Czułem, że jestem w stanie prowadzić. Naprawdę. Widziałem normalnie, słyszałem też w miarę normalnie, więc nie było źle.
Ruszyłem za Marcusem i było naprawdę w porządku. Do momentu, w którym niezawodna drogówka nie postanowiła mnie zatrzymać. Marcus pojechał dalej, pewnie nie dostrzegając tego faktu. Za to ja musiałem zjechać na pobocze.
- Dzień dobry, rutynowa kontrola. Proszę nie zsiadać z pojazdu, zgasić silnik, przygotować dokumenty i położyć ręce na kierownicy.
Zrobiłem to, o co prosił. Stresowałem się masakrycznie, ale wiedziałem, że jeśli policjant by to zauważył, to byłoby już po mnie.
- Wygląda na to, że wszystko w porządku. Pojazd miał przegląd, prawo jazdy ważne bez punktów karnych. To jeszcze zostaje tylko, żeby pan dmuchnął do alkomatu. Może pan w tej chwili zejść z pojazdu.
W dalszym ciągu wykonywałem Jego polecenia. Kamień spadł mi z serca, kiedy wynik okazał się być równy zerze, a On nie dociekał.
Niedługo później mnie puścił, a sam odjechał. Nie wsiadałem jeszcze za kierownicę. Usiadłem na ziemi, stwierdzając, że tylko największy idiota mógł mieć takie jebane szczęście.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Kątem oka zauważyłem, że dzwonił Marcus, więc odebrałem połączenie.
- Gdzie Cię wcięło? Zatrzymałem się po drodze na poboczu, bo nagle zniknąłeś.
- Drogówka. Zaraz będę jechać. Muszę się uspokoić.
- Dostałeś mandat?
- Nie. Ale prawie dostałem zawału. Nie zauważył, że brałem. Nie wiem jakim cudem. Tylko dmuchałem i sprawdzał motor i dokumenty. Ale chyba nigdy bardziej się nie stresowałem.
- Dobra, to daj znać, jak będziesz ruszał, bo głupio będzie, jak sam przywiozę Mię do domu.
- Zdecydowanie głupio. Daj mi chwilę.
Jakiś czas później cała nasza trójka dojechała na miejsce. Gdy Marcus się już zatrzymał, a Mia wysiadła, podałem Jej klucz i powiedziałem, żeby weszła do środka.
- Nie chcesz ze mną iść do psychologa - spytałem, siadając na siedzeniu obok Niego?
- Co? Skąd ten pomysł - nie odpowiedziałem? - Daję sobie radę.
- Mogę Cię o coś poprosić?
- Jasne.
- Powiedz to, co powiedziałeś mi, tylko mojemu terapeucie.
- Nie zrobię tego.
- Proszę Cię. Ja Ci nie pomogę, bo nie umiem.
- Nie uważam tego za najlepszy pomysł...
- Nie zaszkodzi Ci. W razie czego będziesz mieć mnie obok.
Marcus na chwilę zamilknął, jakby się zastanawiał. Chwilę później otworzył drzwi, wyszedł z samochodu i spojrzał na mnie.
- To czekamy u Ciebie, żeby potem tam pojechać, prawda?
Pokiwałem twierdząco głową i również wysiadłem. Poszliśmy do mnie, a kiedy zaczęła zbliżać się godzina mojej wizyty, pojechaliśmy w kierunku gabinetu mojego psychologa.
Przystanęliśmy przed Jego domem. Mieliśmy jeszcze chwilę.
- A jak nie pozwoli mi wejść w ogóle?
- Zabrałeś mi umiejętność panikowania - stwierdziłem, lekko się uśmiechając. - Jak nie pozwoli, to trudno. Umówimy Cię na najbliższy wolny termin. Albo się zamienimy. Ty pójdziesz teraz, a ja kiedy indziej. Potrzebujesz tego teraz.
- Nie będę Ci zabierać wizyty.
- Marcus. Nie zabierasz. Po prostu bardziej tego potrzebujesz niż ja. I chciałbym, żebyś to Ty tam poszedł.
Marcus spojrzał na mnie i połączył nasze usta. Dopiero po chwili zauważyłem, że pan Gilbert stał w drzwiach. Powoli odsunąłem się od Marcusa.
- Stoi za nami - powiedziałem, a Marcus gwałtownie się odwrócił. - Dzień dobry.
- Dzień dobry.
Przywitał się z nami i uśmiechnął.
- Zastanawiałem się, kiedy wejdziecie.
- Mógłby wejść Marcus?
- Na sesję?
- Tak. Ze mną, albo za mnie.
- Co na to Twój tato, że chciałbyś oddać Mu sesję?
- Nie wie...
- Masz opłacone już, więc nie będę was zamieniać, ale jak chcesz to może wejść z Tobą. Tylko, czy jest jakiś konkretny powód tego - zwrócił się do Marcusa?
- Myślę, że tak - odpowiedział...
- W takim razie zapraszam.
Pan Gilbert przepuścił nas w drzwiach i skierowałem się do pokoju, w którym byłem ostatnio.
- Napijecie się czegoś - obydwoje pokręciliśmy głową? - Będzie Wam przeszkadzało, jeśli pójdę teraz zrobić sobie kawę?
- Nie - odparłem, a ten wyszedł z pomieszczenia. Złapałem Marcusa za rękę i położyłem ją na Jego kolanie, które nieustannie było w ruchu. Ten na mnie spojrzał. - Tylko pamiętaj, żeby oddychać.
- Łatwo powiedzieć.
- Wiem. Ale staram się sprawić, żebyś się trochę rozluźnił.
- Nie rozluźnię się ze świadomością, że znowu muszę się z Nim widzieć.
- Będę tam z Tobą.
W tej samej chwili do pomieszczenia wszedł pan Gilbert.
- Rozumiem, że skoro jesteście tu we dwójkę, to coś się wydarzyło?
- Nie konkretnie. To bardziej... Chyba potrzebuję rady - zaczął Marcus.
- W takim razie słucham.
Marcus jeszcze raz spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się, chcąc zachęcić Go do mówienia. On zacisnął mocniej moją dłoń, wziął głęboki oddech i rzeczywiście zaczął mówić.
Prawie się nie wypowiadałem na tej sesji. Oczywiście odpowiadałem w razie potrzeby i starałem się jakoś wspierać i zachęcać Marcusa do mówienia, ale wolałem, żeby tym razem sesja skupiła się na Nim.
Minęło sześć lat, więc przestępstwa względem Marcusa uległy przedawnieniu. W piątek mieliśmy zdecydować, jak wyciągnąć z tego Jego mamę.
Wsiedliśmy do samochodu, ale Marcus z początku go nie odpalił.
- To ja miałem Ciebie w tym wszystkim wspierać, a nie Ty mnie z wydarzeniami z dzieciństwa.
- W związku chyba chodzi o to, żeby się wzajemnie wspierać. Pomogło Ci to choć trochę?
- Jest odrobinę lepiej, gdy to wszystko z siebie wyrzuciłem. Dziękuję.
- Nie dziękuj - powiedziałem i po chwili poczułem usta Marcusa na swoich. Podciągnął mnie do siebie, jednocześnie przesuwając fotel do tyłu po to, żebym mógł na Nim usiąść. Przełożyłem nogę nad skrzynią biegów i już po chwili znalazłem się nad Nim.
Pogłębialiśmy pocałunek, położyłem swoje dłonie na Jego karku, a On zaczął jeździć swoimi po moich plecach. Włożył je pod mój t-shirt i przez moje ciało przeszedł dreszcz. Chwilę później jednak Marcus odsunął mnie lekko od siebie.
- Chcesz jechać do mnie? Możemy dokończyć to w lepszych warunkach.
Uśmiechnąłem się i odsunąłem od Marcusa.
CZYTASZ
Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanficPeter Stark, syn samego Anthonego Starka, to nastolatek, którego życie nadszarpnęło. W czasie zmiany, jaką jest pierwsze pójście do szkoły, dowiaduje się, że Jego ojciec poznał kobietę z dzieckiem, która zamierza się do Nich wprowadzić. Ale nowe oto...