Rozdział dwudziesty drugi

1K 115 41
                                    



Jeszcze kwadrans temu, wchodząc bez problemu do mieszkania kobiety, Renzo zastanawiał się, czy będzie zmuszony kogoś dzisiaj zabić. Prawdę mówiąc wcale by się za te sposobność nie obraził, nawet po cichu na nią liczył. Cholerny Lawson miał Leyę, a to doprowadzało go na skraj szaleństwa. Nie spodziewał się natomiast, że sprawy przybiorą niespotykany obrót. Lawina wydarzeń ruszyła, wszystko zaś potoczyło się błyskawicznie.

Ani drgnął kiedy huk wystrzału, zaraz potem odgłos roztrzaskiwanego wazonu rozbrzmiał mu w uszach, a na ramieniu poczuł delikatne ukłucie. Nie poruszył się nawet o cal zbyt zaskoczony zaistniałą sytuacją. Chociaż gwoli ścisłości — zaskoczony było niedopowiedzeniem roku. On był totalnie rozłożony na łopatki.

Leya stała przed nim w cienkiej piżamce, oddychając spokojnie, jakby wypiła kawę a nie strzeliła właśnie do człowieka, w dodatku do niego. Ja pierdolę, ideał — przemknęło mu przez myśl.

— Spudłowałaś, kotku. — Odchrząknął w końcu, maskując szok.

— Zaufaj mi, gdybym chciała, już byś nie żył.

Jej wrogie nastawienie nijak się miało do oznak podniecenia, które dostrzegał. Ba, on sam był cholernie nakręcony widokiem jej z bronią w ręku, postawą i całym tym obrazkiem, jaki miał przed sobą.

— Nie martwisz się, że ktoś wezwie gliny?

Czuł spływającą po ramieniu stróżkę krwi, dlatego zerknął na przeciętą skórę, jednocześnie słysząc głos Smith.

— Sąsiadka jest głucha jak pień, reszta ma w dupie nie swoje sprawy — wyjaśniła.

Surrealizm sytuacji w jakiej oboje się znaleźli potwierdziła rozmowa, którą właśnie odbywali. Postrzeliła go, nadal trzymała na muszce, a zachowywali się tak, jakby rozprawiali o pogodzie.

Zamierzał zareagować na te słowa, bo nie spodobał mu się fakt, że mieszkała w miejscu, gdzie nikt nie reagował, ale w tej samej chwili do mieszkania wparował Franco, a zaraz za nim Eric.

Pierwszy raz Renzo doświadczył efektu, w którym wszystko nagle zaczęło poruszać się jak w zwolnionym tempie, pierwszy też raz strach zmroził mu wszystkie komórki wewnątrz ciała. Bo oto przed nim rozgrywała się scena niczym z koszmaru.

Dwaj mężczyźni mierzyli w stronę Leyi, krzycząc coś, jednak jego umysł, działający na wolnych obrotach, nie od razu zdołał przetworzyć informacje, ani tym bardziej wyrwać się z odmętów otępienia.

— Rzuć to!

Przez barierę zamroczenia przedarł się głos Erica, co spowodowało, że Renzo zerwał łańcuchy chwilowego otumanienia.

— Stójcie! — krzyknął, wystawiając dłoń. — Opuść broń, opuść, do chuja!

Widział lekkie zawahanie, ale jednocześnie obaj powoli, jakby nie do końca byli pewni jego decyzji, wykonali polecenie.

Uspokoiwszy rozdygotane serce i nerwy ponownie przeniósł wzrok na Leyę. Nadal stała w lekkim rozkroku, przeskakując spojrzeniem pomiędzy ich trójką. Wyglądała niemal jak bogini zemsty z tymi potarganymi włosami, z piekielnie pięknym ciałem. Kurwa! — aż zawył w myślach, robiąc krok w bok, tym samym zasłaniając ją przed mężczyznami. Skoro on dostrzegał wyraźny zarys jej piersi i sterczące, ciemniejsze sutki, to jego ludzie widzieli dokładnie to samo.

— Wynosić się. — Kiedy nie usłyszał reakcji na jego wściekły ton, odwrócił głowę z mordem wymalowanym w ciemnych, teraz niemal czarnych oczach, i krzyknął ostrzej: — Wypierdalać!

REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz