MJ usiadła na moim łóżku a ja naprzeciwko Niej na podłodze.
- Co masz taką minę - spytała, patrząc na mnie dociekliwym wzrokiem?
- Wiesz, że biorę. Czemu udałaś, że to był żart?
- Stwierdziłam, że nie będę wyjawiać Twoich prywatnych spraw. Wspomniałam, o tym nieumyślnie. Nie przemyślałam, że Ned wie o Tobie trochę mniej niż ja. No i zobaczyłam przerażenie w Twoich oczach.
- Nie byłem przerażony...
- Byłeś - powiedziała pewnym głosem. - Ale to nieistotne. Twój ojciec wie?
Pokręciłem głową.
- Nigdy nie wiedział.
- To od kiedy bierzesz?
- Pierwszy raz wziąłem cztery lata po śmierci mojej mamy. Miałem dwanaście lat. Ale to było bardziej coś w stylu oszustw na antydepresanty.
- Dwanaście?
- Nom... Wcześniej leciałem na antydepresantach, ale lekarze stwierdzili, że bez sensu mnie faszerować lekami i lepiej żebym po prostu wyszedł do ludzi. Efekty były, więc dali mi spokój. Nikt nie dociekał. Miałem stare recepty, więc je fałszowałem i dawałem zawsze jakiemuś gościowi, którego poznałem przez przypadek. Ogarnął, że się uzależniłem, więc zaproponował mi narkotyki. No i tyle.
- Nie boisz się, że wszystko stracisz?
- Do niedawna nie miałem zbyt wiele do stracenia. A nawet, jeśli to już jestem na tyle uzależniony, że nawet jak będę myślał, o tym, co mam do stracenia, to i tak wezmę.
- Nie prościej to rzucić - uśmiechnąłem się, choć wcale nie chciałem?
- MJ, ja już tego nie rzucę. Wiem, jak to brzmi, ale widzę na to marne szanse. Poza tym, gdyby nie skutki, mógłbym cały czas trwać w tych paru sekundach, w których wszystko spowalnia, a ja nie myślę. Potem już nie jest tak cudnie. A jeszcze później, tym bardziej. Ale nie potrafię sobie bez tego radzić.
MJ wstała i usiadła obok mnie. „Teraz masz mnie" - powiedziała cicho, po czym spojrzała na mnie i złożyła pocałunek na moich ustach. Oderwała się równie szybko.
- Kurwa, przepraszam - powiedziała, znowu wstając. - Poniosło mnie. Lepiej już pójdę.
Złapałem Ją za rękę i odwróciłem twarzą w moją stronę. Drugą dłoń położyłem Jej na policzku i tym razem to ja Ją pocałowałem. Tylko trwało to trochę dłużej.
- Cieszę się, że Cię mam.
MJ uśmiechnęła się.
- Damy radę. Tylko... Co z tym dalej robimy?
- No...
- Nie wiesz - zaśmiała się?
- No a Ty wiesz?
- Jakbym wiedziała, to bym nie pytała - odpowiedziała z uśmiechem. - Możemy spróbować. Jeśli chcesz. Być razem.
Uśmiechnąłem się i potwierdziłem.
- Ale teraz naprawdę będę musiała już spadać. Obiecałam mamie, że Jej pomogę. Ale mam prośbę do Ciebie - postaraj się nic nie brać. Albo przynajmniej mniej, rzadziej. I powiedzieć ojcu. A w razie czego zadzwonić do mnie. Nie chcę, żeby to źle się skończyło. Tak jak ostatnim razem.
- Jakim ostatnim razem?
- Mój kuzyn brał. Ale to rozmowa na inny dzień.
- No, okej. Odprowadzić Cię do domu?
- Nie idę do domu. Jadę pod pracę mamy i gdzieś z Nią potem. To całkiem niedaleko, więc nie ma potrzeby.
- A pod pracę Twojej mamy?
- Będziesz jechać specjalnie pod szpital, żeby mnie odwieźć?
- Nie widzę z tym problemu.
- To w porządku. Możemy pojechać.
W sumie to było już całkiem późno, jak tam dojechaliśmy. A na pewno już się mocno ściemniło. Ale w końcu taka pora roku.
Przywitałem się tylko z panią Jones i zacząłem wracać do domu.
Naprawdę nie chciałem być teraz sam. Za dużo myślałem, o tym co się wydarzyło. Gdy byłem sam, jedyne czego pragnąłem, to było naćpanie się. Oderwanie od myśli i świata. Tak było też teraz. Nie obiecałem MJ, że to rzucę. Bo widzę na to marne szanse. Lubię tą chwilę, kiedy wokół mnie nic nie ma. A przede wszystkim w mojej głowie.
CZYTASZ
Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanfictionPeter Stark, syn samego Anthonego Starka, to nastolatek, którego życie nadszarpnęło. W czasie zmiany, jaką jest pierwsze pójście do szkoły, dowiaduje się, że Jego ojciec poznał kobietę z dzieckiem, która zamierza się do Nich wprowadzić. Ale nowe oto...