Rozdział dwudziesty szósty

1K 115 30
                                    


Leya po raz setny teraz, jak i w ciągu ostatnich kilkunastu dni, przelotnie zerknęła w ekran komórki, po czym w przypływie złości, irytacji, czy Bóg raczył wiedzieć czego, rzuciła ją na łóżko. Mimo zmienionej pościeli i upływającego czasu jakby podświadomie wyczuwała zapach Renzo, przez co jej zmysły dosłownie wariowały, a wspomnienia atakowały ze zdwojoną siłą.

Minęły prawie trzy tygodnie odkąd opuściła wnętrze samochodu Cardino. Trzy tygodnie, w których nawet na moment nie przestała o nim myśleć i była na siebie o to wściekła. Próbowała rozgrzeszać się na wszelkie sposoby, próbowała rozgrzeszyć również zdradę jakiej się dopuściła, a przede wszystkim próbowała zrozumieć, dlaczego przestał się odzywać.

— Idiotka — mruknęła pod nosem, gdy wzrokiem ponownie odszukała nieszczęsny telefon.

Z wargami, zaciśniętymi w wąską linię, przeszła do kuchni. Musiała przestać katować się rozmyśleniami, katować się wspomnieniami i pragnieniami własnego ciała, które nie reagowało na przytyki rozumu. Renzo dostał to, czego chciał, miał swoje życie i piękną narzeczoną. Na samą myśl o innej kobiecie u jego boku, jej zęby zazgrzytały nieprzyjemnie, zazdrość zaś popłynęła w żyłach wartkim strumieniem.

Oparła dłonie o blat, przymknęła na moment powieki i starała się opanować emocje, które wypełniały każdą szczelinę w umyśle. Brała głębokie wdechy, licząc powoli.

Nagły dźwięk, niczym huk z armaty, wdarł się nie tylko do uszu ale także do serca. To ono gwałtownie zaczęło obijać się o żebra, sprawiając ból i ucisk w żołądku. Zaraz potem upomniała się w myślach.

Na widok dzwoniącego poczuła zarówno niepokój jak i rozczarowanie.

Bez entuzjazmu przejechała zieloną słuchawką po wyświetlaczu i przyoblekła na twarz szeroki uśmiech. Jakby co najmniej rozmówca mógł ją zobaczyć — prychnęła w głowie.

— Halo?

— Cześć, skarbie. Co porabiasz? Gotowa do wyjazdu? — zasypał gradem pytań.

Uśmiech, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozpłynął się w powietrzu. Leya na końcu języka miała odpowiedź, że nie ma ochoty jechać.

— Jadę do mamy, potrzebuje mojej pomocy — skłamała bez mrugnięcia. Sama nawet nie wiedziała, skąd pomysł na użycie matki jako wymówki.

— Rozumiem, czyli nici ze wspólnego obiadu. To może wpadnę wieczorem? Zjemy coś, obejrzymy, spędzimy miło czas. — Oliver nie ustawał w przekonywaniu jej.

Doskonale wiedziała do czego zmierzał. Od zbliżenia z Renzo, od wspólnej nocy nie potrafiła uprawiać seksu z Lawsonem, chociaż niejednokrotnie próbował zaciągnąć ją do łóżka. Wymigiwała się dosłownie wszystkim: ważnym projektem, migreną, kobiecymi przypadłościami. Wszystkim, byleby tylko nie pozwolić mu się dotknąć. Żałowała, że nie zakończyła tego dużo wcześniej, teraz natomiast było jej znacznie ciężej, w dodatku miała cholerne wyrzuty sumienia względem niego. Nie zasłużył na takie traktowanie, ale prawda była taka, że przestała cokolwiek do niego czuć. Musiała tylko zakończyć ich związek. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.

— Nie wiem, ile mi u niej zejdzie. Najlepiej, jak zobaczymy się jutro.

— Ostatnio w ogóle nie masz dla mnie czasu — wypowiedział z pretensją w głosie. — Mieliśmy wyjechać, a ty...

— Oliver, pracuję — przerwała mu. — Doskonale wiesz, że miałam ważny projekt.

Nie obiecywała, że się poprawi. Wystarczająco długo żonglowała kłamstwami, sekretami i najzupełniej w świecie zaczynała mieć ich dość.

REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz