Tato podszedł do mnie i usiadł obok. Nie odzywał się. Tylko się mi przyglądał. Co sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej, ale tym razem mentalnie.
- W porządku - spytał, gdy w końcu przestało mnie rwać?
- Ta...
- Chyba jednak dużo wypiliście, co?
- Całkiem możliwe - powiedziałem, wstając. On po chwili też wstał, rozkładając ramiona. Zdziwiło mnie to, nie powiem, ale przytuliłem Go. Nie chciałem tego przerywać.
- Idź się położ, Pete. Dobrze Ci to zrobi.
Uśmiechnąłem się smutno i zacząłem odchodzić, przy tym niemal się o coś nie zabijając. Na szczęście udało mi się utrzymać równowagę.
- Miałem Ci to dać, jak wstaniesz, ale dobra. Możesz otworzyć.
- Nie mogliśmy po prostu pominąć faktu, że mam urodziny? Byłoby super.
- Nie marudź, otwieraj. Mama chciała, żebym Ci to dał, więc to robię.
Spojrzałem na powód mojego prawie - wyjebania się.
- No, dawaj. Chciałeś iść spać.
- Nadal chcę - tato nie przestawał mi się przyglądać. Zacząłem zdejmować papier i moim oczom ukazał się futerał, oklejony dużą liczbą naklejek i napisów, które miały już swoje lata.
- Wiesz, że możesz to otworzyć?
Nie spojrzałem na Niego. Otworzyłem futerał i od razu rozpoznałem instrument, który znajdował się w środku.
- Nie, ja nie mogę tego przyjąć.
- Obiecałem mamie, że Ci to dam. Nie przyjmuję zwrotu. W moich rękach się zmarnuje, za cholerę się na tym nie znam, ale Ty potrafisz świetnie grać, więc to zda egzamin.
Dopiero teraz spojrzałem na tatę.
- Ej, ale nie płacz, bo ja się popłaczę. Peter... Pamiętam, jak zawsze przy Niej siedziałeś, jak grała. Ta gitara ma duże znaczenie nawet dla mnie, a ja nie umiem grać.
- Dziękuję...
Przytuliłem tatę i jeszcze chwilę z Nim posiedziałem, ale byłem naprawdę cholernie wykończony, więc poszedłem do siebie. Zasnąłem niemal od razu po tym, jak rzuciłem się na łóżko. Z tym, że obudziłem się w nocy. I mimo wielu prób, nie udało mi się ponownie zasnąć. Wysłałem parę wiadomości do Marcusa, ale nie odpowiadał od wieczora. Wiem, że był zajęty i pewnie potem padł, więc nie musiałem się martwić. Co nie zmienia faktu, że nadal nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Jest też opcja, że Marcus nie odpisuje mi, bo jestem chujowym chłopakiem, który skupia się tylko na sobie. Kogo ja oszukuję? Jestem dupkiem, nie powinienem z nikim być, bo każdego prędzej czy później zranię.
Poczułem ogromną ochotę wzięcia czegoś. W końcu żeby zasnąć, musiałem się rozluźnić. Ale wróciłbym do punktu wyjścia i wszystko co się działo przez ostatni miesiąc, poszłoby na marne. Jestem tylko jebanym ciężarem dla wszystkich. Wiecznie muszą mnie wspierać, żebym się nie zajebał. Dlaczego nie mogę być normalny?
Zacząłem chodzić w tę i z powrotem po pokoju. Aż w końcu złapałem za klamkę, zgarnąłem gitarę i pojechałem do pokoju, mającego na celu imitować jakąś salę muzyczną. Zamknąłem drzwi, zaświeciłem światło i nakazałem Friday podwójnie wyciszyć pomieszczenie.
Usiadłem na wzniesieniu i, tak jak się spodziewałem, po tym jak zagrałem pierwszy akord, okazała się rozstrojona. Bardzo. Gdy doprowadziłem ją do stanu, w którym powinna być, skupiłem się na grze. Nie grałem jednak byle czego. Zagrałem piosenkę mamy. Mimo, że ledwo ją pamiętałem. I dało to radę w jakimś stopniu uspokoić moje myśli. Mogłem zagrać, zaśpiewać i w końcu ograniczyć myślenie. Marcus ma rację. Powinienem myśleć o tych dobrych chwilach. Ogólnie rzecz biorąc.
CZYTASZ
Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanfictionPeter Stark, syn samego Anthonego Starka, to nastolatek, którego życie nadszarpnęło. W czasie zmiany, jaką jest pierwsze pójście do szkoły, dowiaduje się, że Jego ojciec poznał kobietę z dzieckiem, która zamierza się do Nich wprowadzić. Ale nowe oto...