Wesołych Świąt, kochani🐥🐇
Enjoy!Nim Leya się obejrzała tydzień zleciał a ona była w drodze do Szmaragdowego Miasta. Lot, prawie w całości, spędziła z głową na ramieniu Olivera, udając że śpi. Nie miała ochoty na pogaduszki, bo frustracja wywołana brakiem seksu wyzwalała w niej najgorsze cechy charakteru, najgorsze emocje. Dlatego też wolała nie zaogniać swojego stanu, nie chciała zepsuć tego weekendu humorami godnymi naburmuszonej divy.
Uniosła głowę dopiero gdy nad sobą usłyszała sygnał nakazujący zapiąć pasy, a zaraz potem głos kapitana wybrzmiał w głośnikach:
— Szanowni państwo, mówi wasz ulubiony kapitan.
Ciche śmiechy rozbrzmiały na pokładzie samolotu, przez co i Leya się uśmiechnęła. Jednak nie dane było jej się skupić na dalszych jego słowach, bo Oliver pochylił się ku niej.
— Wyspana?
— Yhmm — wymruczała, zatrzymując wzrok na niebieskich oczach.
— Za dużo ostatnio pracujesz, ja też. Powinniśmy wybrać się gdzieś sami, z dala od miasta, tylko we dwoje...
Wczepiła palce w obicie fotela, jednocześnie zagryzła od wewnątrz policzek. Nie przejmowała się paznokciami, którym niewiele brakowało do przebicia tkaniny, ani tym, że czuła już na języku specyficzny posmak krwi, sączącej się z pęknięcia na tkance miękkiej.
Od dłuższego czasu byli sami, spędzali czas we dwoje, tylko we dwoje, do cholery! Wdech, wydech! — wrzeszczała bezgłośnie.
Przymknęła na moment powieki, po czym odpowiedziała na pozór spokojnym głosem.
— Tak, zdecydowanie powinniśmy spędzić trochę czasu ze sobą.
— Fantastycznie. Po powrocie poszukam czegoś odpowiedniego.
Radość w jego tonie sprawiła, że poczuła wyrzuty sumienia. Zagnieździły się pod skórą, drapiąc nieprzyjemnie. Nie powinna była się wściekać i wyładowywać na nim frustracji, gdyż w każdym związku zdarzały się gorsze dni. Nawet w tym najbardziej trwałym.
Przywołała na usta szczerszy niż dotychczas uśmiech i wtuliwszy się w ramię mężczyzny, splotła ich palce i to z chwilą, kiedy koła samolotu dotknęły stałego lądu. Zaraz potem podniosła się wrzawa i każdy wstał ze swojego siedzenia. Niemal przebierała nogami w miejscu, czekajac na gramolących się przed nią pasażerów. W umyśle kłębiły się obrazy jej przepychającej się taranem przez nich wszystkich, w rzeczywistości jednak testowała po raz kolejny swoją cierpliwość.
Tak samo było przy taśmie z bagażami, a później na ruchomych schodach, które swoim tempem rozśmieszyłyby nawet ślimaka. Aż wreszcie, będąc prawie na samym dole schodów, dostrzegła w tłumie elegancko ubraną blondynkę.
Nie widziała Tatiany od miesięcy, tyle co na ekranie telefonu, dlatego nie zważając na Olivera ani na ludzi wokół, puściła się pędem w jej stronę. Nie było dla niej zaskoczeniem, że Arastow zrobiła dokładnie to samo i po chwili mocno ściskały się w swoich ramionach.
— Tęskniłam, Smith — wyszeptała w jej włosy.
— Ja za tobą też.
Tkwiły w niezmienionej pozycji dobre kilka minut. Jej facet stał kilka kroków dalej, podejrzewała, że cienie Tatiany także, a jednak nikt im nie przeszkodził, nikt nie pospieszał.
W końcu Arastow odsunęła się nieznacznie, po czym przetarła opuszkami palców policzek Leyi.
— Wyglądasz jak panda — zachichotała przez łzy.

CZYTASZ
REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)
RomanceNie od dziś wiadomo, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Renzo Cardino całe swoje życie podporządkował chęci zemsty. Latami uczył się cierpliwości, próbując odnaleźć spadkobiercę największego wroga, aby uderzyć w jego słaby punkt. Jedno przypadkow...