Rozdział pięćdziesiąty drugi

930 102 21
                                    

Klub Alberta Dollcezo, jednego z pionków Cesare, zwłaszcza o tej porze, kiedy nie było jeszcze południa świecił niemal pustkami. Niemal, bo kręciło się po nim kilka panienek w skąpej bieliźnie, zaś dwie wyginały się na zamontowanej pośrodku rurze.

Renzo zerknął na brata, który siedział obok niego z telefonem w dłoni i nie krył swojego niezadowolenia z pobytu tutaj. On też nie był zachwycony, czekał tylko aż stary Dollcezo skończy pieprzyć o tym jak to Ruscy wpieprzają mu się w biznes.

Miał dość ciągłego jęczenia i zastanawiał się dlaczego wuj i jego przydupasy wciąż prowadzili z nim interesy. Facet dosłownie ze wszystkim i we wszystkim doszukiwał się problemów.

Renzo przysłuchiwał się jednym uchem biadoleniu, jednocześnie uważnie lustrował towarzyszących im mężczyzn.

Mimo wczesnej pory nie hamowali się z niczym. Kreski kokainy znikały jedna po drugiej, co jakiś czas rozbrzmiewał chichot zachwyconej panienki, tuż po tym gdy czyjaś ręka z głośnym plasknieciem lądowała na jej nagim pośladku. Za kilka godzin miała odbyć się gala, na której ci wszyscy tutaj pokażą się ze swoimi żonami, grając przykładnych mężów i obywateli. Wśród nich nie było jedynie Ignacio, co osobiście zdziwiło Renzo, bo zawsze na takich spotkaniach towarzyszył wujowi.

Kolejny głośny rechot wybrzmiał mu w uszach z chwilą, gdy koło brata zakręciła się drobna blondynka, bez skrępowania siadając na nim okrakiem.

Tiago natychmiast zepchnął dziwkę z kolan i nie czekając, aż ta pozbiera się z podłogi, wstał.

— Na mnie już czas. Widzimy się na gali — zwrócił się do pozostałych i ruszył do wyjścia.

On również podniósł się z siedzienia, ale zanim obaj opuścili lokal, wśród śmiechów, dotarł do nich głos wuja:

— Zaczekajcie na mnie przed wejściem. Zaraz przyjdę. — Cesare wypuścił spomiędzy warg szary dym, a w jego oczach dało się zauważyć dezaprobatę, spowodowaną ich zachowaniem.

Nie udzielając mu odpowiedzi wyszli na zewnątrz. Nie zamierzali spełniać zachcianek Cesare, nie mieli zamiaru czekać posłusznie przed wejściem tylko od razu wsiedli do samochodu. Tutaj przynajmniej mogli rozmawiać bez obaw, że ktokolwiek ich podsłucha.

— Ciekawe, czego tym razem chce. — Tiago nie krył swojego niezadowolenia. Nadal też szukał czegoś na swojej marynarce.

— Co ty robisz? — Nie wytrzymał.

— Sprawdzam, czy dziwka nie zostawiła na mnie swoich kudłów. Tatiana po naszej ostatniej rozmowie przestała się do mnie odzywać.

— Jest aż tak źle?

— Straciła do mnie zaufanie i wcale jej się nie dziwię — westchnął w końcu i oparł się o zagłówek, przymykając powieki. — Okłamałem ją.

— Nie mogłeś powiedzieć jej prawdy.

— Mogłem, hermano. Właśnie jej mogłem powiedzieć. Wścieka się o to, że nie byłem z nią szczery kim naprawdę jestem, ale to, że okłamałem ją i nie powiedziałem jej, po co poleciałem do Kolumbii najbardziej ją zabolało.

— Tatiana jest mądrą kobietą. Zrozumie, że chciałeś ją chronić.

— Powinienem pokazać, że stoi obok mnie a nie za mną. Ma stać obok. Jak równy z równym.

Poczuł ból w okolicy serca na widok udręki malującej się na twarzy Tiago. Kochał go. Udręka brata była i jego udręką, smutek jego smutkiem.

— Moja oferta jest nadal aktualna — przypomniał mu.

REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz