XXXVII

82 10 1
                                    

- Peter Stark. Miałeś zostać po lekcji.

- Faktycznie, panie profesorze - odwróciłem się i wymusiłem uśmiech. - Jak mogłem zapomnieć.

- Peter...

- Tak, więc co jest powodem naszego spotkania tutaj?

- Przepraszam Cię za rano - powiedział, gdy już zamknął za wszystkimi drzwi.

- Nie przepraszaj, Marcus - zszedłem z tonu. - Chcę Ci pomóc, okej? Ale Ty nie chcesz mi podać nawet powodu swojego zachowania. Wiem, że przeginam, ale chcę Ci pomóc, tak jak Ty robisz to dla mnie.

- Przepraszam Cię, Peter. Naprawdę jest mi przykro. Nie powinienem się tak zachowywać w stosunku do Ciebie.

- Marcus...

- Po prostu... Jeśli moja siostra przyjeżdża, oznacza to też, że przyjadą moi rodzice - opadł na krzesło. - Będą w niedzielę, a ja kurwa nie wiem, co mam zrobić.

- Ale co? Aż tak źle? Przecież najwyżej chwilę pogadają i wrócą do siebie.

- Ojciec mnie nienawidzi, bardziej odkąd poszedłem na Niego na policję. I boję się zobaczyć, w jakim stanie jest mama. Poza tym ojciec na pewno się przyjebie o to, że zmarnowałem sobie życie, chcąc zostać nauczycielem, a potem zaczynając ćpać. A już tym bardziej będąc gejem. Jeszcze pewnie doskonale wie o tym, że mam zawieszenie. Próbowałem wyciągnąć mamę z tego wszystkiego, ale Ona Go „kocha". On przez całe życie Ją poniżał i lał, a ja kurwa nie mogłem nic z tym zrobić. A kiedy mogłem, to spierdoliłem stamtąd. Na narkotykach uzbierałem na studia, ale i tak byłem uzależniony na tyle, żeby je zjebać. Musiałem powtarzać rok. Podsumowując, jestem życiową porażką, o czym przez cały dzień będzie mi przypominał mój ojciec - Marcus zaczął ciężej oddychać i z trudem powstrzymywał łzy. - Jak byłem młodszy, to... On mnie wykorzystywał... Jesteś pierwszą osobą, której powiedziałem. Ale kto normalny by się przyznał, że Jego własny ojciec to jebany psychol i gwałciciel? To... To chyba nie jest dobre miejsce na rozmowę. Ja nie chcę, Peter. Wyżyłem się na Tobie, ale niczym nie zawiniłeś. Przepraszam. Cholernie Cię przepraszam. Ale ja nie dam rady. Maddy nic nie wie. Nadal uważa ojca za świetnego, cudownego i idealnego. Ja... Przepraszam...

Marcus nie mógł się uspokoić. Przyciągnąłem Go do siebie bliżej i nie puszczałem. Staliśmy tak wtuleni w siebie. Sam starałem się powstrzymywać łzy, kiedy czułem te Jego na sobie.

- Mogę przyjść?

- Co?

- W niedzielę. Nie będziesz sam.

- Będzie jeszcze gorzej. On się od razu skapnie i zacznie, o tym pierdolić.

- Ale może przy osobie, której nie zna, jakoś się powstrzyma przed zrobieniem czegokolwiek.

- Przy Maddy też nic nie zrobi. Dopiero jak będę z Nim sam, albo będzie jeszcze mama. Poza tym nie wiem, czy nie będzie gorzej niż wtedy, kiedy widziałem Go ostatni raz. A nie chcę, żeby jeszcze Ciebie obraził, albo coś...

- Przeżyję.

- Peter?

- Tak?

- Kocham Cię - spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. - Dziękuję, że to dla mnie robisz.

- Ja też Cię kocham. Dziękuję, że mi powiedziałeś. Nie chcę iść, ale muszę odebrać Mię. Pójdziesz ze mną?

- W porządku. Podrzucić Was?

- Nie, jesteśmy motorem.

- Jesteście motorem?

- Co w tym dziwnego?

- To, że nie ma chuja, że nim kurwa pojedziesz - ściągnąłem brwi na Jego słowa. - Wiem, jak wygląda ktoś, kto się naćpa. Ty zdecydowanie coś brałeś. Słuchaj, podrzucę Was, zostawię u Ciebie na chwilę samochód i się wrócę po Twój motor. Może być?

- Nie masz fotelika.

- Chuj z tym. I tak wychodzę lepiej niż Ty, będący na haju. Idź po Nią, spotkamy się na parkingu.

- Dziękuję.

- To ja powinienem Ci podziękować za to, że mnie ogarnąłeś.

- Nie powinieneś - powiedziałem i wyszedłem z sali. Na moje nieszczęście obok była nauczycielka od geografii. Jak najszybciej wyszedłem ze szkoły i poszedłem po Mię.

- Peter - usłyszałem głos Mii, po chwili stania w przedsionku. - Wracamy motorem?

- Nie.

- Co? Jak to?

- Wrócimy z Marcusem. Ubieraj się.

- Lubię Go.

- Cieszę się.

- Naprawdę Go lubię. Masz fajnych przyjaciół.

Uśmiechnąłem się lekko i poczekałem jeszcze moment, aż Mia się ogarnie. Niedługo później wyszliśmy i skierowaliśmy się w stronę samochodu Marcusa.

- Głupi jest ten plan z tym, że się wracasz po mój motor - stwierdziłem od razu po otwarciu drzwi. - Musiałbyś pod szkołę pójść pieszo.

- Taki miałem plan - Marcus przestał przeglądać coś na telefonie. - Ewentualnie mam autobus.

- Głupie to. Pójdę z Tobą.

- Pójdziesz ze mną, mimo że to głupie?

- Dokładnie.

- Pojadę tym motorem.

- Wykluczone.

- Będę sam. Będę jechał cały czas koło Ciebie. Wziąłbyś wtedy Mię?

- Nie pozwolę Ci jechać.

- Marcus, nie kombinujmy. To bez sensu. Mia, pojedziesz z Marcusem, prawda?

- No, okej.

- Marcus, proszę - spojrzałem na Niego błagającym wzrokiem...

- Mam nadzieję, że to się źle nie skończy...

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz