, aż w końcu opadliśmy na kanapę. Uśmiechnąłem się. Spojrzał na mnie i nachylił się nade mną, po czym złożył pocałunek na moich ustach.
- Dziękuję - odezwał się.
- Za co?
- Za to, że tu jesteś.
- Nie słodź mi tak.
Przyciągnąłem lekko Marcusa, a On usiadł na mnie okrakiem. Kontynuowaliśmy pocałunki, które stawały się coraz bardziej intensywne. Wplotłem dłonie we włosy Marcusa, a On cały czas jeździł swoimi po moich plecach. I miałoby szansę to trwać, gdyby nie fakt, że zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To nasz - spytałem?
- Chyba tak. Wypadałoby wstać.
- A musimy?
- Zakładam, że skoro ktoś tu przyszedł to nas widział i wie, że tu jesteśmy. Aczkolwiek nikt nie każe nam wstawać. Ale wstanę.
Marcus wstał do drzwi, a ja po chwili do Niego doszedłem.
- Cześć, słyszeliśmy, że będziemy mieć nowego sąsiada - zaczęła jakaś dziewczyna. - Widzieliśmy, jak wchodziłeś, więc przyszliśmy się przywitać.
Wyszedłem zza winkla, przywitałem się i podszedłem do Marcusa.
- Wejdźcie może. Tylko... Nie rozpakowaliśmy się, więc wszystko się wszędzie wala.
- Nie szkodzi. Nazywam się Laura, a to moja przyjaciółka Amelia.
- Marcus, miło mi.
- Peter.
- Przyjechaliście tu ze względu na studia, prawda?
- Nie do końca. Ja już jestem po studiach. Peter dopiero co skończył liceum, ale po prostu stwierdziliśmy, że najwyższa pora zamieszkać razem.
- To... Wy jesteście parą - spytała Amelia?
- Dokładnie - odparłem i lekko się uśmiechnąłem.
- O Jezu, ale uroczo. Ile jesteście razem?
- Z pół roku?
- Nie za szybko to wszystko?
- Ogólnie nasz związek się raczej szybko rozwijał do tej pory, więc myślę, że jesteśmy w stanie zaryzykować.
- Chcecie się czegoś napić?
- Nie trzeba, dzięki.
Całkiem szybko zaaklimatyzowaliśmy się w nowym miejscu. Pasował mi taki układ, w którym mogłem być sam z Marcusem, mieć kontakt z przyjaciółmi ze szkoły i z nowymi sąsiadami. Marcus też był zadowolony.
W końcu poczułem, że moje życie się układa i nabiera kierunku, w którym chciałbym, żeby szło.
Krótko mówiąc - czułem się jak w raju.
CZYTASZ
Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanfictionPeter Stark, syn samego Anthonego Starka, to nastolatek, którego życie nadszarpnęło. W czasie zmiany, jaką jest pierwsze pójście do szkoły, dowiaduje się, że Jego ojciec poznał kobietę z dzieckiem, która zamierza się do Nich wprowadzić. Ale nowe oto...