Renzo w ogóle nie rozumiał, co się z nim dzisiaj działo. Jego zachowanie znacznie odbiegało od dotychczasowej normy, zwłaszcza w stosunku do kobiet i chociaż nigdy żadnej umyślnie nie skrzywdził, to z daleka trzymał się od tych romantycznych pierdół. A tutaj nawet cholerne świeczki zapalił. Gdyby teraz zobaczył go Tiago zapewne poskładałby się ze śmiechu. Jednak leżąc z Leyą w łóżku nie żałował ani jednej chwili, ani jednego gestu, jaki w jej stronę wykonał, bo jakiś cudem stała się dla niego ważna. Uświadomił to sobie dobitnie w chwili, gdy zobaczył siniaka pod okiem. Na samo wspomnienie tego momentu krew ponownie zagotowała mu się w żyłach, przez co poruszył się niespokojnie. Naprawdę był żądny krwi, krwi Lawsona, skurwiela, który ośmielił się tknąć osobę nietykalną.
Musiał się uspokoić, wyciszyć, cieszyć czasem z nią, dlatego mocniej wtulił się w gorące ciało i zaciągnął się jej naturalnym zapachem. Poczuł podniecenie i to takie, że tylko ostatkiem sił nie sięgnął między jej uda, aby zrobić to, na co miał ochotę, gdy tylko była w pobliżu.
Godzina, tyle minęło odkąd Leya zasnęła w jego ramionach, gdy ciche piknięcie dochodzące z leżącej obok komórki ponownie napięło jego mięśnie. Ostrożnie sięgnął po telefon, jednocześnie nie spuszczał spojrzenia z kobiety. Nie chciał jej obudzić. Kiedy jednak zerknął na wyświetlacz nie powstrzymał uśmiechu, wykrzywiającego mu twarz.
Mieli go.
Renzo powoli wysunął swoje ramię spod Leyi, pospiesznie wygrzebał z torby ciemne bojówki i czarną koszulkę, a zapinając suwak bluzy jeszcze raz zerknął na dziewczynę.
Po chwili już mknął niemal opustoszałymi ulicami Houston. Nie kontaktował się więcej z Matteo, gdyż temu facetowi wystarczyło zwykłe "Ok" by wiedzieć, że Renzo zjawi się tam w najbliższym czasie.
Tak jak się spodziewał; gdy tylko wjechał na teren posiadłości, a kilka minut później zaparkował nieopodal niewielkiego budynku, Bianchini już na niego czekał.
- Ktoś was widział?
- Ramone włamał się do miejskiego monitoringu, zatarł wszelkie ślady - wyjaśnił idący obok niego Matteo. - Przydzieliłem Leyi dodatkowo Hectora.
Ufał Matteo, dlatego jedynie skinął na jego słowa. Dochodząc do drzwi, które znajdowały się na końcu korytarza Renzo słyszał coraz głośniejszy bełkot, poprzedzany kilkoma przekleństwami.
- Kim jesteście?! Co tutaj robię?! Nie... Nie możecie mnie trzymać!
Odpowiedziała mu cisza. Jego ludzie znali się na swojej robocie i doskonale wiedzieli, jak psychicznie łamać przeciwnika. Milczenie wzmagało niepewność i strach u ofiary.
Wreszcie znalazł się w przestronnym pomieszczeniu, które bardziej przypominało loch niż pięciogwiazdkowy hotel. Kamienne ściany, betonowa podłoga, nędzna żarówka i chłód docierający do szpiku kości, a w tym wszystkim zapach krwi i śmierci. Tutaj zazwyczaj lądowali ci, którzy go zdradzili, bądź w jakiś sposób zaleźli mu za skórę, zazwyczaj też tutaj kończyli swój marny żywot. W związku z Lawsonem jeszcze nie zdecydował, choć bardziej skłaniał się ku zabiciu go.
Tylko przelotnie zerknął na Iana i Franco, po czym całą swoją uwagę poświęcił Lawsonowi, przywiązanemu do krzesła.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy... - zaczął chłodno, spokojnie, chociaż do spokoju było mu bardzo daleko.
Renzo w pamięci miał obraz Leyi, jej policzka i niepewności, widzianej w ciemnych oczach. Te obrazy przewinęły mu się przez umysł wtłaczając do serca kolejną dawkę wkurwienia.

CZYTASZ
REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)
RomantikNie od dziś wiadomo, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Renzo Cardino całe swoje życie podporządkował chęci zemsty. Latami uczył się cierpliwości, próbując odnaleźć spadkobiercę największego wroga, aby uderzyć w jego słaby punkt. Jedno przypadkow...