Parę dni zajęło mi oswajanie się z tym wszystkim, ale wbrew pozorom było całkiem miło. Ostatecznie, nadal nie wiem dlaczego, Ozzy, jako ksywka dla mnie, się przyjęło. Ale mógłbym tak żyć. Tylko musiałem się czegoś w końcu dowiedzieć. To w końcu chodzi o jebane zniknięcie chłopaka, a nie spoufalanie się z gangsterami.
- Ej, słyszałeś o tym zaginionym bratanku prezydenta - spytałem, gdy siedziałem razem z Montaną?
- Zaginął z cztery miechy temu, czemu pytasz?
- Usłyszałem, jak ktoś dzisiaj, o tym rozmawiał i jakoś nie daje mi to spokoju.
- Mogę Cię rozproszyć - stwierdził Montana. - Nie będziesz musiał, o tym myśleć.
- Ta? Niby jak?
- Mogę Ci zaproponować niezobowiązujący seks - ściągnąłem brwi. - Weź, jesteś ciachem. Zrozumiem, jeśli uważasz, że jesteś stuprocentowo hetero, ale mój gejoradar zwykle nie kłamie.
- Rozproszyłeś mnie skutecznie - to byłoby cholernie głupie. Kocham MJ. Ale w zasadzie już z Nią nie jestem. I muszę się skupić na misji. Ale jak mam się teraz skupić na misji? - Ale Twoja propozycja jest, jak dla mnie, co najmniej dziwna, a ja jestem prawiczkiem.
- To co? Będę się czuł zaszczycony.
- Nie będę wiedział nawet, co robić - spojrzałem na Montanę. Nie znam Go. Ale jeśli to coś da...
- Pomogę, jak będzie trzeba.
Montana podszedł do mnie i pocałował mnie w usta, na koniec je przygryzając. Gdy się oderwał, jeszcze raz się uśmiechnął, a ja pokiwałem głową.
Ściągnął mój t-shirt i ponownie mnie pocałował, jeżdżąc cały czas dłońmi po moich plecach. Oderwałem się na chwilę od Niego, żeby zdjąć Jego koszulkę. Uśmiechał się. Poczułem woń Jego perfum, które hipnotyzowały. Odwzajemniłem szeroko uśmiech. Montana zszedł swoimi dłońmi niżej i po chwili zsunął moje spodnie, niedługo później całkowicie mnie ich pozbawiając. To samo zrobił ze swoimi. Nagle złapał mnie za mojego penisa, a ja automatycznie się spiąłem.
- Hej, spokojnie - powiedział, zwracając moją uwagę ku Jego twarzy. Patrzył po całym moim ciele. - Wszystko u Ciebie dobrze?
- Co - zapomniałem, że jestem cały w bliznach od cięcia się i podpalania? - A. To stare. Już jest w porządku.
Spojrzałem na Niego i zacząłem się obwiniać o zjebanie Mu humoru. Pocałowałem Go i jeszcze raz zapewniłem, że już jest o wiele lepiej. Dodałem też, że możemy kontynuować. Uśmiechnął się lekko.
Moje bokserki po chwili zostały przez Niego zsunięte. Złapał mnie za moje przyrodzenie i wsadził do ust. Położyłem swoją rękę na Jego karku, a moje ciało jakoś samo z siebie zaczęło podążać za Jego ruchem. Starałem się nie wydawać z siebie żadnego dźwięku. Ale doszedłem i się nie powstrzymałem. Montana uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
Przerzuciłem Go tak, żebym mógł zrobić dla Niego to samo. Ucieszyło mnie, że miało to jakiś skutek, więc połknąłem to, co znalazło się w moich ustach.
- Widzisz? Coraz lepiej Ci idzie - stwierdził, lekko wzdychając. Chwilę później wróciliśmy do poprzedniej pozycji. - Chcesz tego?
Pokiwałem twierdząco głową i chwilę później poczułem, jak powoli mój odbyt się rozwiera. Ponownie się spiąłem. Z tym, że w przeciwieństwie do poprzedniego, to bolało. Cholernie.
- Jak coś, to mów.
Zaczął wykonywać powolne ruchy, z czasem wykonując je coraz szybciej. Aż w końcu nie bolało tak bardzo.
Później położył się obok mnie. Spoglądał przez chwilę, po czym poprawił moje włosy, które leciały mi na oczy.
- Dziękuję.
- Niezobowiązujący seks, pamiętasz - zaśmiał się? - Ale też dziękuję. Musimy iść za niedługo na zebranie. Skocz pod prysznic, pójdę po Tobie. To te drzwi.
Wskazał na drugie drzwi od swojego pokoju.
Wszedłem do łazienki razem ze swoimi rzeczami i spojrzałem w lustro.
Co ja kurwa robię?
CZYTASZ
Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanfictionPeter Stark, syn samego Anthonego Starka, to nastolatek, którego życie nadszarpnęło. W czasie zmiany, jaką jest pierwsze pójście do szkoły, dowiaduje się, że Jego ojciec poznał kobietę z dzieckiem, która zamierza się do Nich wprowadzić. Ale nowe oto...