Rozdział 55

125 11 2
                                    

*Łukasz*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*Łukasz*

Całą noc nie mogłem spać. Marta wychodziła do Agatki i wracała, czułem jej wzrok na sobie. Martwiła się. Nie planowałem niczego głupiego, nie zamierzałem przez takiego gnojka trafić do więzienia. Jestem odpowiedzialnym mężem i ojcem, w końcu dwanaście lat temu zgodziłem się wziąć na siebie tą odpowiedzialność. Właśnie...minęło dwanaście lat, a jakby to było wczoraj. Do dziś, kiedy jestem w aptece ta pani Wiola, bo już się poznaliśmy lepiej, pyta o moją rodzinkę. Nie zapomnę jej wzroku, gdy stanąłem mając jeszcze siedemnaście lat i poprosiłem o test ciążowy dla Marty. Tyle się od tego czasu wydarzyło. Zakochałem się w niej niemal od razu, była taka piękna. Nie miałem żadnych oporów, aby pokochać też Zosię. Od samego początku była moją córką i nią jest. Miałem łzy w oczach, kiedy na koniec całej historii przytuliła się do mnie i powiedziała kocham cię tato... Mówiła to wiele razy, ale w tam tym momencie to było wyjątkowe. 

Patrzyłem nadal w sufit i nie mogłem zasnąć. On nie odpuści, czułem to. Jednocześnie wiedziałem, że Zosia mi ufa i uważa za swojego ojca. Odwróciłem głowę, żeby spojrzeć czy Marta śpi i kiedy się upewniłem, że tak wstałem z łóżka. Po cichu udałem się do pokoju Zosi i zajrzałem przez szparę w uchylonych drzwiach. Płakała...

- Zosiu - odezwałem się i wszedłem do pokoju bez żadnego zawahania. 

- Tato - wychlipała i odwróciła się do mnie - Przepraszam, obudziłam cię

- Nie - powiedziałem czułym głosem i usiadłem obok niej na łóżku. Dwunastolatka podniosła się lekko i natychmiast do mnie przytuliła. 

- Przepraszam, że... - łkała i tuliła się we mnie jeszcze mocniej. Objąłem ją mocno ramieniem i pocałowałem w głowę.

- Cii Zosiu 

- Przepraszam, że nie jestem twoją córką - wychlipała - Bardzo bym chciała nią być 

- Zosiu - poczułem jak głos mi się łamie, do oczu napłynęły mi łzy - Kochanie, za co ty mnie przepraszasz

- Ja wiem. Mówiliście z mamą, ale ty pewnie masz do mnie żal oto, że...że nie jestem twoja - odsunęła się i spuściła głowę, a jej blond długie włosy zakryły buzię. Odgarnąłem je i wziąłem jej twarz w swoje dłonie. 

- Zosiu - zacząłem - Nazywasz się Zofia Magdalena Kamińska i zawsze tak było. Kiedy się urodziłaś trzymałem cię na rękach i poszedłem do urzędu, żeby cię zarejestrować. Widziałaś, kiedyś swój akt urodzenia? Jutro ci go pokaże, bo teraz nie chcę budzić mamy, ale powiem ci co tam jest. Napisane jest matka Marta Kamińska, a ojciec Łukasz Kamiński. Oczywiście z początku było Marta Fernandez, ale po ślubie zmieniliśmy to z mamą. Jakie masz imiona wpisane do dowodu pod hasłem imiona rodziców? Marta i Łukasz, prawda? Kocham cię córeczko i nigdy nie miałem i nie będę miał do ciebie oto żalu. Nawet nie mogę mieć, bo przecież jesteś moją córką - przytuliłem ją, a ona się na nowo rozpłakała - Do dziś pamiętam dzień, w którym się urodziłaś

Kłamstwo ma krótkie nogiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz