Rozdział trzydziesty

977 117 36
                                    

Enjoy🖤🖤🖤


Głuchy odgłos wystrzału rozbrzmiał w uszach Leyi, jednak nie przyniósł takiej ulgi, jakiej potrzebowała. Nie znosiła ochronnych słuchawek, ale Whining obsesyjnie wręcz dbał o zdrowie swoich klientów, tym bardziej kiedy miał komplet na strzelnicy.

Wymieniła magazynek, uniosła ramię i kolejna seria naboi opuściła lufę pistoletu. Głowa pękała jej od natłoku myśli; w pracy o skupienie było ciężko, po pracy również. Nieustannie wracała wspomnieniami do feralnego wieczoru i zasłyszanych słów.

Westchnęła rozeźlona, wciskając przycisk na bocznym panelu.

— Kiepsko — usłyszała tuż za sobą, gdy tarcza podjechała bliżej.

Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, kto za nią stoi.

Dziury po kulach wyraźnie ukazywały, że ten dzień był pasmem porażek. Jakby była cholernym nowicjuszem w strzelaniu.

W końcu obkręciła się na pięcie i stanęła oko w oko z właścicielem.

— No nie zauważyłam — sarknęła, zsuwając słuchawki.

— Schowaj pazurki, kotku.

— Wkurzasz mnie, kotku.

— Nie pierwszy i nie ostatni raz, w dodatku nie ja jedyny.

Przez chwilę patrzyła na niego, po czym parsknęła śmiechem. Chichocząc pokręciła głową, bo Sam poprawił jej humor i to niczym nadzwyczajnym, ot miną i kilkoma, przesączonymi kpiarskim tonem słowami.

— Tak już znacznie lepiej. — Uśmiechnął się lekko. — Wpisać cię na weekend?

Potwierdziła skinieniem i pożegnawszy się wymaszerowała z wygłuszonej sali.

Wracając do siebie, zaciskała dłonie na kierownicy, kiedy jej myśli ponownie przysłoniła mgła żalu, jaki odczuwała, gdy usłyszała, że jest nikim ważnym. Katowała się wspomnieniem, choć doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, iż najgorszym z możliwych scenariuszy był ten w którym przespanie się z Renzo, bo romansem tego nazwać nie mogła, wyszłoby na światło dzienne. Nie chciała by ktokolwiek się o tym dowiedział a jednocześnie nie chciała być niewidzialna, nie chciała być nikim.

Mówią, że kobietę ciężko zrozumieć. I voilà, właśnie to spektakularnie potwierdziła.

Te wszystkie rozmyślania sprawiły, iż działała jak na autopilocie. Parkując pod kamienicą nie potrafiła przypomnieć sobie drogi, co wprawiło ją w lekki niepokój. Nieświadomie narażała nie tylko swoje życie i ta myśl spowodowała, że postanowiła w końcu wziąć się w garść.

Przymknęła na moment powieki, zassała głęboko w płuca powietrze, po czym wypuściła je ze świstem. Powtórzyła tę czynność jeszcze dwukrotnie i dopiero wtedy wysiadła z auta, ponownie zderzając się z gorącą ścianą ukropu, panującego na zewnątrz. Było parno i duszno, z ledwością dało się oddychać, dlatego czym prędzej pospieszyła w stronę wnętrza budynku. Wystarczyło zaledwie kilka sekund w tym skwarze, żeby bluzka przykleiła jej się do pleców. Marzyła o chłodnym prysznicu.

Będąc już na ostatnim stopniu na chwilę przystanęła, a serce wybiło nierówny rytm.

Widok Lawsona, który czekał pod drzwiami jej mieszkania delikatnie mówiąc zaskoczył ją. Zwłaszcza o tej porze, kiedy powinien być jeszcze w pracy.

— A ty nie w pracy? — wypowiedziała na głos myśli, wyciągając z torebki pęk kluczy.

— Chciałem spędzić czas ze swoją dziewczyną.

REVENGE. Kolumbijskie dziedzictwo #1 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz