Przez to, że dzisiejszy rozdział wyszedł krótki, jutro dodam kolejny❤
Weekend skończył się dla Leyi zdecydowanie za szybko a wraz z nim zakończyła się wizyta Tatiany i musiała wrócić do obowiązków.
Dzień dłużył jej się niemiłosiernie, o skupieniu się mogła jedynie pomarzyć, bo wszystko, jak na złość, leciało jej z rąk. Skłamałaby, gdyby nie wiedziała, czym był spowodowany jej stan. Doskonale wiedziała, ale starała się nie dopuszczać do siebie nieprzyjemnych myśli. Z marnym skutkiem. W dodatku trafiła jej się jedna z najbardziej niezdecydowanych klientek, z jakimi przyszło jej pracować.
— Ja sama nie wiem... — Kobiecy głos sprowadził ją na ziemię, przez co Leya zamrugała gwałtownie i niewiele brakowało, żeby ostentacyjnie przewróciła oczami. — Bardziej chyba pasował mi ten pierwszy projekt.
Tak, po którym było pięć kolejnych — dopowiedziała sobie w myślach, kląc na czym świat stał.
— Chodzi pani o kolorystykę? Czy o cały projekt? — Przywdziała na twarz profesjonalny uśmiech, chociaż miała ochotę pieprznąć tym wszystkim, wparować do biura Westa i kazać mu się walić.
— No właśnie nie jestem pewna.
Trzymajcie mnie!
Wzięła głęboki wdech, by zaraz powoli wypuścić powietrze.
— Pani Archer, musimy się na coś zdecydować, bo inaczej nie zmieścimy się w terminie, który pani zaznaczyła. Proszę wziąć pod uwagę, że do części prac będą wymagane zezwolenia, dodatkowo inspektorzy...
— Tak, tak, rozumiem. — Przytaknęła w odpowiedzi, przenosząc wzrok z ekranu urządzenia, na którym wyświetlony był projekt, wprost na Leyę. — Proszę dać mi czas do jutra. Odezwę się do pani do południa.
Skinęła w odpowiedzi, zmuszając się po raz kolejny do lekkiego uśmiechu.
Kobieta w końcu wstała, strzepnęła niewidzialny pyłek z markowego żakietu i wyciągnęła w jej kierunku wypielęgnowaną dłoń.
— Do usłyszenia jutro, panno Smith.
Pożegnała się z klientką i gdy tylko zniknęła z zasięgu jej wzroku, Leya opadła całym ciałem na fotel głośno sapiąc.
Myśli, jak za dotknięciem magicznej różdżki powróciły. Bombardowały zmęczony umysł i ani myślały odpuścić.
Z ledwością dotrwała do końca dnia, więc kiedy wybiła piąta, nie czekała na resztę towarzystwa, tylko złapała za torebkę i pospiesznie opuściła pracownię. Wychodząc na zalaną słońcem ulicę, na moment zmrużyła oczy, ale w tej samej chwili włoski zjeżyły jej się na karku, a pod skórą osiadł irracjonalny niepokój, przez co się rozejrzała. Wzrok przesuwał się po mijających ją ludziach, przejeżdżających samochodach aż wreszcie natrafiła na zaparkowane po drugiej stronie ulicy auto.
Czarny SUV, z równie czarnymi szybami wydał jej się znajomy, ale nie potrafiła przypasować go do konkretnego wspomnienia. Miała wrażenie, że gdzieś już go widziała. Z drugiej jednak strony mogła się po prostu pomylić, wyolbrzymić coś, czego nie było.
Niestety dziwne uczucie nie zniknęło nawet wtedy gdy ruszyła i za chwilę włączyła się do ruchu.
Jakiś czas później, zjeżdżając z głównej drogi, ponownie zerknęła w lusterko. Auto nadal za nią jechało, zachowując dystans dwóch samochodów.
— Co, do cholery — warknęła, marszcząc brwi.
Próbowała skupić się na jeździe, jednocześnie starała się obserwować SUV-a, dlatego też gdy dotarła pod budynek, odczuwała dyskomfort w związku z ciągłym napinaniem mięśni. Z cichym jęknięciem rozprostowała palce, zaciskające się mocno na kierownicy i powoli wysiadła.
Na moment wstrzymała powietrze, kiedy samochód przejechał niedaleko niej i skręcił w ulicę dalej, po czym wypuściła drżący oddech. Miała ochotę się roześmiać ze swojej głupoty i wybujałej wyobraźni, ale w ostateczności jedynie prychnęła pod nosem. Przez te wszystkie reportaże i wiadomości, jakie w ostatnich tygodniach docierały z Medellín, zaczynała fiksować.
Chwilę później znalazła się w mieszkaniu. Upewniła się, czy aby na pewno zamknęła drzwi i tchnięta nagłym przeczuciem podeszła do kuchennego okna, wychodzącego na ulicę. Serce zadrżało, bo auto, które podążało za nią od momentu wyjścia z pracy, właśnie parkowało przy krawężniku kilka jardów dalej.
Tym razem nie zawahała się, tylko sięgnęła do torebki i od razu wykonała połączenie do jedynej osoby, która mogłaby jej pomóc.
Renzo odebrał zaraz po pierwszym sygnale, ale zanim cokolwiek zdołała powiedzieć, usłyszała chłodne "nie mogę teraz rozmawiać" po czym w słuchawce zaległa głucha cisza. Jeszcze przez chwilę trzymała urządzenie przy uchu, bo zaskoczył ją ostry ton mężczyzny. W końcu jednak otrząsnęła się, czując nieprzyjemny ucisk, który zacisnął się obręczą wokół szybko bijącego serca. Daleko jej było do zachwytu własnym stanem, bo niewiele miała chwil w życiu kiedy zazdrość wypełniała każdą szczelinę w umyśle. Nie potrafiła nad nią zapanować. Była tylko kochanką, przecież miała tego pełną świadomość, a jednak jakaś cząstka niej pragnęła bycia tą jedyną, najważniejszą.
W przypływie irytacjirzuciła telefon na łóżko, nie bacząc, że odbił się od niego i spadł na podłogę.Generalnie miała to głęboko w dupie. Frustracja podsycana zazdrością pogłębiłasię jeszcze bardziej, sprawiła, że nie umiała znaleźć sobie miejsca. Naglepoczuła się tak, jakby przestała kontrolować własne życie.
Twitter: kolumbijskieREVENGEmm
CZYTASZ
REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)
RomansNie od dziś wiadomo, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Renzo Cardino całe swoje życie podporządkował chęci zemsty. Latami uczył się cierpliwości, próbując odnaleźć spadkobiercę największego wroga, aby uderzyć w jego słaby punkt. Jedno przypadkow...