XXXIV

99 12 0
                                    

Ned i MJ też wkrótce poszli, ale rozstaliśmy się w o wiele lepszych nastrojach niż wcześniej z Flashem.

Ogarnęliśmy do końca z Marcusem z grubsza to, co udało nam się wcześniej narozpierdalać i usiedliśmy na kanapie w salonie.

- Powiesz, czemu się tak wcześniej wkurzyłeś?

- Nie lubię, jak ktoś o tym wspomina.

- O Twojej mamie?

- Nie o Niej. O Jej śmierci. A Flash to zrobił w sposób... Po prostu coś we mnie pękło.

- Co się z Nią stało? Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. Nie będę naciskał.

- Zmarła na raka. Jak miałem osiem lat. Prawie nie zdążyłem się z Nią pożegnać, bo jestem zasranym dupkiem, który nagle stwierdził, że nie chce jechać do Niej do szpitala. Czułem, że coś się zmieniło, że to nie były zwykłe odwiedziny. Opóźniałem to na tyle, że prawie nie zdążyłem do Niej wejść. Nie lubię, gdy ktoś o tym wspomina. Wtedy przypominam sobie, jakim idiotą jestem.

- Jaka była?

- Moja mama? Prawie Jej nie pamiętam.

- Na pewno są jakieś rzeczy, które pamiętasz.

- Była miła. Czasami nawet przesadnie. Zawsze się uśmiechała. Niezależnie od wszystkiego. Nawet, kiedy źle się czuła. Była odważna, lubiła podróżować, zawsze mi obiecywała, że gdy będę starszy, to pojedziemy w podróż po Europie. Miała dużo cierpliwości, bo za każdym razem tłumaczyła mi, co zrobić, żeby zagrać dany dźwięk. Mimo, że nigdy tego nie zapamiętywałem. Kiedy byliśmy w jakiejś restauracji, to tańczyła wokół stołów. Zawsze z uśmiechem na twarzy. Uśmiechała się do samego końca.

Spojrzałem na Marcusa i przygryzłem wargę.

- Dziękuję.

- Nie masz za co.

- Wiesz, że mam.

- Po prostu lepiej jest się skupić na tych dobrych chwilach. Tak jest łatwiej ogarnąć sobie życie.

- Nie wiem. Średnio mi to wychodziło do teraz.

- Nie no, nie jest tak źle. Chyba.

- Jest dobrze. Nawet bardzo - powiedziałem i pocałowałem Marcusa w usta.

- Będę musiał iść.

- Już?

- Muszę sprawdzić jakieś kartkówki po poprzednim nauczycielu. Będę to robił do nocy.

- Odwiózłbym Cię, ale to nie najlepszy pomysł.

- Czym? Nie masz prawa jazdy, dopiero skończyłeś szesnaście lat.

- Mam na motor.

- I masz motor - kiwnąłem głową? - Następnym razem. Pamiętaj, że mi obiecałeś.

- Nie obiecałem - powiedziałem, ale Marcus się uśmiechnął w sposób, który całkiem szybko mnie przekonał. - No dobra...

- Twój ojciec pewnie za niedługo będzie, więc zostań w domu.

- Chętnie Cię odprowadzę.

- Wiem, ale zaraz wymyśli, że coś Ci się stało.

- I tak wymyśli.

- Peter.

- No okej.

Odprowadziłem Marcusa do drzwi, pożegnaliśmy się i już sam wróciłem do salonu. Nagle ta cisza zaczęła mnie irytować. Pomimo bólu głowy. Nie chciałem być sam. Dobrze się czułem, kiedy miałem wszystkich przy sobie.

Złapałem za telefon i spojrzałem na wiadomość od taty: „Będziemy za godzinę", wysłaną pięćdziesiąt minut temu.

Ten weekend był świetny, ale chcę spać. Ale wytrzymam jeszcze z dziesięć - piętnaście minut. Przydałby się tu chociaż pies, żebym nie przysnął. Dobra, dam radę.

Nie dałem. Obudziłem się przykryty kocem, nadal w tym samym miejscu. Nie wstawałem, uznałem, że to byłby fatalny pomysł.

- Wszystko w porządku - usłyszałem za sobą głos taty, więc przechyliłem głowę do tyłu i nią pokiwałem?

- A u Was?

- Dobrze.

- Jak poszło - spytałem, a tato od razu się uśmiechnął?

- Oświadczyłem się, Pepper przyjęła zaręczyny i jest zajebiście, co mogę Ci więcej powiedzieć? A tak poza tym... To wszystkiego najlepszego.

- Weź, zapomniałem, że mam urodziny - przykryłem się bardziej kocem. - Już było tak pięknie.

- Obiecałem mamie, że jak skończysz szesnaście lat, to Ci coś dam. Ale muszę po to iść, więc zostań tu, jak możesz.

- Uwierz mi, że nie mam zamiaru się stąd nigdzie wybierać. Nie w tym momencie. A gdzie są Pepper i Mia?

- Chyba u Mii. Zaraz wrócę.

Tato zaczął odchodzić, a ja po chwili podniosłem się do siadu. Pożałowałem tego, bo od razu musiałem się zerwać do toalety i zacząłem wymiotować. Pech chciał, że tato zaraz potem przyleciał z powrotem.

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz