Rozdział pięćdziesiąty szósty

1.1K 110 26
                                    

Robaczki❤ Do końca zostały cztery rozdziały 😈 Enjoy


Cisza w apartamencie była przytłaczająca i niemal dźwięczała mu w uszach. Bez wahania sięgnął po alkohol, mając świadomość, że jak tak dalej pójdzie, to zostanie alkoholikiem, bo ostatnio tylko w taki sposób radził sobie z emocjami. Wcześniej nie odczuwał ich tak intensywnie, co poniektóre były mu obce, jednak wspomnienie twarzy tych dzieci... Musiał się znieczulić, nieważne jak.

Pół godziny wcześniej zjawił się Matteo, uświadamiając mu, co znajdowało się na pliku. Renzo wyraźnie widział, że nie w smak mu było pozostawienie Knoxa przy życiu, ale miał na pozbycie się go inny plan. Śmierć w przypadku Brysona byłaby zbyt łagodnym wymierzeniem sprawiedliwości i zamierzał dopilnować, by w więzieniu do którego trafi — a trafi na pewno — odpowiednio się nim zajęli. Każdego dnia, każdej nocy.

Cicha wibracja telefonu oderwała jego myśli od rozmowy z przyjacielem, a widząc kto próbował się z nim skontaktować dziwny niepokój osiadł mu pod skórą.

— Juan?

— Costa uciekł — padła krótka informacja.

Renzo poczuł jak wraz z tymi słowami grunt osuwa mu się pod nogami, a zaraz potem wściekłość popłynęła mu w żyłach, bo nie zabił Costy i nie pomścił rodziców.

— Jak to, kurwa, uciekł — warknął.

— Znaleźliśmy ukryty tunel, w miejscu gdzie podejrzewałem, że zginął. Musiał stracić sporo krwi, ale nigdzie nie znaleźliśmy trupa.

— Wylecę do Kolumbii z samego rana. Przyszykuj wszystko.

— Jesteś pewny? — Juan ściszył głos.

— Tak — odparł twardo, po czym się rozłączył.

Wściekłość wystrzeliła w nim niczym fajerwerki w Dzień Niepodległości przez co nieświadomie zacisnął pięść, zaraz potem skrzywił się, bo w ręce nadal trzymał szklankę. Teraz jej kawałki wbijały mu się w skórę, a krople krwi barwiły jasny dywan. Nie przejął się ściekającą posoką, bardziej wkurwiał się niepowodzeniami, z jakimi się właśnie zderzył. Wszystko się sypało, a on nie był w stanie zebrać myśli. Wpatrywał się w odłamki szkła i zastanawiał się, kiedy wszystko się tak spierdoliło.

Dochodziła druga w nocy, gdy usłyszał dźwięk rozsuwanych się drzwi windy i chwilę później do salonu wszedł Tiago. Z jego twarzy nic nie dało się wyczytać, dopóki nie zobaczył śladów krwi na podłodze.

Renzo nawet nie kwapił się, by wstac bądź też cokolwiek wokół siebie zrobić przez ten czas.

— Powinieneś to opatrzyć. — Wskazał na skaleczenie i opadł ciężko na fotel obok, odchylając głowę. — Niezły syf.

— Jak poszło?

— Federalni przejęli sprawę — prychnął i sięgnął po butelkę, która stała na stoliku między nimi. Od razu pociągnął z gwinta spory łyk i nieznacznie się skrzywił. — Te dzieci... To nie Amerykanie...

Renzo musiał się odciąć, zdystansować od tej sprawy, bo to już nie był jego problem. Udało im się je uratować, więc teraz nadszedł czas na zajęcie głowy czymś innym.

— Co z resztą nagrań?

— Nie były nam potrzebne. Niech federalni się tym martwią. Przeglądałeś je? — Tiago wskazał na leżący na stoliku pendrive.

— Nie ja, Matteo.

— Coś więcej?

— Czternastolatka, może piętnastolatka, ciężko stwierdzić — przekazał to, czego dowiedział się od przyjaciela, po czym zacisnął pięść, ignorując coraz większe pieczenie. — Jeżeli Cesare od tym wiedział, zajebię go.

REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz