Pamiętam to jak przez mgłę.
Silne uderzenie, które było mocno odczuwalne nawet po naćpaniu.
Montana podnoszący mnie z ziemi i zanoszący do swojego auta.
Może i nic mi nie było. Może to tylko wyglądało tak źle przez to, że narkotyki zaburzyły mi zmysły, więc zbytnio nie kontaktowałem. Nie jestem lekarzem. Nie oceniam.
Obudziłem się w łóżku. Dużym łóżku. Obok mnie spał Montana. Chciałem się podnieść, ale poczułem skutki czołówki z autem, więc opadłem z powrotem na łóżko. W ogóle ciężko było mi się poruszać. Jedyne co mnie pchnęło do tego, żeby wstać to fakt, że poczułem, że zaraz będę wymiotować. Wbiegłem do łazienki i zacząłem zwracać nikłą zawartość żołądka, a właściwie to żółć. Wszystko mnie napierdalało. Usłyszałem też, że Montana wstał i szybko przybiegł do mnie. Spuściłem wodę i opadłem na podłogę koło kibla.
- Gdzie ja jestem - spytałem i przeraziłem się tym, że nie miałem nawet na to siły?
- U mnie w domu. Nie mogłem Cię dać do szpitala, bo byłeś naćpany, ale wpadł Sasza i Cię obejrzał. Wspominał, że możesz wymiotować, może kręcić Ci się w głowie i raczej będzie Cię wszystko napieprzać. Jak się czujesz?
- Dokładnie tak, jak opisałeś przed chwilą.
- Skoczyłem po Twój motor i go tu przywiozłem. Mam nadzieję, że się nie obrazisz. Swoją drogą jest świetny.
- Dziękuję.
- Nie musisz. Jest zajebisty.
- Nie to miałem na myśli, ale za to też dziękuję. Chodziło mi bardziej o to, co dla mnie zrobiłeś.
- Chodź, położysz się na łóżko. Zalecenie Saszy. Masz leżeć i wypoczywać. I za to też nie musisz dziękować. Nie chciałbym, żeby coś Ci się stało.
Położyłem się z Jego pomocą, a On zrobił to samo obok mnie, opierając się na ramieniu i wpatrując we mnie.
- Przejdzie Ci, nie martw się.
- Prawie mnie nie znacie. Mogliście mnie tam zostawić.
- Zajebałbym każdego z osobna.
- Czemu? Montana?
- Marcus.
- Co?
- Mam na imię Marcus.
- Peter.
- Wiem, sprawdziłem na Twoim dowodzie. Nie patrz tak, chciałem w razie, gdyby miało się coś stać, powiadomić kogoś. Ale masz cholernie pospolite nazwisko, więc chuj z tego wyszedł. A Twój telefon ma szyfry z przyszłości.
- Nie przesadzaj...
- Ja przesadzam? Moje hasło to 3213.
- Raczej słabo Cię chroni. Na Twoim miejscu, bym się bał latać z takim hasłem.
- Nie mam pamięci do takich gówien - stwierdził i popatrzył na mnie ściągając brwi, po czym się uśmiechnął. Zaczął się do mnie zbliżać prawdopodobnie z zamiarem pocałunku, ale usłyszeliśmy głośne wołanie „Montana". Spojrzał na mnie, przewrócił oczami i odkrzyknął „spierdalaj". Wybuchnąłem śmiechem i pożałowałem tego z trzech powodów. Po pierwsze, miałem grać osobę, która zwykle nie ma zbyt wielkiego poczucia humoru, chyba, że ironiczne. Po drugie, nie wiedziałem, jak mógłby zareagować na to Marcus. I po trzecie, brzuch zaczął mnie napierdalać, bardziej niż wcześniej. - Na czym skończyliśmy? A, już pamiętam.
Zbliżył się do mnie i pocałował mnie czule. I to miałoby być udawane? Tylko dla seksu? To bez sensu. Oparł brodę o moją głowę i mnie przytulił.
- Wypieprzę tylko Jaka z domu i zaraz do Ciebie wrócę, dobra - spytał w pewnym momencie? - Toaleta wiesz, gdzie jest. Jak nie będziesz potrzebował, to nie wstawaj. Coś Ci podać?
Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się.
I zostałem sam. I pierwsze co zrobiłem, to wstałem.
Powoli doszedłem do mojej kurtki. Wyciągnąłem z niej mój telefon i stwierdziłem, że potrzebuję na chwilę usiąść. Jest gównianie. Nie lubię tego uczucia. Być świadomym i nie móc normalnie funkcjonować.
Prawie dwieście nieodebranych połączeń. Zabiją mnie. Wybrałem numer taty, docisnąłem do ucha telefon i już po pierwszym sygnale usłyszałem Jego zdenerwowany głos.
- Peter, do cholery, to nie jest zabawa. Co Ty sobie myślisz, żeby kurwa się nie odzywać? Masz się odezwać pieprzony raz w tygodniu, żebyśmy wiedzieli, że wszystko w porządku i...
- Potrącił mnie samochód. Byłem w śpiączce, nie mogłem zadzwonić.
- Ja pierdolę... Wiedziałem, że to był fatalny pomysł...
- Ale nic mi nie jest. Jest w porządku. Nie mogę gadać, ale chciałem dać znać, że żyję. Cześć.
Rozłączyłem się i zacząłem podnosić się z ziemi, ale usłyszałem głos Marcusa. Wiedziałem, że nie zdążę.
- Dla mnie teraz najważniejsze jest, żeby Ozzy lepiej się czuł. A teraz serio wyjdź.
Otworzył szerzej drzwi i spojrzał na mnie.
- Zwariowałeś?
- Coś w ten deseń.
- Nie masz gorączki? Cały się telepiesz - stwierdził, po czym podszedł i dotknął dłonią mojego czoła. Automatycznie się odsunąłem, a Marcus ściągnął brwi.
- Nie sądzę. Po prostu ćpałem. Przejdzie mi.
Wróciłem do łóżka, Marcus położył się obok mnie, a ja położyłem głowę na Jego klatce piersiowej. Nie powinienem. Miałem się nie przywiązywać. Ale czułem się przy Nim naprawdę bezpiecznie i dobrze.
W którymś momencie do pokoju zapukał i wszedł ktoś o znajomej twarzy. Ale nie wiedziałem skąd ją kojarzyłem. Przyglądałem się chłopakowi i trudno było, żeby tego nie zauważył. Odwróciłem wzrok i wziąłem telefon. Odpaliłem zdjęcie zaginionego chłopaka. To był jebany Caleb. Syn jebanego prezydenta.
CZYTASZ
Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanficPeter Stark, syn samego Anthonego Starka, to nastolatek, którego życie nadszarpnęło. W czasie zmiany, jaką jest pierwsze pójście do szkoły, dowiaduje się, że Jego ojciec poznał kobietę z dzieckiem, która zamierza się do Nich wprowadzić. Ale nowe oto...