XXI

123 10 0
                                    

Pamiętam to jak przez mgłę.

Silne uderzenie, które było mocno odczuwalne nawet po naćpaniu.

Montana podnoszący mnie z ziemi i zanoszący do swojego auta.

Może i nic mi nie było. Może to tylko wyglądało tak źle przez to, że narkotyki zaburzyły mi zmysły, więc zbytnio nie kontaktowałem. Nie jestem lekarzem. Nie oceniam.

Obudziłem się w łóżku. Dużym łóżku. Obok mnie spał Montana. Chciałem się podnieść, ale poczułem skutki czołówki z autem, więc opadłem z powrotem na łóżko. W ogóle ciężko było mi się poruszać. Jedyne co mnie pchnęło do tego, żeby wstać to fakt, że poczułem, że zaraz będę wymiotować. Wbiegłem do łazienki i zacząłem zwracać nikłą zawartość żołądka, a właściwie to żółć. Wszystko mnie napierdalało. Usłyszałem też, że Montana wstał i szybko przybiegł do mnie. Spuściłem wodę i opadłem na podłogę koło kibla.

- Gdzie ja jestem - spytałem i przeraziłem się tym, że nie miałem nawet na to siły?

- U mnie w domu. Nie mogłem Cię dać do szpitala, bo byłeś naćpany, ale wpadł Sasza i Cię obejrzał. Wspominał, że możesz wymiotować, może kręcić Ci się w głowie i raczej będzie Cię wszystko napieprzać. Jak się czujesz?

- Dokładnie tak, jak opisałeś przed chwilą.

- Skoczyłem po Twój motor i go tu przywiozłem. Mam nadzieję, że się nie obrazisz. Swoją drogą jest świetny.

- Dziękuję.

- Nie musisz. Jest zajebisty.

- Nie to miałem na myśli, ale za to też dziękuję. Chodziło mi bardziej o to, co dla mnie zrobiłeś.

- Chodź, położysz się na łóżko. Zalecenie Saszy. Masz leżeć i wypoczywać. I za to też nie musisz dziękować. Nie chciałbym, żeby coś Ci się stało.

Położyłem się z Jego pomocą, a On zrobił to samo obok mnie, opierając się na ramieniu i wpatrując we mnie.

- Przejdzie Ci, nie martw się.

- Prawie mnie nie znacie. Mogliście mnie tam zostawić.

- Zajebałbym każdego z osobna.

- Czemu? Montana?

- Marcus.

- Co?

- Mam na imię Marcus.

- Peter.

- Wiem, sprawdziłem na Twoim dowodzie. Nie patrz tak, chciałem w razie, gdyby miało się coś stać, powiadomić kogoś. Ale masz cholernie pospolite nazwisko, więc chuj z tego wyszedł. A Twój telefon ma szyfry z przyszłości.

- Nie przesadzaj...

- Ja przesadzam? Moje hasło to 3213.

- Raczej słabo Cię chroni. Na Twoim miejscu, bym się bał latać z takim hasłem.

- Nie mam pamięci do takich gówien - stwierdził i popatrzył na mnie ściągając brwi, po czym się uśmiechnął. Zaczął się do mnie zbliżać prawdopodobnie z zamiarem pocałunku, ale usłyszeliśmy głośne wołanie „Montana". Spojrzał na mnie, przewrócił oczami i odkrzyknął „spierdalaj". Wybuchnąłem śmiechem i pożałowałem tego z trzech powodów. Po pierwsze, miałem grać osobę, która zwykle nie ma zbyt wielkiego poczucia humoru, chyba, że ironiczne. Po drugie, nie wiedziałem, jak mógłby zareagować na to Marcus. I po trzecie, brzuch zaczął mnie napierdalać, bardziej niż wcześniej. - Na czym skończyliśmy? A, już pamiętam.

Zbliżył się do mnie i pocałował mnie czule. I to miałoby być udawane? Tylko dla seksu? To bez sensu. Oparł brodę o moją głowę i mnie przytulił.

- Wypieprzę tylko Jaka z domu i zaraz do Ciebie wrócę, dobra - spytał w pewnym momencie? - Toaleta wiesz, gdzie jest. Jak nie będziesz potrzebował, to nie wstawaj. Coś Ci podać?

Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się.

I zostałem sam. I pierwsze co zrobiłem, to wstałem.

Powoli doszedłem do mojej kurtki. Wyciągnąłem z niej mój telefon i stwierdziłem, że potrzebuję na chwilę usiąść. Jest gównianie. Nie lubię tego uczucia. Być świadomym i nie móc normalnie funkcjonować.

Prawie dwieście nieodebranych połączeń. Zabiją mnie. Wybrałem numer taty, docisnąłem do ucha telefon i już po pierwszym sygnale usłyszałem Jego zdenerwowany głos.

- Peter, do cholery, to nie jest zabawa. Co Ty sobie myślisz, żeby kurwa się nie odzywać? Masz się odezwać pieprzony raz w tygodniu, żebyśmy wiedzieli, że wszystko w porządku i...

- Potrącił mnie samochód. Byłem w śpiączce, nie mogłem zadzwonić.

- Ja pierdolę... Wiedziałem, że to był fatalny pomysł...

- Ale nic mi nie jest. Jest w porządku. Nie mogę gadać, ale chciałem dać znać, że żyję. Cześć.

Rozłączyłem się i zacząłem podnosić się z ziemi, ale usłyszałem głos Marcusa. Wiedziałem, że nie zdążę.

- Dla mnie teraz najważniejsze jest, żeby Ozzy lepiej się czuł. A teraz serio wyjdź.

Otworzył szerzej drzwi i spojrzał na mnie.

- Zwariowałeś?

- Coś w ten deseń.

- Nie masz gorączki? Cały się telepiesz - stwierdził, po czym podszedł i dotknął dłonią mojego czoła. Automatycznie się odsunąłem, a Marcus ściągnął brwi.

- Nie sądzę. Po prostu ćpałem. Przejdzie mi.

Wróciłem do łóżka, Marcus położył się obok mnie, a ja położyłem głowę na Jego klatce piersiowej. Nie powinienem. Miałem się nie przywiązywać. Ale czułem się przy Nim naprawdę bezpiecznie i dobrze.

W którymś momencie do pokoju zapukał i wszedł ktoś o znajomej twarzy. Ale nie wiedziałem skąd ją kojarzyłem. Przyglądałem się chłopakowi i trudno było, żeby tego nie zauważył. Odwróciłem wzrok i wziąłem telefon. Odpaliłem zdjęcie zaginionego chłopaka. To był jebany Caleb. Syn jebanego prezydenta.

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz