Woda skapywała z wilgotnych jeszcze po prysznicu włosów i wsiąkała w materiał białej koszulki, jednak Renzo nie zwracał na to szczególnej uwagi. Mimo wczesnej pory — w Seattle było kilka minut po czwartej — trzymał przy uchu telefon, licząc, że Tiago odbierze. Wszak nie wiedział, do której bawili się z Tatianą na gali.
Nadal w żyłach buzowała mu wściekłość i w żaden sposób nie potrafił się uspokoić.
— Czy ty, kurwa, wiesz, która jest godzina? — Głos w słuchawce był zachrypnięty i cichy.
— Mam problem.
— Poczekaj. Przejdę do gabinetu.
Słyszał szelest, niezrozumiały dla niego szept, a później cichy klik zamykanych drzwi.
— Mów, co się dzieje?
— Wiem, kto próbuje się mnie pozbyć. — Nerwowym gestem przeczesał kosmyki włosów. — Ale to nie jest rozmowa na telefon.
— Wsiadam w samolot, będę za kilka godzin.
Rozłączył się z bratem, po czym głośno westchnął. Pozbył się jednego, w zasadzie dwóch problemów i czuł niewielką satysfakcję. Wiedział, że większą odczuje, gdy tylko dobierze się do dupy Knoxowi, ale nie zamierzał go zabijać, chociaż o takim sposobie eliminacji myślał jeszcze pół godziny temu. Teraz natomiast umysł wypełniała chęć zdemaskowania go, ukazania światu, kim był człowiek, który uchodził za wzór cnót, a w rzeczywistości był najgorszym ścierwem, jakie stąpało po ziemi.
Potarł twarz dłońmi i z ociąganiem wstał. Potrzebował kofeiny, bo w ostatnich dniach źle sypiał, a zanosiło się na to, że niewiele będzie miał dzisiaj czasu na spanie, o ile w ogóle. Zszedł do kuchni, licząc, że nie natknie się na nikogo. Ostatnim czego teraz pragnął to jakiekolwiek towarzystwo. Na szczęście w pomieszczeniu było cicho i pusto. I to mu odpowiadało.
Z filiżanką podwójnego espresso od razu przeszedł do gabinetu, po czym rozsiadł się wygodnie w fotelu. Przed spotkaniem z Tiago starał się poukładać sobie wszystko w głowie, by nie tracić cennego czasu z nim na bezsensowne wymyślanie scenariuszy i dalsze kroki.
Drzwi gabinetu otworzyły się na nagle, przez co uchylił powieki i zaskoczony spojrzał w stronę brata. Renzo nawet nie wiedział, że mu się przysnęło.
Tiago nie wyglądał najlepiej. Na twarzy widoczne było zmęczenie, w oczach natomiast tliła się kontrastująca ze zmęczeniem wściekłość.
— Omińmy uprzejmości i pytania o wczorajszą galę i twoje zniknięcie. Mów od razu.
— Knox stoi za trupem pod kasynem.
— Ten Knox? Bryson? — upewnił się.
Renzo przytaknął w odpowiedzi i zacisnął dłonie w pięści. Senność błyskawicznie z niego uleciała.
— Mówiłem ci o policjantce, która dojebała mi się do dupy...
— Pamietam, blondyneczka, co z nią? Nadal nie daje ci spokoju?
— Nakarmiłem nią aligatory.
Tiago parsknął pod nosem, ale gdy nadal milczał, nie reagując na rozbawienie brata, uniósł wysoko brwi, by zaraz potem je zmarszczyć.
— Muszę się napić. — Sięgnął po karafkę z alkoholem, nalał sobie od razu połowę szklanki i nie bacząc na porę dnia wypił do dna. — Co z tą panną?
— Knox ją wynajął, żeby mnie udupiła, bo nie podobał mu się pomysł Cesare. Oczywiście ta część, w której dostaję jego córeczkę — dodał i potarł delikatnie skronie, gdy poczuł, że zaczyna rozsądzać mu czaszkę. — To ona podrzuciła mi trupa, ona też miała zrobić... — wziął głęboki wdech, bo wściekłość niemal rozpieprzała mu żyły, po czym wypuścił ze świstem powietrze. — Zrobić Leyi krzywdę, gdyby inne metody na mnie zawiodły. Dlatego nie żyje. Nie będę ryzykować. Dowiedziałem się za to, że Knox gustuje w dzieciach, korzysta z nich.
CZYTASZ
REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)
Storie d'amoreNie od dziś wiadomo, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Renzo Cardino całe swoje życie podporządkował chęci zemsty. Latami uczył się cierpliwości, próbując odnaleźć spadkobiercę największego wroga, aby uderzyć w jego słaby punkt. Jedno przypadkow...