Rozdział siedemnasty

1K 124 31
                                    

Tak, jak obiecałam😁 _Nidzia_ kochana, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin❤️❤️❤️❤️

Powrót do własnych czterech ścian Leya przyjęła z niewysłowioną ulgą. Znajomy zapach, widok, jak również drobinki kurzu, które unosiły się w snopach światła sprawiły, że odetchnęła głęboko, spychając w głąb umysłu żerujące na niej poczucie winy.

Oliver, zaraz po odstawieniu jej bagażu pojechał do siebie. Nawet szczególnie się nie przejęła ani nie protestowała, kiedy uprzedził ją, że wieczorem może spotka się z którymś z kolegów. W samotności potrzebowała uporządkować burdel powstały w jej głowie.

Opadła ciężko na fotel, stający przy oknie i zatopiła się w myślach. Raz po raz brała głębszy wdech, by po chwili z cichym westchnieniem wypuszczać nagromadzone w płucach powietrze. Ogrom czynu przygniótł jej barki, wykręcał wnętrzności na wszystkie strony, powodował skurcze w brzuchu oraz nudności. Miała ochotę pobiec w stronę toalety, zawisnąć nad nią i zwrócić wszystko to, co utrudniało jej normalne funkcjonowanie.

Wiedziała jednak, że nawet gdyby zwymiotowała, opróżniła cały żołądek to i tak nic by się nie zmieniło. Nie pozbyłaby się problemu. Nie wymazałaby tym swojego występku. Stało się, musiała teraz nauczyć się z tym żyć.

Najgorszym dla niej — i tego miała świadomość — był fakt, że Renzo obudził w niej coś, o czym zapomniała. Rozpalił do czerwoności nawet zbytnio się nie wysilając, dlatego już teraz obawiała się kolejnego spotkania, które zbliżało się wielkimi krokami.

Warknęła, rozeźlona reakcjami własnego ciała na wspomnienie dotyku, zapachu, słów. To, w połączeniu z mrocznym, tajemniczym wyglądem stwarzało mieszankę, której niewiele kobiet potrafiłoby się oprzeć. Przez umysł przemknęła myśl, że pragnęła znaleźć się na miejscu jego narzeczonej, po której zerwała się z miejsca, jednocześnie szarpiąc za końcówki włosów. Zaczynała popadać z jednej skrajności w drugą. Czuła się winna i czuła podniecenie, miała wyrzuty sumienia i zastanawiała się, jak by to było być z nim. Takie wahania jej nie służyły, wprowadzały jeszcze większy zamęt, a już była u kresu wytrzymałości. Wystarczyło jedno spotkanie z nim i dosłownie kiwała się nad przepaścią.

Pospiesznym krokiem przemierzyła salon, złapała za torbę, po czym rzuciwszy ją na łóżko wściekle zaczęła opróżniać ją z ubrań. Musiała przypominać nawiedzoną furiatkę na autopilocie. Ciuchy latały, gdy po prostu wyrzucała je z walizki, więc ocknąwszy się, ze zdumieniem odkryła, że sypialnia wyglądała jakby przeszła przez nią trąba powietrzna.

— Zwariowałam — zawyrokowała. — Totalnie zwariowałam. Psychiatryk. Pokój bez klamek i kolorowe pigułki — kontynuowała, upychając ubrania do szafy. Nie zaprzątała sobie głowy układaniem ich, i tak nic by z tego nie wyszło, bo ta nabita była czymś o czym Leya starała się zapomnieć. Bezskutecznie.

Dwie godziny snuła się po mieszkaniu jak cień. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. W końcu po sześćdziesięciu prawie minutach, poległa.

Powiadomiła Jonathana, że pojawi się jutro w pracy, bo nie wyobrażała sobie spędzić dnia na ponownym zadręczaniu się i na rozmyślaniu. Musiała wrócić, zająć czymś ręce, przede wszystkim umysł, gdyż ten zapętlił się na jednym mężczyźnie. I nie był nim Oliver.

Westchnęła ciężko. Zrezygnowała z wściekania się i złości, obie te negatywne emocje tylko bardziej ja nakręcały. Sięgnąwszy do szafki i łapiąc za fiolkę z tabletkami nasennymi wiedziała, że postępuje nierozsądnie, ale była po prostu zmęczona. Potrzebowała chwili odpoczynku, wyłączenia mózgu, najlepiej kilku godzin resetu. Tabletka popijana winem prosto z butelki zdecydowanie zasługiwała na miano skrajnie nieodpowiedzialnego zachowania, na które wzruszyła jedynie ramionami. Żadne skutki uboczne czy ewentualne konsekwencje nie docierały do niej. Jeden cel — zasnąć za wszelką cenę. Z tą myślą przyłożyła głowę do poduszki.

***

Lustra kunsztownie zdobionej toaletki ukazywały siedzącą przy niej kobiecą postać. Jej gładka skóra błyszczała w blasku świec poustawianych w całym pomieszczeniu a czarne włosy niemal lśniły, kiedy przeczesywała je srebrną szczotką o miękkim włosiu. Leya widziała własne odbicie w tafli, ale nie potrafiła go rozpoznać, jakby była jedynie obserwatorem filmu, ruchomych obrazów. Czerwone usta wykrzywiły się nagle w zmysłowym, pełnym seksapilu uśmiechu. Nie była tutaj sama. Odbicie wyraźnie ukazywało męskie oblicze. Siedział w skórzanym fotelu, rozpostarty niczym sam król, nie spuszczając z niej wzroku.

Powoli odłożyła szczotkę i wstała. Spojrzenie bruneta ślizgało się po jej prawie nagim ciele, odzianym zaledwie w satynowy, półprzezroczysty szlafroczek, docierało w głąb duszy, rozpalało od środka. Sutki jej stwardniały, znacząco przebijając się przez cienki materiał; niemo błagały o odrobinę atencji. Musiała wstrzymać na dłużej oddech w piersi, bo uczucie paliło ją, jak rozżarzony do czerwoności pręt przytknięty do skóry, a kobiecość zapulsowała w oczekiwaniu.

— Podejdź.

Bez słowa protestu wykonała rozkaz, chociaż wewnętrznie starała się buntować. Mogła zapierać się nogami i rękami, ale prawda była taka, że nikogo nie pragnęła tak jak właśnie jego. Tylko on sprawiał, że stawała się plastyczną masą, gliną, którą formował wedle własnych zachcianek, swojego widzimisię.

Gdy stanęła między jego nogami, Renzo nieznacznie się przysunął i nie zrywając kontaktu wzrokowego rozsupłał niedbale związany węzeł, odsłaniając poły jej szlafroka. Cichy szelest opadającego do stóp materiału, świst zasysanego powietrza i pomruk aprobaty. Odbierała bodźce nad wyraz intensywnie, te zaś kumulowały się między udami.

— Odwróć się i usiądź.

Wykonała kolejne polecenie z delikatnym uśmiechem na twarzy. Kiedy oparła plecy o tors Renzo, poczuła twarde niczym stal mięśnie i bijące od nich ciepło. Jak w transie rozchyliła szerzej uda, czekając na dotyk, pragnąc go tak mocno, iż miała wrażenie, że rozpadnie się przy najmniejszej nawet pieszczocie.

Przeciągły jęk wydarł się z jej gardła, gdy mężczyzna boleśnie ścisnął jej prawy sutek, zaraz potem delikatnie trącił go palcem. Natomiast jego druga dłoń zatrzymała się tuż przy odsłoniętej kobiecości.

— Powiedz mi, czego pragniesz, tesoro, a ci to dam. — Zmysłowy szept poruszył luźne kosmyki włosów.

Przymknęła powieki, odchyliła głowę, tym samym dając Renzo idealny dostęp do skóry na jej szyi.

— Powiedz — ponaglił ją.

— Chcę ciebie. — W jej głosie nie było ani krzty zawahania, tylko pewność podjętej decyzji.

Dotyk na złaknionej pieszczot cipce był tak elektryzujący, że momentalnie zacisnęła uda zakleszczając między nimi dłoń Cardino.

— Taka mokra... Idealna... — szeptał, rozcierając wilgoć, która moczyła również jego nogi.

— Błagam — wyjęczała i otarła się o sztywną męskość, ukrytą za elastycznym materiałem bokserek.

Nie była w stanie przypomnieć sobie momentu, kiedy Renzo pozbył się ubrań, ale też niewiele ją to obchodziło. Liczyły się tylko doznania, towarzyszące im emocje.

— Dostaniesz wszystko. Dostaniesz mnie.

Krzyknęła, gdy wypełnił ją bez ostrzeżenia, nie zaprzestając zabawy łechtaczką. Brał ją mocno, niemal ze zwierzęcą brutalnością; z każdym pchnięciem uderzał w czuły punkt, doprowadzał do szaleństwa.

Nie kontrolowała jęków, krzyków; przez to wszystko natomiast przebijały się ich głośne oddechy, dźwięk obijających się o siebie spoconych ciał i niezrozumiałe dla niej słowa, które wydobywały się spomiędzy warg Renzo.

Orgazm, niczym szalejące tornado przetoczył się przez jej ciało, dotarł każdym zakończeniem nerwowym do najmniejszych nawet szczelin w jej umyśle, odebrał dech...

I wtedy się obudziła.Chrapliwy, szybki oddech unosił gwałtownie klatkę piersiową, wybrzmiewał jej w uszach, zagłuszył wszystkie inne dźwięki, a kobiecość pulsowała sennym spełnieniem. Pościel nieprzyjemnie drażniła wrażliwe na dotyk piersi, więc odgarnęła ją sycząc jak jadowita żmija. Jeden z najlepszych orgazmów okazał się być najgorszym ze snów. Najgorszym, bo obudziła się sama.

Twitter: #kolumbijskieREVENGEmm

REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz