Miłego weekendu, Kochani❤️. Nastepny rozdział w środę😈
Enjoy!
Odgłos chrzęstu łamanej kości rozniósł się echem po blaszanych ścianach magazynu, kiedy dłoń Renzo, obleczona w czarną, skórzaną rękawiczkę zetknęła się z policzkiem uwięzionego blondyna. Uwielbiał ten dźwięk, jednak nader wszystko uwielbiał strach, malujący się w oczach ofiar. Tak było i w tym przypadku.
Głowa mężczyzny odskoczyła do tyłu, a z pękniętej skóry na wardze trysnęła krew, jej metaliczny zapach połączony z odorem potu, moczu, przypiekanego mięsa i Bóg raczył wiedzieć czego jeszcze, drażnił jego zmysł powonienia. Kiedy blondyn z trudem łapał powietrze, charcząc i plując posoką, Renzo spojrzał na swoje wcześniejsze dzieło. Obok torturowanego obecnie więźnia stały kolejne dwa krzesła. Do nich również przywiązano postawnych mężczyzn, jednak z nimi zabawił się już wcześniej, czerpiąc satysfakcję z tego, że cierpieli przed śmiercią. Zgotował im piekło na ziemi, ale właśnie tak kończyło się podniesienie ręki na kogoś z rodziny Cardino, zwłaszcza gdy tym kimś był Santiago.
Ślady po oparzeniach, ostrzu noża, a także poucinane palce były tylko kroplą w morzu jego pragnień. Ich martwe oblicza bardziej przypominały mielonkę, aniżeli ludzkie twarze. Wyżył się na nich, uwolnił bestię i najchetniej wskrzesiłby ścierwa ponownie, aby zafundować im po raz kolejny najgorsze z tortur. Tego ostatniego śmiecia niestety musiał oszczędzić.
Słysząc metalowy zgrzyt rozsuwanych drzwi, spojrzał przez ramię. W jego stronę zmierzał Tiago. Chód miał pewny, choć mniej sprężysty niż zazwyczaj. Gdyby nie to, że znał go na wylot, nie dostrzegłby niczego niepokojącego. Minęło dopiero kilka dni, odkąd brat zarobił kulkę i podejrzewał, że musiało go kurewsko boleć, jednak nie dał niczego po sobie poznać.
— Kurwa, miałeś poczekać na mnie — zaczął Tiago z wyrzutem.
— No przecież żyje. — Renzo cofnął się o krok, tym samym ustąpił mu miejsca.
Wytarł zakrwawione rękawiczki w czarne bojówki i czekał na ruch Tiago.
Młodszy Cardino przekręciwszy nieznacznie głowę, uśmiechnął się złowieszczo, podchodząc bliżej metalowego stolika. Szczypce, szpikulce, niewielkie wiertarki i różnego rodzaju ostre przedmioty kontrastowały z miedzianym kolorem rdzy, pokrywającej blat mebla. Santiago sięgnął do stosunkowo małego noża, którego ostrze zdobiły haczyki i przez cały czas nie spuszczał wzroku z sylwetki blondyna. Niedaleko rozgrywającej się akcji stał Matteo wraz z Ugo. Reszta ich ludzi, kręciła się poza magazynem, obserwując otoczenie. Byli przygotowani na każdy scenariusz.
— Długo musiałem cię szukać, Frank — wypowiedział cicho, tnąc powietrze ostrym, lodowatym tonem. — Widzę, że mój brat cię odpowiednio rozgrzał i szkoda, że twoi koledzy — wymownie wskazał na pozostałą dwójkę — nie będą mogli zobaczyć przedstawienia, jakie dla ciebie przygotowałem...
Przeraźliwy krzyk zagłuszył dalsze słowa, kiedy Santiago wbił narzędzie w udo mężczyzny, błyskawicznie je przekręcił i równie szybko szarpnął za trzon. Na końcu błyszczącej jeszcze chwilę temu końcówki zwisały teraz skrawki ociekajacej krwią skóry, a w nodze powstała niewielka wyrwa. Zaraz potem w ruch poszła wiertarka.
W czasie gdy brat spełniał swoje chore fantazje, telefon w kieszeni Renzo zawibrował, dlatego przerwał obserwację człowieka, który ośmielił się zaatakować Tiago i ściągnąwszy rękawiczki sięgnął po urządzenie.
Brwi zbiegły się ku sobie, aż na czole pojawiła mu się pionowa bruzda. Wiadomość zawarta w SMS-ie wywołała grymas niezadowolenia. Nie zamierzając odpisywać ponownie umieścił telefon w kieszeni i zerknął na brata. W blasku nędznej żarówki wiszącej tuż nad więźniem dostrzegł błyszczącą stróżkę potu spływającą po skroni Santiago.

CZYTASZ
REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)
RomanceNie od dziś wiadomo, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Renzo Cardino całe swoje życie podporządkował chęci zemsty. Latami uczył się cierpliwości, próbując odnaleźć spadkobiercę największego wroga, aby uderzyć w jego słaby punkt. Jedno przypadkow...