Rozdział 12

36 5 5
                                    

Cały patrol wrócił do obozu powitany przez muchomorową łapę. - Na Gwiezdnych przodków! To nie miał być tylko patrol śledczy? - zapytała zdumiona - Miał być, ale skończyło się na walce - Miauknął zniesmaczony Bursztynowy Pazur, przez ten czas do Królowej podeszła Złota Róża- Pszczele Skrzydło, czy ty jesteś nie poważna? Zostawiasz kociaki ze mną i wracasz cała podrapana! Królowe nie walczą! - w jej głosie brzmiała złość i troska, starsza królowa zaprzyjazniła się z piaskową kotką - Przepraszam cię, ale nie wiedziałam, że zastanę walkę, a musiałam im pomóc! - Złota Róża położyła ogon na jej barku i zaprowadziła ją prosto do legowiska medyczki, gdzie czekała poranne serce, Muchomorowa Łapa wrociła do legowiska medyka i odebrała od mentorki potrzebne zioła, wyszła z polany i zawołała - podchodźcie proszę pokolei, od tych najbardziej poranionych, do tych najmniej, Mentorka akurat nauczyła mnie opatrywania! - pochwaliła się z uśmiechem, koty ufały mądrej uczennicy, więc puściły Rozdartego Pyska przodem, jako półślepy został poraniony najbardziej, bursztynowy pazur głównie unikał ataków więc miał niewiele obrażeń, lecz wciąż bolesnych - Idź do porannego serca, jak opatrzy ciebie i Pszczele Skrzydło zawołaj następnego kota - zgodnie z poleceniem przywódczyni poszedł na polanke, na której zastał Młodą królową argumentującą z medyczką, złota Róża siedziała na boku i obserwowała - Przecież nic wielkiego się nie stało - upierała się Pszczele Skrzydło - nic się nie stało? Jesteś cała pogryziona, ze wszystkich kotów musiałaś wybrać akurat zastępczynię ?! - w sumie racja, bursztynowy pazur jako jedyny miał jednego przeciwnika a ona pomogła właśnie jemu. - Rzuciłam się na pierwszego kota którego miałam pod łapami, oczywiście wrogiego - wybraniała się cały czas, Poranne Serce skonczyła ją opatrywac - możecie wracać do żłobka - odesłała królowe i spojrzała na Bursztynowego Pazura - podejdź, zobaczmy jak mocno oberwałeś - Pszczele Skrzydło mineła go z przyjaznym muśnięciem ogona i wyszła wraz z towarzyszką, jej gest sprawił że trochę się zatracił w myślach - uważaj, bo mam wrażenie że zaraz odlecisz! - zaśmiała się Poranne Serce i zaczeła oglądać jego rany. - O co poszło tym razem? - zapytała nakładając mu piekący opatrunek, chyba ze szczawiu tępolistnego - Zarzucili nam, że coś knujemy i chceili wykorzystać przewagę, do przejęcia terytorium. - wyjaśnił pokrótce - Bractwo nieba myśli, że należy im się cały las - parsknęła starsza medyczka - ale jak dla mnie to sprawiają same kłopoty - miauknela i nałożyła ostatni opatrunek. - idź i zawołaj Złotą Gwiazdę - medyczka nie mogła wiedzieć, czy akurat przywódczyni wymagała opatrzenia, więc coś innego musiało być na rzeczy, przeszedł przez polankę i po wyjściu poinformował liderkę, że Medyczka kazała jej przyjść. Potem idąc dalej zdał sobie sprawę, że łapy prowadzą go do żłobka. ~czemu tu idę? chociaż, mogę zobaczyć jak się miewa Pszczele Skrzydło.~

//Dzisiaj powitamy Poranne Serce na arcie. + Pytanie ode mnie.
-jaka jest wasza ulubiona postać z tej książki?//

Wc Ścieżką Przeznaczenia- Ziemia & Niebo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz