Rozdział czterdziesty piąty

1K 106 36
                                    


Uwaga: rozdział 🔞


Cisza, jaka panowała w aucie ciążyła Leyi niemiłosiernie. Kierowca milczał, Renzo, który siedział obok niej również, wpatrując się w ciemność za szybą. Jeszcze wcześniej wymieniał z kimś SMS-y, teraz natomiast w tej grobowej ciszy czuła się tak, jakby jechała na egzekucję. W dodatku swoją.

Wspomnienia sprzed dwóch godzin bombardowały jej umysł, dlatego zagryzała wargę niemal do krwi, by żadne pytanie, które cisnęło się jej na usta, nie opuściło strefy komfortu. Tajemnica, jaką skrywała ona, a przede wszystkim Anna, właśnie ujrzała światło dzienne i najzupełniej w świecie obawiała się konsekwencji. Renzo wypytywał o wszystko jej matkę, o dawne przyzwyczajenia Raula, miejsca, w których wtedy bywał, a ona słuchała tego, jakby zza cienkiej otoczki bańki i niewiele do niej docierało.

Pamiętała dzień w którym jej świat legł w gruzach, jakby to było wczoraj. Kiedy matka wyjawiła jej, czyją córką tak naprawdę jest, kiedy okazało się, że jej babcia nie była jej babcią, a obcą osobą. Czuła się wtedy zdradzona — przez Annę i przez Jolene, bo jak zaakceptować coś, co było wymysłem dorosłych, kłamstwem? Nie potrafiła tego zrobić i dużo czasu zajęło jej przyswojenie prawdy.

Oderwała się od wspomnień i przymknęła na moment powieki, gdy samochód zatrzymał się przy krawężniku, po czym wziąwszy głęboki wdech złapała za klamkę. Nawet nie wiedziała, jak się pożegnać, czy w ogóle był jakiś sens w żegnaniu się z mężczyznami. To ją po prostu przerosło.

— Zostajesz z Hectorem, reszta niech wraca. — Szorstkie słowa zostały skierowane do Matteo, który w odpowiedzi jedynie skinął.

Przeniosła spojrzenie na Renzo, jednak zdołała zobaczyć tylko plecy, zaraz rozległo się trzaśnięcie drzwiami.

— Miłej nocy, panno Smith.

— Wzajemnie — wyszeptała, ale nie odwzajemniła uśmiechu, który Matteo posłał w jej kierunku. Nie miała na to siły.

Nie miała też siły na walkę z Renzo, dzisiejsze wydarzenia dobitnie pokazały, że nie była już tutaj bezpieczna, że każda tajemnica prędzej czy później zostanie ujawniona.

Pokonywała kolejne schody, jakby do nóg przytwierdzone miała betonowe bloki. Jeszcze nigdy tak wolno nie wchodziła do swojego mieszkania, bo nie wiedziała, co czekało ją na górze, we własnych czterech ścianach. I z jednej strony chciała mieć to już za sobą, z drugiej zaś obawiała się zostania sam na sam z Renzo. Mimo wszystko nie bała się go, wiedziała, że nie skrzywdzi jej fizycznie, ale wtargniecie do domu matki pokazało jej jak wielką ignorantką była, nie starając się dowiedzieć wcześniej kim tak naprawdę był Renzo.

Nagły dotyk w dole pleców brutalnie wyrwał ją z plątaniny chaotycznych myśli, to z kolei sprawiło, że drgnęła, za co od razu bezgłośnie się zrugała.

Weź się w garść, do cholery!

Ledwo zamknęły się za nim drzwi mieszkania, silne ramiona przyciągnęły ją do twardego torsu. Oddech uwiązł jej w gardle, serce niebezpiecznie przyspieszyło, a wszelkie myśli uleciały z niej jak z przekłutego balonika. Owionął ją intensywny zapach męskich perfum, które tak dobrze znała, które działały na jej zmysły.

— Cattleya... — wypowiedział miękko, jakby sprawdzał wydźwięk jej pełnego imienia.

Jego mruczenie tuż przy jej uchu dotarło błyskawicznie do pulsującej w oczekiwaniu kobiecości. Zadrżała, kiedy przygryzł skórę na jej szyi, a cichy syk wydobył się spomiędzy warg, bo nie zrobił tego delikatnie.

REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz