Rozdział dziewiętnasty

1.1K 124 53
                                    

Katastrofa. Takim właśnie mianem Leya określiłaby ten dzień. Zaczęło się niewinnie od przekręcania kluczyka w stacyjce. Gdy to zrobiła nie wydarzyło się nic. Zupełnie nic. Próbowała kilkukrotnie, ale w efekcie skopała koło, jakby samą tą czynnością mogła ożywić zdechłą baterię. Może spóźnienie do pracy nie należało do najgorszych, jednak spóźnienie do klientki owszem. Na szczęście kobieta była na tyle wyrozumiała, że obyło się bez wyrzutów. A teraz doszła jeszcze plama z kawy na białej bluzce, której nabawiła się w taksówce, kiedy wjechali w pieprzoną dziurę praktycznie tuż pod biurem. Miała serdecznie dość. Zmęczenie i frustracja pogłębiały się z każdą upływającą sekundą.

Wrzuciła tekturowy kubek po tej nieszczęsnej kawie do kosza, mieszczącego się przy drzwiach wejściowych i mamrocząc pod nosem inwektywy wparowała do środka. Wykonała zaledwie trzy kroki, po czym podniosła głowę. Dostrzegając za szybą postawną sylwetkę, odzianą w czarny garnitur poczuła jakby ktoś wyssał z niej całe powietrze. Nie tylko z niej, z korytarza również, bo było w mężczyźnie coś znajomego, coś, co sprawiło, że niekontrolowanie zadrżała. Dopiero kiedy się odwrócił i skrzyżowała spojrzenie z ciemnymi oczami zamarła. Serce, nie zważając na protesty rozumu rozpoczęło swój galop, dłonie natomiast spociły się do tego stopnia, iż niewiele brakowało, żeby otarła je o materiał ołówkowej spódnicy. Zaraz potem zmarszczyła brwi, bo uzmysłowiła sobie, że przyleciał z Seattle. Spotkanie Renzo w tym miejscu, w miejscu jej pracy nie mogło być przypadkowe. Nie wierzyła w aż takie zbiegi okoliczności. Tym bardziej że Cardino nie spuszczał z niej wzroku, nieznacznie unosząc kąciki ust, jakby właśnie na nią czekał. Wygląda obłędnie, pomyślała, ganiąc się od razu za bieg swoich myśli. Rozwodzenie się nad nim w takich kategoriach było kurewsko niebezpieczne i wręcz niedopuszczalne.

Zamierzała przemknąć do siebie niczym cień, jednak głos Jonathana brutalnie zniweczył plany, zatrzymując ją w miejscu.

— Leya, pozwól do mnie.

Przyoblekła na twarz jeden ze swoich profesjonalnych uśmiechów, zarezerwowanych dla klientów i nie przejmując się plamą, wykonała polecenie Westa. Starała się nie patrzeć na Renzo i dzięki temu dostrzegła blade oblicze szefa oraz nerwowość w jego gestach. Znała go kilkanaście miesięcy i nigdy jeszcze nie widziała go tak nerwowego.

— Tak? — zapytała, uważniej mu się przypatrując.

— Poznaj, proszę, pana Cardino.

Już miała się odezwać, kiedy ubiegł ją sam zainteresowany.

— Witam, Panno Smith. Słyszałem same pochwały na temat pani pracy.

Zamrugała gwałtownie, a słysząc ciche chrząknięcie pracodawcy niechętnie wystawiła dłoń, biorąc udział w teatrzyku, jaki zafundował jej Renzo. Chociaż z drugiej strony cieszyła się, że nie napomknął słowem o ich znajomości. Nie potrzebowała wyssanych z palca plotek i szeptania za jej plecami.

— Dzień dobry, panie Cardino. Niezmiernie mi miło. — Uśmiech godny słodkiej idiotki wykrzywił jej usta, aż zabolały ją od niego policzki. Naprawdę, brakowało jedynie trzepotania rzęsami. — A mogę wiedzieć skąd?

— Pozwoli pani, że pozostanie to moją tajemnicą. Potrzebuję świeżego spojrzenia na wystrój, dlatego chciałbym z pani skorzystać.

Dwuznaczność słów i sposób, w jaki je wypowiedział powinny podziałać na nią jak płachta na byka. I faktycznie tak było, tylko że wraz z widzeniem na czerwono poczuła również podniecenie. Nie przypuszczała, że można odczuwać dwie jakże skrajne emocje, w dodatku aż nadto intensywnie.

Aby nie narobić sobie problemów u szefa, który wyglądał jakby zaraz miał wyzionąć ducha, zagryzła boleśnie wmętrze policzka i policzyła w myślach do trzech, starając się zachować pełen profesjonalizm. Bądź co bądź do tej pory się nim szczyciła.

REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz