XXVI

126 10 5
                                    

Tato przeszedł koło nas i usiadł na moim łóżku. Nie spuszczałem z Niego wzroku.

Poczułem, jak Marcus łapie mnie za rękę. Spojrzałem na Niego.

- Przepraszam - szepnął. - Musiałem. To dla Twojego dobra.

- Wiem. Dziękuję.

Ścisnąłem mocniej Jego dłoń. Obydwoje czekaliśmy na reakcję mojego ojca. To trwało zbyt długo.

- To prawda? Peter?

- Tak - pokiwałem głową. - Wszystko. Przepraszam.

Tato pokręcił głową, wstał, zaczął powoli podchodzić do mnie, przez co ja umocniłem uścisk z Marcusem. Ale tato mnie przytulił. Zwyczajnie przytulił. Spojrzałem na Marcusa, który się do mnie uśmiechnął i puścił moją dłoń po to, żebym mógł normalnie przytulić się z ojcem. Gdy przestał mnie przytulać, podszedł do Marcusa i wyciągnął do Niego rękę. Ten uścisnął ją, ale tak samo, jak i ja, nie spodziewał się, że mój tato Jego też przytuli. Już wyżej była opcja próby zajebania.

- Dziękuję Ci, Marcus. Za wszystko.

- To znaczy, że nie ma pan nic przeciwko temu, że jesteśmy razem?

- Nie. Dlaczego miałbym mieć?

- Na to nie ma jednej sensownej odpowiedzi. Moi rodzice przez to ze mną nie gadają - tato uniósł brwi. - Nic już na to nie poradzę.

- Możesz tu wpadać, jak chcesz. Ale na razie - wstał - muszę szukać Stelli, więc Was zostawię.

- Możemy pomóc.

- Już dużo pomogliście. Zajmijcie się sobą.

Tato wyszedł z pokoju, a ja spojrzałem na Marcusa i widziałem, jak zwraca ku mnie swoją uwagę. Uśmiechał się. A ja zajebałem Mu łokciem w brzuch.

- Ej!

- Przepraszam, ale zasłużyłeś. Jak mogłeś to kurwa zrobić?

- Wiesz, że to dla Twojego dobra. Poza tym i tak już nie masz skąd brać towaru.

- Mam jebane ambulatorium na chacie. I znajomych. Coś bym wymyślił.

- Ale tak będzie lepiej. Dla Ciebie o wiele lepiej. Poza tym nie wyszło tak źle. Wie, że jesteś bi.

- Ale On to wiedział.

- Co? To czemu miał taką minę?

- Bo musiało do Niego dotrzeć, że mam chłopaka?

- Masz kogo - spytał z uśmiechem? - Możesz powtórzyć, słońce?

- Znaczy no...

- Droczę się tylko - uśmiechnąłem się i przesunąłem się do Niego, składając na Jego ustach pocałunek. - Czyli oficjalnie jesteśmy razem?

- Tak by wyszło.

- To muszę Ci coś powiedzieć. Dostałem pracę. Będę Cię uczył matmy.

- W sensie, że w mojej szkole?

- Dokładnie. Trzeba zacząć żyć normalnie.

- Masz studia?

- A mam. Ukończone z wyróżnieniem. Tylko uzależnienie wzięło nade mną kontrolę, więc zjebałem se życie. Ale je układamy w końcu, więc stwierdziłem, że wypadałoby, żebyś wiedział.

Uśmiechnąłem się i ponownie Go pocałowałem. Tym razem trwało to dłużej. Zacząłem na Niego napierać tak, żeby upadł na łóżko. Ale nagle mnie oświeciło.

- Ale Ty wiesz, że ja przestałem chodzić do tej szkoły?

- Jak to?

- Przez tą całą akcję. Zerwałem kontakty z przyjaciółmi i nie chodziłem do szkoły, żeby nikogo nie narażać. Więc, chyba obecnie nie chodzę do tej szkoły.

- Możesz zacząć - stwierdził i od nowa zaczął mnie całować. - Będziesz mnie widzieć częściej.

- I tak w szkole nie będziemy mogli nic zrobić, bo Cię posądzą o jakieś spoufalanie się z uczniami czy inne gówno.

- Ale po szkole możemy robić, co chcemy. Dlatego proponuję, żeby w szkole nie gadać ze sobą niepotrzebnie, a już na pewno się nie całować, ale po szkole już nie ma sensu udawać.

- Wiesz, że jeśli jakiś Twój uczeń nas zobaczy i coś powie, to będziemy w dupie? Bardzo w dupie. I nawet jeśli mój ojciec by nas z tego wyciągnął, to bylibyśmy w dupie.

- I tak już za późno. Myślałem, że się ucieszysz.

- Cieszę się, ale to ryzykowne.

- Ryzykowałeś życiem, żeby uratować gościa, który nie chciał, żeby Go ratować. Możemy zaryzykować chodzeniem do jednej szkoły. Poza tym będę Twoim wychowawcą. Mogę Ci pomóc w matmie. Myśl trochę bardziej optymistycznie.

- Nie mam problemów z matmą. I nie umiem myśleć optymistycznie. Ostatnio nie potrafię.

- Wszystko się układa, prawda? Jeśli masz inne wrażenie, to powiedz.

- Boję się powrotu do szkoły.

- Czemu? Ktoś Ci coś zrobił?

- Nie. Ja komuś. Trochę zostałem bez przyjaciół, bo wszystko spieprzyłem. Mam tylko Ciebie. Ale będzie dobrze. Może spędzimy więcej czasu razem.

- Widzisz? Optymistyczne myślenie nie boli. Jeśli Twoi przyjaciele Ci nie wybaczą, to nie są Twoimi przyjaciółmi.

- Ale to ja zachowałem się jak ostatni dupek. Zrozumiem, jeśli będą mnie dalej nienawidzić, bo sam siebie za to nienawidzę. I boję się, że tego nie naprawię.

- Zaczynamy od zera, dobra? Obydwoje. Jak coś to do mnie przyjdziesz, zadzwonisz, napiszesz. Jeśli chcesz się postarać to ponaprawiać, to będę Cię wspierać. Jeśli nie, to nadal będę. Popracujemy nad tym, żebyś się dobrze czuł, okej?

- Nie wiem, gdzie mieszkasz, więc nie przyjdę.

- Miałem na myśli w szkole, ale fakt. W takim wypadku muszę Cię zaprosić do siebie. Ale to musi poczekać. Muszę jutro wstać do pracy. Nie wierzę, że znowu wracam do liceum. Będziesz jutro - potwierdziłem to kiwnięciem głową?

Odprowadziłem Marcusa do drzwi, pożegnaliśmy i zaraz potem zacząłem iść w stronę mojego pokoju. Ale usłyszałem nagle szczekanie. A chwilę później zobaczyłem tatę, Mię i Pepper.

- Patrz, Peter. Stella się znalazła - powiedziała głośno Mia.

- Marcus już poszedł - spytał tato?

- Przed chwilą.

- Razem z Pepper chcieliśmy z Tobą pogadać.

- A ja nie mogę też - spytała Mia?

- Daj Stelli coś do jedzenia. Na pewno jest głodna.

Usiedliśmy przy stole. Obydwoje się we mnie wpatrywali. Ta cisza była męcząca. Starałem się unikać Ich wzroku, ale to było cholernie trudne.

- Jadłeś coś?

Chciałem skłamać, ale to nie było moją najlepszą stroną.

- Nie...

- Zaraz coś zjemy wszyscy. A jak się czujesz?

- Jest w porządku - zacząłem pod stołem pocierać dłoń o dłoń.

- Sami Ci nie pomożemy, Pete. Wiesz, że musisz iść do psychologa i na odwyk, prawda?

- Wiem.

- Idziesz jutro do szkoły - potwierdziłem to kiwnięciem głową? - Przepraszam.

- Za co?

- Nie było mnie przy Tobie, kiedy mnie potrzebowałeś. Potem zniszczyłem Ci życie i wysłałem, żebyś odwalał za nas robotę.

- Ale teraz jesteś. Jeśli nie zamierzasz mnie zostawić samego, to będzie dobrze, prawda? Nie zaćpię się, nie potnę i będzie dobrze. Mam Was. To się liczy.

- Będzie dobrze - zapewnił mnie. Chciałem w to wierzyć. Wmawianie sobie tego, nic nie dawało.

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz