XLI

110 11 0
                                    

Obudził mnie dźwięk, który miał być budzikiem w wykonaniu Friday.

- Dobra, nie śpię, weź kurwa to wyłącz - rzuciłem głośno. - Dziękuję.

Zacząłem powoli otwierać oczy, a przed nimi ukazała mi się twarz Marcusa. Wpatrywał się we mnie zaspanym wzrokiem i lekko się uśmiechnął. Na moich ustach poprzedni grymas zastąpiło szerokie wygięcie się w łuk.

- Dzień dobry - powiedziałem, nadal się uśmiechając. Marcus przysunął się bliżej mnie i złożył na moich ustach pocałunek.

- Dzień dobry.

- Musimy się umyć. Wczoraj odleciałeś.

- Tobie, jak widzę, jakoś szczególnie to nie przeszkadzało.

- No, niezbyt. Jedynie to, że nie mogłem Ci powiedzieć dobranoc i nie dostałem buziaka na dobranoc - rzuciłem.

- A ja to niby dostałem?

- Myślisz, że kim ja jestem? Czuję się w tej chwili urażony - powiedziałem i szeroko się uśmiechnąłem. - Oczywiście, że dostałeś. Może zrobimy sobie dzisiaj wolne?

- Gdybym ja tak mógł nie chodzić do pracy i dostawać pieniądze, to bym w ogóle tam nie szedł. Muszę iść. Ale jak chcesz, to zostań w domu.

- Nie no, pójdę... Ale musimy serio się wymyć. I trochę streścić, żebyś zdążył - Marcus się uśmiechnął zawiadacko. - Osobno. Idź, ręcznik masz na półce, jak się wymyjesz, to wejdę. A ja naszykuję sobie książki.

- I to aż tyle Ci zajmie - jęknął?

- Nie, ale takim sposobem nigdy nie dotrzemy do szkoły. A nie chcę, żebyś miał problemy, bo świetnie Ci idzie. No idź się myj.

- Nie mam rzeczy na zmianę.

Podszedłem do szafy z zapytaniem, czy ma jakieś wymagania, na co ten przekręcił głową. Wszedł do łazienki, a ja za chwilę miałem Mu podać ubrania. Usłyszałem dźwięk lanej wody i westchnąłem. Powinienem tam tak o wejść? Przez moment stałem i wpatrywałem się w drzwi. Zdecydowałem się wejść do środka i z ulgą stwierdziłem, że Marcus raczej woli myć się pod gorącą wodą. Położyłem ubrania na półce i wyciągnąłem Mu ręcznik, bo jak się okazało, sam tego nie zrobił. Wziąłem też dla Niego czystą szczoteczkę do zębów. Woda się zakręciła, a po chwili drzwi kabiny się uchyliły. Marcus z początku wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili się uśmiechnął.

- Nie wytrzymałeś?

- Nie, przyniosłem Ci rzeczy - starałem się nie patrzeć na Jego ciało, które nieustannie przyciągało mój wzrok.

- Jesteś cały czerwony.

- Nie, po prostu tu jest gorąco.

- Tak?

- Tak.

Marcus podszedł do mnie i pocałował na koniec przygryzając moją wargę. Po czym się odwrócił. A ja poczułem, że nie wytrzymam. Obróciłem Go w swoją stronę i złożyłem na Jego ustach pocałunek, który ten pogłębił. W taki sposób, tym razem już obydwoje wylądowaliśmy pod prysznicem.

Po naszych ciałach spływała gorąca woda, która o dziwo mnie nie usypiała. Albo pobudzająco działały na mnie usta Marcusa. Zakładam, że druga opcja jest tą prawdziwą. Marcus docisnął mnie do kafelków, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Zaczął zjeżdżać pocałunkami niżej, aż w końcu na wysokości obojczyka poczułem ukłucie. Marcus się oderwał.

- Powiedz, że nie masz dzisiaj wf-u.

- Mam, a co? Kurwa, umrę w tej szatni.

- Jeszcze pewnie zaraz będziemy musieli się zbierać... Pete, może jednak zostaniemy?

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz