XVI

162 13 4
                                    

- Peter - usłyszałem głos Nicka, gdy wszedłem do domu. Nick Fury był szefem S.H.I.E.L.D. i jakby nie patrzeć też miał władzę nad Avengersami. - Potrzebujemy Twojej pomocy.

- Potrzebujecie pomocy... Piętnastolatka? Piętnastolatka, którego obecnie największym zmartwieniem jest zakończenie przyjaźni z, jak się okazało, wielkim dupkiem?

- Tak, dokładnie tak.

- Jak niby mam Wam pomóc - spojrzałem na tatę?

- Na mnie nie patrz, napadł na mnie, tak jak na Ciebie teraz i wiem tyle, ile Ty.

Zwróciłem wzrok z powrotem na Nicka. Kazał mi usiąść. Wszyscy usiedliśmy przy stole.

- Ostatnio został wykonany zamach na prezydenta. Podejrzewamy, że miało to związek z Jego bratankiem. Chłopak zamieszał się w biznes narkotykowy i wciągnął w to prezydenta, prosząc o pomoc, po czym zniknął bez śladu. Wysłałem ludzi, żeby pilnowali prezydenta i prawdopodobnie odkryli, gdzie mogą przebywać zamachowcy. To nastolatkowie. Potrzebujemy kogoś w środku. Kogoś, kto wiedziałby w jaki sposób może to działać i nie wzbudziłby podejrzeń. A tak poza tym to, jeśli nie będziesz działać to niewiadomo, co Oni Ci zrobią, bo wiedzą, kim jesteś.

- Kiepska groźba. Ale możliwe, że właściwie nikt nikogo nie porwał i nie ma zamiar zabić. Nie wzięliście pod uwagę, że chłopak po prostu zabalował?

- Sprawdziliśmy to, Peter.

- No dobra, a co miałbym konkretnie zrobić?

- Zdobyć Ich zaufanie, najlepiej tego, który jest na samej górze i dowiedzieć się, co się stało z Michaelem. Poinformować nas o wszystkim, a gdy wszystko załatwimy, wrócisz do swojego życia.

- Gdzie haczyk?

- Musisz nauczyć się walczyć i używać broni.

- Okej. To nie brzmi tak źle - spojrzałem na miny pozostałych. - Ale to nie koniec?

- Musisz stać się wiarygodny. I przede wszystkim mieć jak najmniej osób do narażania.

- Co masz na myśli?

- Musiałbyś zerwać kontakt z MJ i Nedem i przez jakiś czas przestać się uczyć, żeby mieć czas na treningi. I chodzenie na studia, najlepiej jakieś medyczne, bo to miałoby być Twoją przykrywką na życie prywatne.

- Nie ma takiej opcji. Nie zrobię tego. Szukajcie kogoś innego - wstałem od stołu i odszedłem do swojego pokoju.

Musieli być naprawdę zdesperowani, żeby prosić mnie o pomoc. Potrafię się wyjebać na prostej drodze. Nie dość, że się nie nadaję, to jeszcze miałbym najpierw stracić, a potem narażać przyjaciół.

Jestem z MJ. Teraz powinienem się skupić na tym, a nie na jakiś wymyślnych misjach od S.H.I.E.L.D. Do tego w końcu Ned przestał mnie nienawidzić. I nie mam zamiaru zrywać z MJ. Jest powodem, dla którego chcę się zmienić.

Minęło trochę czasu i usłyszałem pukanie do drzwi. Nie miałem ochoty z Nimi rozmawiać. Michael albo się zaćpał, albo sam zrobił zamach na ojca. Nie ma się, co doszukiwać.

Pukanie nie ustawało.

- Friday, otwórz te pieprzone drzwi - rzuciłem w końcu.

Spojrzałem w tamtą stronę. Stali w nich tato i Nick.

- Po pierwsze, nie nadaję się do tego. Spieprzę to po całości. Prędzej siebie pobiję, a nie kogoś. Nie ma jebanej szansy, że to się uda. Nawet jak stwierdzicie, że chcecie mnie do tego przygotować, to jeśli temu gościowi coś zagraża, nie ma chuja, że się wyrobimy tak, żebym dał radę. I zniszczę przez to życie MJ, Nedowi i sobie. Tato, ja od wczoraj jestem z MJ. Dopiero wszystko się ułożyło. Miało być lepiej. Obiecałeś mi to, tato. Że teraz zaczniemy wszystko od nowa i będziemy żyć jak normalna rodzina. A Ty chcesz mnie wplątać w jakieś gówno. Nie nadaję się na superbohatera.

- Ja też się nie nadaję. Ufam osobom, którym nie powinienem. Szastam pieniędzmi w tę i we w tę. Jak z kimś rozmawiam, to zwykle nie mam zbyt wielkiego szacunku. Ludzie też mi to mówią. Ale wiesz co? Zaczynałem sam, ale dzięki Nickowi jestem tu, gdzie jestem. Pokochałem kobietę, z którą mam niesamowitego i utalentowanego syna, który po mnie odziedziczył upór i cieszę się, że jesteś lepszy ode mnie. Nikt nie nadaje się na superbohatera, bo nikt nie jest idealny. Ale o to chodzi. Jesteśmy tylko ludźmi. Są wyjątki od człowieczeństwa, ale każdy popełnia błędy. Jak nie spróbujesz, to nie możesz stwierdzić, że się do tego nie nadajesz. Zresztą na razie tylko zaczniesz się uczyć jak walczyć. Ja sam nie umiem. Ale Ty szybko się tego nauczysz. A jeśli zdecydujesz, że nie chcesz tam iść i tego robić, wyślą kogoś innego.

- Nie ma czasu na długotrwałą naukę.

- Wiem, ale wiem też, że dasz radę.

- Czyli muszę wyjść.

Gdy tato wyszedł z pokoju, wstałem i podszedłem do plecaka. Wyciągnąłem z niego woreczek i podszedłem do biurka. Wysypałem część jego zawartości na ekran telefonu i wciągnąłem. Na trzeźwo bym tego nie zniósł.

Od razu też napisałem do MJ, że musimy się pilnie spotkać na naszym dachu.

Gdy sam tam dotarłem, przystanąłem i popatrzyłem na miasto. Na dworze wiał lekki wiatr. Musiałem wymyślić, co powiedzieć. Każde moje słowo wszystko zjebie. Mogłem się nie zgadzać i żyć swoim życiem. Idę wprost na produkcję narkotyków. Wypieprzą mnie od razu za ćpanie. Pewnie widząc taką ilość nie będzie szansy na oparcie się pokusie.

- Coś się stało? Przyszłam najszybciej, jak mogłam - to był czas, w którym musiałem zacząć ćwiczyć bycie dupkiem. Wziąłem głęboki oddech i przybrałem wyraz twarzy bez emocji.

- Właściwie to tak. To był błąd. Musimy się rozstać.

- Co? O czym Ty pierdolisz?

- Zasługujesz na kogoś lepszego od ćpuna, a ja nie mogę już dłużej się z Wami zadawać.

- Niby dlaczego?

- Nie mogę Ci powiedzieć. Sprawa rodzinna. W każdym razie lepiej, że stało się to teraz niż wtedy, kiedy byłabyś już mocno przywiązana do mnie.

- Jestem do Ciebie mocno przywiązana. Inaczej bym z Tobą nie była, kretynie. Czekam, aż powiesz, że żartujesz.

- Nie doczekasz się. Muszę coś załatwić, więc sorry - odwróciłem się i zacząłem odchodzić.

- Peter. Peter, kurwa! Co się dzieje do cholery?

- Nic. Żyj swoim życiem. I nie zarzucaj sobie mną głowy, to nie ma sensu.

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz