- Mamo - zawołała MJ, gdy weszliśmy do środka! - Poczekasz tu minutę? Możesz się rozebrać.
Z daleka usłyszałem tylko, jak MJ pyta o to, czy mogę zostać przez jakiś czas. Zdjąłem buty i ramoneskę i w zasadzie nie ruszałem się z miejsca. Podbiegł do mnie pies MJ, robiąc przy tym dużo hałasu. Glaskałem go, cały czas patrząc na zdjęcia na ścianach. Na większości znajdowała się prawdopodobnie młodsza MJ. Moją uwagę przykuło to, na którym była w białym kombinezonie, który zwykle zakładają szermierze.
- Kiedyś trenowałam. Dawne czasy.
- Mogę tu być?
- Jasne. Pójdziemy do mnie, a potem zejdziemy zjeść.
- Dobra - uśmiechnąłem się.
Miała duży pokój. Urządzony na czarno. Ale w zasadzie spodziewałem się tego. Było w nim duże łóżko, biurko i imponująca półka z nagrodami.
- Jeździłaś na zawody?
- Co? A, tak. Sorry muszę tu ogarnąć, nie spodziewałam się gości.
- Masz posprzątane.
- Niektórych rzeczy nie powinno tu być. Typu miska po popcornie - powiedziała, podnosząc naczynie.
- Nie musisz sprzątać. Nie jestem z inspekcji.
- Muszę. Mama mnie zajebie. Nigdy tak nie miałeś? Z tatą?
- W sumie to nie. Ogarniam pokój, bo ciężko mi się myśli, jak mam wszystko porozwalane wokół mnie. Ale tak na ogół to mi nie przeszkadza. Poza tym zwykle mnie w nim nie ma.
- Czemu stoisz? Usiądź sobie. Kurwa, słuchaj, bo jest tragedia. Przyjdzie tu Ned. Zapomniałam, że się umówiliśmy na składanie jakiegoś lego.
- Mam wyjść?
- Co? Nie. Nie musicie się kochać, lubić, ale zależy mi na tym, żebyście się chociaż tolerowali.
- Nadal nie wiem, co Mu zrobiłem.
- Ty nic.
- To kto - MJ spojrzała na mnie z politowaniem? - Wiesz, że jak mi nie powiecie w czym problem, to nie ma szans na jakąkolwiek zmianę? Jeśli coś zrobiłem źle, to mi to po prostu powiedzcie.
- Nie zrobiłeś. To Flash... Przyjaźnisz się z Nim. Nic nie wiesz. A nie mogę mówić w imieniu Neda.
Po chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Michelle, Ned przyszedł.
- Cześć - zaczął mówić, ale po chwili zamknął usta... - Nie wiedziałem, że On tu będzie.
- To nie było planowane. Przeze mnie. Po prostu Peter zrobił dla mnie coś niesamowitego, więc Go zaprosiłam.
- Tak? A co to za niesamowita rzecz - nie potrafiłem znieść tonu Jego głosu?
- Lepiej pójdę - stwierdziłem.
- Zostań, ogarniemy to - powiedziała MJ.
- Nie, serio. Dzięki, że mogłem wpaść. Do zobaczenia - powiedziałem już do obojga.
Pożegnałem się z mamą MJ i wyszedłem z Ich domu. I zacząłem iść przed siebie. Aż w końcu doszedłem do mojego ulubionego budynku.
Zanim jednak na niego wszedłem poczułem nagłą potrzebę zwrócenia zawartości mojego żołądka. Dopiero, gdy stwierdziłem, że czuję się lepiej, i to tak rzeczywiście lepiej, bo przeszły mi wszelkie dolegliwości, zacząłem wchodzić na górę.
Usiadłem na dachu i wziąłem do ręki telefon. Były na nim dwie wiadomości od taty. Pierwsza wysłana praktycznie od razu po tym jak wyszedłem, a druga przed chwilą:
„Jakbyś źle się czuł, to daj mi znać i wróć od razu do domu
Tylko wróć do dziesiątej i napisz chociaż jakieś ok"
Odpisałem i odłożyłem telefon obok siebie.
Z kieszeni wyciągnąłem woreczek i przez chwilę trzymałem go trzęsącą się ręką. Aż w końcu zdecydowałem się wysypać część jego zawartości na ekran telefonu. I wciągnąłem.
Oparłem się o komin i poczułem, jak się rozluźniam. Jedyne czego nie powinienem zarejestrować to, to że z oka poleciała mi samotna łza.
Zaczęło mi się kręcić w głowie i odpłynąłem. Jakoś doszedłem do domu, ale nie chciałem wchodzić do środka. Spojrzałem na zegarek na telefonie, ale niewiele z niego wyczytałem, bo napisy mi się rozmazały. Pozostało mi tylko mieć nadzieję, że zdążyłem przed dziesiątą i nikt nie zatrzyma mnie po drodze do pokoju. Szczerze mówiąc to ledwo szedłem. Każdy by zauważył, że coś wziąłem. Nie trzeba się znać. Mogłem zostać na dachu, w zasadzie nie wiem po co tu przyszedłem w tej chwili. Może chociaż raz chciałem zdążyć na czas?
***
- Peter, tato dzwonił, zbieraj się to ważne - do mojego pokoju wszedł Happy, ochroniarz i szofer taty i trochę mój. - Peter... Wiem, że się boisz, ale masz już osiem lat i wiem, że jesteś super odważny i mądry jak na swój wiek. Bardzo ważne jest, żebyś teraz pojechał ze mną.
Dyskutował ze mną jeszcze długo. Wsiedliśmy do samochodu i podjechaliśmy pod duży biały budynek. Później weszliśmy do jego środka, a jeszcze później znaleźliśmy się na przeszklonym korytarzu.
Widziałem salę, w której leżała moja mama. Koło Niej siedział tato, cały czas trzymając Ją za rękę. Wyglądał na zmartwionego. Happy powiedział cicho, żebym wszedł do środka. Zrobiłem to. Powolnym krokiem szedłem w stronę moich rodziców i przystanąłem obok taty.
- Dlaczego płaczesz?
- Pete, słuchaj, musimy się pożegnać z mamą.
- Ale ja nie chcę. Chcę do domu. Weźmy Ją i pojedźmy do domu.
- Nie możemy...
- Pete - zaczęła mama drżącym, cichym głosem... Ale nie powiedziała nic więcej. Podniosła powoli dłoń i przesunęła mi nią po policzku. Potem zaczęła kaszleć. Coraz mocniej i głośniej. Do oczu napłynęły mi łzy. Tato ścisnął mocniej dłoń mamy, a ja zostałem odsunięty przez lekarzy. Patrzyłem, jak próbują uciszyć pikanie maszyny i zacząłem iść tyłem w kierunku drzwi. Aż w końcu pikanie ustało. Wszyscy wstrzymali oddech.
- Mamo? Tato, co się dzieje? Mamo - zacząłem biec w stronę łóżka, ale po drodze tato zatrzymał mnie objęciem. - Tato, co Oni robią? Dlaczego odłączają kable? Tato? Dlaczego mama nic nie mówi?
- Pete... Mama już nie wróci do Nas. Poszła do lepszego świata. Wierzyła w to mocno. Mama umarła.
CZYTASZ
Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanficPeter Stark, syn samego Anthonego Starka, to nastolatek, którego życie nadszarpnęło. W czasie zmiany, jaką jest pierwsze pójście do szkoły, dowiaduje się, że Jego ojciec poznał kobietę z dzieckiem, która zamierza się do Nich wprowadzić. Ale nowe oto...